20 kwietnia

20 kwietnia

Naprzód więc! Po chwałę i inne takie bzdury. "Słowa Światłości" Brandona Sandersona


Niedawno pisałam o Drodze Królów, a, jako że seria tak mocno mnie wciągnęła nawet przy drugim jej czytaniu, to tydzień później skończyłam czytać Słowa Światłości. Dwa laty przerwy sprawiły, że mnóstwo szczegółów uciekło mi z pamięci i bardzo się cieszę, że zdecydowałam się odświeżyć sobie te tomy przed Dawcą przysięgi. Poza przypomnieniem sobie fabuły pozwoliło mi to spojrzeć na mnóstwo spraw inaczej, odkryć nowe smaczki i po prostu poczułam się tak, jakbym wróciła do domu.

Kontynuacja epickiej przygody, jaką jest drugi tom Archiwum Burzowego Światła, ani trochę nie zawodzi. Wręcz przeciwnie, pięknie rozwija Drogę Królów, popychając akcję do przodu i rozbudowując charaktery. Świat został nam już przedstawiony w poprzednim tomie, toteż w tym wszystko idzie jakby szybciej, co jest niewątpliwą zaletą w porównaniu do wolno rozwijającej się Drogi Królów, ale nie jest tak, że wszystko rusza nagle z kopyta. Nie jest to książka z galopującą akcją, ale i tak nie można się od niej oderwać. Jak to u Sandersona, najbardziej emocjonujące i epickie momenty są na samym końcu, ale tym razem również w trakcie książki mamy kilka cudnych scen.

Tak, jak poprzedni tom skupiał się na historii Kaladina, ten poświęcony jest Shallan. Można się bardzo zdziwić, jak ciekawą, ciężką i smutną historię do opowiedzenia ma ta dziewczyna. Nie przepadałam za nią w pierwszym tomie, ale Sanderson ma jakiś talent do sprawiania, że pewne postacie zaczynamy lubić. Jako przykład mogę tu przytoczyć Steris ze Stopu prawa, o której miałam bardzo złe zdanie, a która potem stała się jedną z moich ulubionych bohaterek. Z Shallan może nie jest jeszcze aż tak dobrze, ale obiera ona bardzo interesujący kierunek rozwoju, a z tego, co zdążyłam się zorientować, jeszcze bardziej intrygująco rozwinie się jej wątek w tomie trzecim. Bo widzicie, Sanderson nie tylko zrobił z niej uczoną, ale też coś na wzór szpiega.




Mimo że Słowa Światłości poświęcone są głównie Shallan nie oznacza to, że inne postacie stoją w miejscu. Jak pisałam przy okazji Drogi Królów, tutaj wszyscy są w ciągłym ruchu i cały czas się zmieniają, uczą. Kaladin musi jakoś sobie poradzić ze swoim gniewem i nienawiścią do jasnookich, tym bardziej że zmuszony jest stanąć twarzą w twarz z odbiciem samego siebie i zdecydować, czy zepsuci jasnoocy (odpowiednik naszej szlachty) z definicji zasługują na śmierć. Konflikt wewnętrzny, jaki w nim występuje nie miałby nawet połowy sensu, gdyby nie Droga Królów, której lwia część była poświęcona na dokładne pokazanie psychiki tej postaci i tych wydarzeń z jego życia, które najmocniej na niego wpłynęły. Niesamowicie podoba mi się też rozwój postaci Adolina, a zwłaszcza to, jak te trzy postacie rezonują między sobą. Docinki na linii Kaladin-Adolin to jedna a najpiękniejszych rzeczy, jaka przytrafiła się tej książce. Kontakty Adolina z Shallan to druga cudowna rzecz w Słowach Światłości. Bez ich rozmów nigdy nie dowiedzielibyście się, jak żołnierze załatwiają się na polu bitwy. Właściwie nasz dobry i poczciwy modniś wnosi tyle pozytywnej energii i niewymuszonego humoru do książki (którego zasadniczo jest więcej w tym tomie), że bez tej postaci byłoby tutaj nudno.

Niestety to, czego się obawiam w dalszych tomach, to jakiś dramatyczny trójkącik na linii Kaladin-Shallan-Adolin, ale podobne obawy miałam w przypadku Stopu prawa i ewentualnego trójkącika na linii Steris-Marasi-Wax, który nigdy nie nastąpił. Tak więc Brandonie, wierze w ciebie, nawet jeśli wątki romansowe z reguły Ci źle wychodzą...




Do przodu idzie także Dalinar (nie mogę się doczekać poznania jego historii w Dawcy Przysięgi!) czy mnóstwo innych postaci drugoplanowych, zarówno starych, jak i nowych, plus dochodzą inne, istotne dla ABŚ postacie, jak na przykład Zwinka, która weszła do tego świata z istnym przytupem. Historię poboczną dedykowaną specjalnie jej znajdziemy w zbiorze Bezkres magii, a samo opowiadanie zatytułowane jest Tancerka Krawędzi. Czytajcie jednak po Słowach Światłości ze względu na spoilery.

Co jest piękne w Słowach Światłości to to, że nic nie jest tutaj czarno białe. Te postacie, o których z miejsca pomyślelibyśmy, że są dobre, mogą kryć w sobie zaskakująco mroczne tajemnice i czasem tylko czytelnik o tym wie, a te złe nie są z gruntu złe, lecz... po prostu ludzkie, i tak jak ludzie mają swoje wady, podejmują złe decyzje czy też pokładają wiarę w złych przekonaniach. Konflikt moralny, jaki pojawia się na tym polu w Słowach Światłości, jest jedną z tych rzeczy, które podobały mi się najmocniej. Jednak ten tom to nie tylko rozwój postaci i przeróżne konflikty, jakie się z tym wiążą, lecz również mocne popchnięcie akcji do przodu. Słowa Światłości kończą się w takim miejscu, że można tylko zamordować autora za przerwanie akurat tutaj. Niby jest to zamknięta całość i bohaterowie dotarli do kolejnego etapu w ich życiu, ale te wszystkie arcyciekawe rzeczy, poczucie beznadziei i walki z nadchodzącym końcem świata czy też nowe tajemnice do odkrycia sprawiają, że następnego tomu doczekać się jest ciężko.




Sanderson rozwija też swój świat poprzez dodanie nowych zastosowań magii, nowych przysiąg dla Świetlistych, jak i samych Świetlistych, nowych gatunków roślin i zwierząt, a także zdradza nam więcej o drugiej stronie barykady, a więc o tajemniczych Parshendich, którzy dzięki temu stają się bardziej ludzcy. Jak pisałam wyżej, tutaj nic nie jest czarno białe i z gruntu złe. Dowiadujemy się też więcej o zakonach i ich ideałach, jak i o tajemnicach z przeszłości, a także o samym świecie Rosharu, ale nowe odpowiedzi przynoszą jeszcze więcej pytań, tak więc nie jest tak, że wiemy już wszystko, bo mam wrażenie, że wciąż nie wiemy nic.

Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Powtarzać to wszystko, co napisałam przy okazji wpisu o Drodze Królów, nie ma sensu. Podtrzymuję zdanie, że ABŚ jest dla mnie fantasy idealnym, majstersztykiem, czymś, co koniecznie trzeba przeczytać. Nie jest tak, że jest to seria bez wad, bo można narzekać na niezbyt szybkie tempo, zbyt wydumane rozkminy Kaladina czy to, jak superepicką jest on postacią. To jednak zależy od tego, czego od książki oczekujecie, bo dla mnie akurat jest to zaletą. Tak więc polecam gorąco i mam nadzieję, że nie poczujecie się zawiedzeni.


W serii:
2. Słowa Światłości
3. Dawca Przysięgi (tom 1, tom 2)



21 komentarzy:

  1. Tak, tak! Tak samo miałam z Seris, tak samo z Shallan. Im dalej w cykl, tym bardziej obie te postaci lubiłam. Oczywiście Kaladin z jego depresją i psychicznymi problemami nadal wzbudza we mnie uczucia elmirkowo-zawstydzone, a mój ukochany Dalinar jest coraz cudowniejszy i (w "Dawcy przysięgi") równocześnie coraz bardziej ludzki.
    Mało jestem obiektywna co do Sandersona, ale bardzo cieszy mnie, że i Tobie się podoba, w grupie stanowczo najraźniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że mamy te same wrażenia. :D Kaladin.... tak, ale i tak go uwielbiam, co poradzić. :D Dalinar, razem z Kaladinem i Adolinem to moje ulubione postacie. Każdego z tych panów uwielbiam za coś zupełnie innego. :)
      Ja również jestem mało obiektywna w stosunku do Sandersona, chociaż myślę, że ostatnio i tak jestem ciut bardziej krytyczna dla niego. Ale i tak... :)

      Usuń
  2. Też odbierałem nieco z większą rezerwą Shallan po pierwszym tomie, a po drugim znacznie bardziej polubiłem. Ale bardzo fajne jest to, że Sanderson równo dzieli czas między wszystkie główne postaci i poznajemy je w równej mierze dobrze. Ja osobiście najbardziej lubię Kaladina i Dalinara, bo to normalne u mnie, że takie specyficzne silne jednostki męskie interesują mnie bardziej przez swoje umiejętności, pojedynki i przygody. Nie mogę się doczekać Dawcy, którego zaczynam w maju - mam nadzieję, że już w majówkę. :)
    Tak sobie czytam u niektórych (chyba 3 osób już), że ponawiają przed tym 3 tomem dwa poprzednie. Ja myślę, że ze mną może być podobnie jak pojawi się 4. :P A pamiętam jak byłem pełen podziwu do osób, które czytały na bieżąco pojawiającą się Malazańską Księgę Poległych (10-tomowy cykl też) wcześniej czytając poprzednie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się. U mnie dochodzi jeszcze Adolin, ale z tej trójki najbardziej lubię Kaladina. :) Ja Dawcę już zaczęłam. Miałam zrobić przerwę i przeczytać ze dwie książki pomiędzy, ale przeczytałam jedną i nie wytrzymałam. :D W majówkę masz urlop? Będzie dużo czasu na czytanie, w sam raz na Dawcę. :)
      Powiem Ci, że w sumie jestem zdziwiona ile osób to powtarza, bo też już kilka takich w blogosferze spotkałam. W życiu nie sądziłam, że kiedyś sama będę powtarzać jakieś książki przed czytaniem kolejnego tomu... no bo to strata czasu trochę... ale co tam, to ABŚ. Zasługuje. :)

      Usuń
    2. Mam, ale jeszcze nie wiem, który dzień będę mógł wziąć i ile ogólnie wolnego będzie. Na pewno jednak nie ogarnę Dawcy, bo do tego czasu jeszcze Olimp będę czytał. Jak szybko skończę tak szybko zacznę Dawcę. :)
      Hehe, zależy. Jak czytasz na bieżąco sporo (m.in. dla wydawnictw), a uwielbiasz cykl to może być ciężko. Ale jak czytasz na spokojnie to nie ma problemu większego raczej. Tylko czytania nie kilka dni, tylko tygodni już. :P

      Usuń
    3. Olimp to też spora cegła, nie? To faktycznie byłoby ciężko ogarnąć te dwie w tydzień. :) Ja niby wolne mam, jeszcze nie wiem, jak z 4.05, ale mam zamiar spiąć tyłek i skończyć pisać drugi rozdział magisterki, a jeszcze wyjeżdżam na cztery dni. :)
      No to prawda. Sama zauważyłam, że czytanie dla wydawnictw odbiera ten spokój czytania i ciężko wcisnąć dodatkowe książki. Coś za coś, niestety. Mnie się udało, ale też ja nie mam dużo tych książek ze współprac, a i teraz miałam krótką przerwę. Na jeden tom ABŚ schodzi mi jakiś tydzień, z tym, że większość tomu i tak czytam w weeekend. :P

      Usuń
    4. Tak. Ponad 900 stron. Tak więc u mnie maj skupi się głównie na Simmonsie i Sandersonie. :) Ja mam nadzieję, że dobra pogoda będzie, bo już od kilku lat nie byłem na majówce na działace,a zrobiłoby się pierwszy grill itp.
      Ja tam się niespokojny nie czuję. Są miesiące, gdy tych nowości jest więcej, np. teraz, są, gdy mniej i czytam zaległe, co mi na półce leżą już jakiś czas (czasem lat...).

      Usuń
    5. U mnie kwiecień to miesiąc Sandersona. :) Będzie dobra pogoda. Tego się będę trzymać. :)
      No ja trochę tak. Ale może z czasem mi przejdzie. :P

      Usuń
    6. Ja miałem 2016 rok Sandersona, bo chyba z 8 książek przeczytałem. :)

      Usuń
  3. Idziesz jak burza :) A nawet Arcyburza :D Aż mi narobiłaś smaka, żeby sobie odświeżyć poprzednie tomy przed zabraniem się za "Dawcę przysiegi". Tylko kiedy????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba. :D Właśnie z tym czasem to najgorzej, tym bardziej, że to cegły słusznego rozmiaru. Ale bardzo się cieszę, że się na to zdecydowałam, bo mnóstwo rzeczy pozapominałam. Raz, że odświeżam przed kolejnym tomem, dwa, że znowu świetnie się bawiłam, bo bardzo dużo pozapominałam. :)

      Usuń
  4. Mnie w tej powieści najbardziej podobało się spotkanie wszystkich postaci. Chwila, w której ich drogi się przecięły. I tak, też zastanawia mnie, czy powstanie jakiś dziwny trójkąt miłosny między Shallan i dwójką potencjalnych adoratorów, bo są solidne podstawy, by tak się wydarzyło... A szczerze powiedziawszy nie wiem, z kim wolałabym ją zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chyba wolała Adolina. Co tam, niech Kaladin jeszcze bardziej emuje przez to. :P Mam nadzieję, że jednak żadnych dram z tym związanych nie będzie. :)

      Usuń
  5. Nawet jestem ciekawa tej serii, chociaż mój pierwszy kontakt z Sandersonem nie należał do najbardziej udanych ;) Mimo to, jeśli kiedyś natknę się gdzieś na "Drogę Królów" to zapewne dam jej szansę. Ostatnio wróciłam mentalnie do takich "rycerskich" klimatów (może się mylę, ale po okładce zgaduję, że tam sporo tego typu wątków) więc mam nadzieję, że tym razem Sanderson porwie i mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a co czytałaś pierwszego? Pewnie "Z mgły zrodzony"? Polecam spróbować, ale ostrzegam, że to się bardzo wolno rozkręca. ABŚ jest dla mnie napisane najdojrzalej, jest najbardziej dopracowane, ale też ma swoje wady. :) Rycerskie klimaty... no trochę tak. Honor, przysięgi, ideały, szlachetność... to wszystko tu znajdziesz. :)

      Usuń
  6. Shallan się rozkręca. W pierwszym tomie jej rozdziały były moimi najmniej ulubionymi. W drugim było dużo lepiej, a w trzecim.... eh nic nie zdradzę, ale jest świetnie i autor poświęca jej sporo uwagi. Niestety kosztem mojego ukochanego Kaladina :/
    Dopiero po pierwszej części "Dawcy przysięgi" i na razie mogę Cię uspokoić - Sanderson nie pcha się w trójkąt i mam nadzieję, że tak pozostanie. Do mnie już jedzie druga część "Dawcy..." :D Jak tylko dotrze rzucam wszystko i biorę się za czytanie ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, bardzo się cieszę, że jest jeszcze lepiej, ale już mniej się cieszę, jak dodałaś, że Kaladina jest mniej. :(
      Ufff, naprawdę mnie uspokoiłaś. Strasznie się tego bałam, ale miałam nadzieję, że nie wejdzie w to jednak. Wątki miłosne i tak mu średnio wychodzą, a jeszcze trójkąty... ekchem. :) Ja zaczęłam czytać już pierwszą część, a obie są już moje. <3 Achhh, Dawca przysięi. <3 :D

      Usuń
  7. Tak, Shallan w tym tomie bardzo zyskała. Bardzo fajnie Sanderson rozwinął tę postać w "Słowach...".
    No i cóż podpisuję się pod stwierdzeniem, iż ABŚ to fantasty idealne. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. :) Polubiłam ją, chociaż mimo wszystko wciąż wolę Steris z damskich bohaterek Sandersona. :)
      :D

      Usuń
  8. Dobra, mnie juz dłużej do Sandersona nie trzeba przekonywać, ma chyba wszystko, co kocham w dobrej literaturze fantasty. A Tobie już chyba pisałam, że mnie namowilas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pisałaś, ale bardzo, bardzo się cieszę i mam nadzieję, że Ci się spodoba. :) Od czego zaczniesz? :)

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger