27 lutego

27 lutego

Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów. "Szóstka Wron" Leigh Bardugo

Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów. "Szóstka Wron" Leigh Bardugo
Szóstka Wron mnie prześladowała. Widziałam ją w każdym zakątku internetu... no dobrze, to akurat przesada, ale bardzo często gdy wchodziłam na jakiegoś książkowego bloga czy vloga, to z reguły ktoś o niej pisał czy mówił. Szóstka Wron zbiera same ochy i achy, na lubimyczytać ma ocenę 8,44, a na goodreads 4,45. Tak wysokie noty i te wszystkie pozytywne opinie coraz bardziej zachęcały mnie do sięgnięcia po książkę Leigh Bardugo. Nawiasem mówiąc ta pani zdążyła już wcześniej zasłynąć z Trylogii Grisza, która nie jest mi znana, ale ma wielu fanów na całym świecie. Tak czy inaczej musicie wiedzieć, że bardzo sceptycznie podchodzę do książek, które wszyscy chwalą. Zwykle wietrzę w tym jakiś podstęp, i nie inaczej było w tym przypadku. Niemniej jednak w końcu uległam i książkę przeczytałam. Decyzji tej ani trochę nie żałuję, bo choć mam sporo zastrzeżeń do Szóstki Wron, to szłam przez nią jak burza i ostatecznie jestem bardziej na tak, niż na nie. 

21 lutego

21 lutego

Perfekcyjna para, czy idealne kłamstwo? "Za zamkniętymi drzwiami" B. A. Paris

Perfekcyjna para, czy idealne kłamstwo? "Za zamkniętymi drzwiami" B. A. Paris
Oglądałam kiedyś taki film: "Żony ze Stepford". Był on na podstawie książki, jednak teraz chodzi mi po prostu o sam motyw idealnej żony, bo zaczynając pisać tę recenzję przypomniało mi się, że coś podobnego już widziałam. Książka "Za zamkniętymi drzwiami" B. A. Parisa również odnosi się do perfekcji i nieskazitelnego w swej doskonałości związku.

20 lutego

20 lutego

10 (nie)Poważnych faktów o mnie. Edycja Kamyczuś

10 (nie)Poważnych faktów o mnie. Edycja Kamyczuś
Miałam tego nie pisać, bo pisanie o sobie jest kłopotliwe...  Ale! Skoro moja towarzyszka przyjęła wyzwanie to byłabym wredną małpą nie dokładając swojej cegiełki.

16 lutego

16 lutego

10 (nie)Poważnych faktów o mnie

10 (nie)Poważnych faktów o mnie
Przyjęłam od Wiedźmy zaproszenie do wyzwania, które polega na zdradzeniu wam 10 niePoważnych faktów na mój temat. Za zaproszenie bardzo dziękuję :) Lubię wszelkie wyzwania i tagi, toteż chętnie się tego podjęłam. Pisanie o sobie jest trudne, szczególnie kiedy próbowałam znaleźć nie takie suche fakty, ale ciekawostki, coś innego. Przynajmniej myślałam, że będzie to trudne, ale ostatecznie okazało się, że wcale nie. W zakładce "O nas" pisałam między innymi, że studiuję, gram w gry komputerowe i uwielbiam czytać fantastykę. Jeśli ktoś jest zainteresowany poznaniem mnie trochę lepiej, to zapraszam do czytania :)

12 lutego

12 lutego

Historia walecznej księżniczki. Próba krwi i stali, Joel Shepherd

Historia walecznej księżniczki. Próba krwi i stali, Joel Shepherd
Tak się zdarzyło, że ostatnio nie trafiam na zachwycające książki. Może nie mam umiejętności odnajdywania diamentów? Kiedy nachodzą mnie takie myśli przypominam sobie pewną serię, na którą trafiłam zupełnie przypadkiem. Pośród książek, które miałam zamiar zamówić online rzuciła mi się w oczy ta o tytule "Sasha". Miała rozsądną cenę z przeceny, więc jedynym prawidłowym działaniem, jakie mogłam podąć w tamtej chwili było wciśnięcie przycisku "koszyk" i zakupienie jej.

Od razu zaznaczę, że nie przepadam, kiedy główne skrzypce w historii odgrywa kobieta. Zazwyczaj okropnie mnie to drażni. Może dlatego, że sama jestem kobietą i wytykane wady bohaterek przypominają mi o moich? Chociaż nie, bardziej prawdopodobne jest raczej to, że takie heroiny są głupiutkie i naiwne i aż chce się je jak najprędzej zabić. W każdym razie główną bohaterką tetralogii "Próba krwi i stali" Joela Shepherda jest Sasha, a dokładniej - Sashandra.

Czasami - Kessligh powtarzał to nie raz - musisz po prostu działać. Jeśli pragniesz, by każda twoja akcja była rozważna, głęboko przemyślana, nigdy niczego nie dokonasz

O ironio ironii, Sasha jest księżniczką kraju o nazwie Lenayin. Od razu podlatuje to niepotrzebnym schematem bezbronnego dziewczęcia. Następuje jednak ogromna ulga, kiedy dowiadujemy  się, że dziewczyna porzuciła swój los potomka królewskiego, by w całości poświęcić się nauce sztuki walki zwanej svaalverd. Jej mistrz miecza Kessligh niegdyś był bohaterem wojennym, dowódcą Zjednoczonych Armii i jako bliski przyjaciel króla nauczać miał jego najstarszego syna Krystoffa, co jak się okazuje zweryfikowało życie, pozostawiając go z młodą zbuntowaną dziewczyną. Oboje zamieszkali w małym miasteczku Bearlyn pośród ludności oddającej się dawnym naukom Goeren-yai , stanowiącym zarówno religię jak i sposób życia. Tutaj wyłania się przewodni motyw całej opowieści - konflikt religijny między pogaństwem prostego ludu, a nową religią szlachetnie urodzonych - Varenthane. Dziewczyna mocno opowiada się za Goeren-yai, co nie jest dobrze widziane przez wzgląd na jej szlachetne urodzenie. Musi zdecydować co jest ważniejsze - rodzina czy przyjaciele, a jednocześnie co jest najlepsze dla całego kraju. Mało tego, w późniejszych częściach pojawia się także wątek innej rasy niż ludzie. Wszędzie nazwalibyśmy ich elfami z powodu ich urody, mnogości umiejętności i całej prezencji, tutaj jednak noszą miano serrinów. Niestety mimo swoich licznych zalet często spotykają się z prześladowaniem. Cała seria to powoli rozkręcający się ciąg akcji, spisków i knowań oraz gorącej wiary we własne przekonania, a całość wieńczy stara, dobra wojna. Chociaż jest to fantastyka, to nie uświadczymy tu magii. Walki są dobrze opisane, gęsto leje się krew, a niesamowite umiejętności w tej sztuce nie raz są nieco przesadzone. Można to jednak wybaczyć...

Czego serii nie można zarzucić? Tego, że ma zbyt mało bohaterów. Wręcz przeciwnie, nie raz trudno się połapać w ich ilości. O Sashy wiemy, że to pyskata 21-letnia dziewczyna, która bardzo szybko dojrzewa na kartach książek. Uczy się, że decyzje zazwyczaj są trudne, a miłość bywa jeszcze trudniejsza. Kessligh Cronenverdt przyzwyczajony do ciągłego pilnowania uczennicy, powoli pozwala jej samodzielnie kroczyć w świecie pogrążonym w konflikcie i wcale nie jest to dla niego tak łatwe jak chciałby myśleć. Najlepsi przyjaciele Sashy to Andreyis - chłopak pragnący zostać wojownikiem oraz Lynette - dziewczyna, która świetnie zna się na koniach. Wśród bohaterów znajdziemy także Jaryda Nyvar, dziedzica wielkiego lorda Tyree, który początkowo wydaje się zbyt bufoniasty i pewny siebie, jednak w trakcie wydarzeń i pod ich wpływem przechodzi metamorfozę przez bardzo fajną, pełną humoru postać, po załamanego mężczyznę aż do "szczęśliwego zakończenia". Sasha posiada również mnóstwo rodzeństwa. Najstarszy, wybrany jako dziedzic tronu - Koenyg nigdy szczególnie nie przepadał za siostrą z powodu jej "fanaberii" związanych z nauką sztuk walki i odmienną religią. Następny brat - Wylfred, miał oddać życie zakonowi. Ulubiony brat Sashy - Damon, był najmilszy i najbliższy dla dziewczyny, wraz z biegiem wydarzeń nauczył się wypowiadać swoje zdanie i trzymać się go. Starsza siostra Marya, stanowiąca dla jeszcze małej Sashy substytut matki, została wydana za mąż za Torovańczyka. Kolejna siostra, dodajmy że początkowo niezbyt lubiana, Alythia była bardzo typową księżniczką z wszelkimi cechami powiązanymi z dobrym wychowaniem i lubowaniem się w przyjęciach. Jest jeszcze młodsze rodzeństwo - Myklas oraz Sofy, która była najlepszą przyjaciółką Sashy i odegrała niemałą rolę w całej historii. Z resztą każda z postaci wydaje się być niezbędna do popchnięcia akcji do przodu. Wymienię jeszcze najważniejszych Serrinów, którzy bardzo zżyli się z Sashandrą (niektórzy aż za bardzo) - Rhillian - przywódczyni, Tassi i Aisha oraz Errollyn i Terel. Gdybym miała opisać każdą z postaci osobno, zajęłoby to chyba z tysiąc stron :) Chciałam jednak zaznaczyć jak wiele bohaterów składa się na tą świetną serię. Myślę, że to właśnie oni sprawiają, że jest tak barwna.

Ale świat jest, jaki jest, Sasho. Nie zaznasz spokoju, dopóki się z tym nie pogodzisz. Ludzie umierają i ludzie zabijają, i nawet jeśli wszyscy nosimy w sobie skazę, nie zdołamy osiągnąć niczego wzniosłego, pozwalając się pokonać wrogom.


Co mogę powiedzieć ogółem? Świetnie się bawiłam czytając. Opowieść naprawdę wciąga, żyje własnym życiem i nie pozwala się oderwać. Mimo kilku uchybień takich jak nierealność walki, zbytnie przeciąganie czasem akcji albo uparte i nieco niezrozumiałe przekonania niektórych bohaterów, seria jest znakomita. Posiada nawet wątek romantyczny, który został wspaniale poprowadzony. Mimo, że to główna bohaterka jest w kimś zakochana, to miłość nie odgrywa pierwszych skrzypiec, a jest jedynie wątkiem pobocznym. Nie przepadam za romansami, ale tutaj szczerze kibicowałam Sashy i jej wybrankowi serca. Choćby ze względu na ten związek, książka nie jest dla młodzieży, bowiem jest kilka scen dosyć pikantnych. Bardzo podobało mi się, że choć seria przedstawia tak naprawdę dwa obozy - prostych ludzi i szlachty - to znajdziemy się w każdym z nich ze względu na rozdartą Sashę. Dziewczyna kocha obie strony i wybór tylko jednej jest dla niej trudny. Najlepiej bawiłam się na drugiej i trzeciej części, natomiast pierwsza była swoistym wprowadzeniem, pozwoliła poznać świat i właśnie dzięki temu następne tomy były tak dobrze poprowadzone. Czwarta część według mnie nieco się zepsuła. Być może było w niej zbyt dużo opisów, które spowalniając akcję. A akcji w tej serii jest mnóstwo i całość czyta się błyskawicznie. "Próbę krwi i stali" czytałam jakieś 2 lata temu, więc sam fakt, że po prostu musiałam napisać recenzję i nadal pamiętam uczucia jakie mi wtedy towarzyszyły, coś znaczy. Zdecydowanie polecam wszystkim fanom zarówno fantastyki, jak i książek przygodowych. 

Ocena: 9,5/10

"Próba krwi i stali", Joel Shepherd, wydawnictwo Jaguar, rok wydania 2013-2014

W serii:
1. Sasha
2. Petrodor
3. Tracato
4. Azyl

06 lutego

06 lutego

O słodki nekromanto. "Magiczne Akta Scotland Yardu" Anny Lange

O słodki nekromanto. "Magiczne Akta Scotland Yardu" Anny Lange
Nie należę do ludzi, którzy zwracają szczególną uwagę na pierwsze zdanie w książce. W Magicznych Aktach Scotland Yardu poświęciłam jednak chwilę na wpatrywanie się w początek pierwszego rozdziału, i ze zdziwieniem odkryłam, że uśmiecham się do kartki. Z tego jednego zdania dowiedziałam się, że książka będzie nie tyle o magii - jak głosi tytuł - ale o CZARNEJ magii. Autorka postanowiła poruszyć lubiany przeze mnie temat nekromancji, który jakoś rzadko spotykam w książkach fantasy. A jeśli już spotykam, to tą mroczną sztuką magii para się ten zły. Może nawet Główny Zły. Natomiast w Magicznych Aktach Scotland Yardu nekromantą jest ten dobry! Tego jeszcze nigdy nie spotkałam, i z miejsca byłam absolutnie zachwycona pomysłem. Clovis LaFay, bo to o nim mowa, na dodatek jest głównym bohaterem. To z kolei oznacza, że duchów i truposzy będzie pod dostatkiem. A jako czynnik trzeci, który przemawia za tym, by książkę polubić, jest humor wpleciony zarówno w dialogi, jak i w narrację. 

Chłopak przez trzy lata tłukł się po wszystkich miastach studenckich na kontynencie, a ci myśleli, że go więzień i dziwka wystraszą!

Magiczne Akta Scotland Yardu to historia o mężczyźnie z szanownej, starej rodziny LaFayów, która od lat trudni się sztuką czarnej magii. Clovis nie ma dobrych kontaktów z rodziną, a każde jego spotkanie z nimi to droga przez mękę. Jakby tego było mało, to w dzieciństwie spotkało go parę traumatycznych przeżyć, głównie za sprawą syna jego brata, starszego od samego Clovisa zaledwie o kilka lat. Clovis zaraz po ukończeniu szkoły wyjeżdża z kraju i tuła się po świecie, dziwnym trafem lądując w różnych zakątkach świata właśnie wtedy, kiedy szykują się tam kłopoty. W końcu jednak wraca i mniej więcej w tym momencie rozpoczyna się właściwa akcja książki. A skoro to książka, gdzie pierwsze skrzypce gra nekromanta, to oczywiście od razu lądujemy na cmentarzu.

- Oczywiście. Skontaktowałem się z osobą, która służyła poprzednio u pewnego profesora matematyki z Cambrige. - Clovis dopowiedział sobie, że zatem żadnym ekscentrycznym wyskokom ze strony pracodawcy dziwić się nie powinna.

Anna Lange stworzyła porywają historię w klimatach wiktoriańskiej Anglii, tym bardziej, że jest to debiut. Początkowo topornie mi się książkę czytało ze względu na styl pisania (miałam wrażenie, że szyk zdania jest czasem zły, język bardziej potoczny, momentami nie mogłam się odnaleźć, kto albo do kogo wypowiedział daną kwestię) ale ostatnie 50 stron przerzucałam tak, jakby od tego zależało moje życie. Fabuła kręci się wokół kryminalnych zagadek - w końcu są to akta Scotland Yardu, aczkolwiek Clovis drugim Sherlockiem nie jest i nie próbuje nim być - i nawet jeśli od początku było wiadomo, kto będzie pełnił rolę Zła Naczelnego, to i tak czytałam książkę z ogromną przyjemnością. Autorka prowadziła nas przez kolejne strony swojej powieści w sposób, który w ogóle nie nużył, a przedstawienie realiów tamtych czasów wypadło świetnie. Niemniej jednak główną siłą napędową Magicznych Akt Scotland Yardu są bohaterowie, i dla mnie jest to tak naprawdę czwarty i najmocniejszy czynnik, który przemawia za tą książką. Bo widzicie, w powieści Anny Lange głównych bohaterów tak naprawdę jest trójka. Wymieniony już wcześniej Clovis LaFay to diablo uroczy, słodki, nieporadny i zagubiony w życiu mężczyzną, który pomimo cech nie do końca męskich mężczyzną pozostaje (i to jest dosyć zagadkowe). Clovis nie nadąża za “nowoczesnym” językiem, a więc takim, którym posługują się ludzie z ulicy, jest zupełnie oderwany od rzeczywistości, a jednak można na nim polegać i dzięki swojej wiedzy i uprzejmości stopniowo zdobywa szacunek nawet najbardziej niechętnych mu ludzi (z pominięciem rodziny). Zaraz po powrocie do kraju Clovis spotyka swojego szkolnego kolegę, Johna Dobsona, w którym mimowolnie budzą się odruchy opiekuńcze na widok młodszego kolegi. John bowiem z natury jest opiekuńczy, odpowiedzialny, szczery i prostolinijny, dodatkowo strzeże litery prawa jako nadinspektor Podwydziału Spraw Magicznych. Zmierzam do tego, moi drodzy, że ta dwójka jest ze sobą w tak doskonałej komitywie i tak doskonale wpisuje się w schemat dwóch panów w związku homoseksualnym, że nie sposób ich mimowolnie ze sobą nie sparować. No dobrze, ludzie którzy nie posiadają tak skrzywionego umysłu jak mój, pewnie tego nie zrobią, ale obstawiam, że płci pięknej przyjaźń i charaktery tej dwójki wielce przypadną do gustu.

Jacob Snaith miał strasznego pecha. Przyjechać na białym koniu w celu ratowania księżniczki przed smokiem i najpierw natrafić na przebywającego u niej w gościnie złego czarnoksiężnika, a potem zostać razem ze smokiem wyrzuconym przez nią z zamku...

Żeby opisowi stało się zadość dodam, że trzecim głównym bohaterem, a w zasadzie bohaterką, jest siostra Johna, Alicja. Dziewczę to zaradne i rozsądne, nie żadna księżniczka w opałach. Inteligenta i skora do pracy szybko zdobywa naszą sympatię, ale nie będę ukrywać, że jej wątek interesował mnie najmniej. Z pewnością rozumiecie, że panowie byli ciekawsi. 

Pewnym zaskoczeniem dla mnie było odkrycie, że książka Anny Lange to książka polskiej autorki. Dziwnym trafem mi to umknęło i dopiero wtedy, gdy zaczęłam zastanawiać się nad stylem pisania (który tłumacz przełożyłby to tak nieporadnie?) znalazłam tą informację. Cieszy mnie, że polscy autorzy mają się tak dobrze, a jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że naprawdę dobrze mi się polską fantastykę czyta. Mam w niej spore tyły i dopiero niedawno zaczęłam nadrabiać, będąc zdumiona faktem, jak wiele polskich książek fantasy pojawiło się na rynku w okresie, kiedy moje czytelnictwo niemal spadło do zera. 

Magiczne Akta Scotland Yardu gorąco polecam nie jako wybitną lekturę, która poszerzy twój światopogląd, ale naprawdę dobrą powieść, którą lekko i szybko się czyta. Pomimo wad, na które można przymknąć oko, debiut wypadł świetnie i z niecierpliwieniem będę wypatrywać kontynuacji. Bo że kontynuacja będzie, to akurat nie mam wątpliwości.

Ocena: 8/10

"Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu", Anna Lange, wydawnictwo SQN, rok wydania 2016, s. 448


Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger