11 lipca

11 lipca

Przerost formy nad treścią, czyli o Układ(a)nych


Tajfuny to jedno z moich ulubionych wydawnictw. Uwielbiam ich wydania i dobór tekstów, chęć wydawania i krzewienia literatury japońskiej w Polsce. Zarówno Ukochane równanie profesora jak i Zmierzch wywarły na mnie ogromne wrażenie. Z książką Aoko Matsudy coś jednak poszło nie tak.

Nie chodzi nawet o to, że dzieło Matsudy jest dziwne. Bo że dziwne jest, to fakt, i taki był po prostu zabieg literacki. Układ(a)ne to książka bardzo chaotyczna i poplątana, na co wskazuje nawet sam opis z tyłu okładki. Naprawdę nie wiadomo, kto tu jest kim, a każdy może być każdym. Bohaterowie nie mają imion, a jedynie definiują ich litery alfabetu. I jednocześnie może być to obraz zarówno jednego człowieka, jak i całej grupy społecznej, ponieważ — jak wiele razy akcentuje Matsuda — wszyscy jesteśmy tacy sami, jeden wielki tłum ludzi z problemami tak podobnymi do problemów innych, a jednak z przekonaniem, że nasze są wyjątkowe. Mamy podobne historie i podobne zachowania, a kiedy jeszcze próbujemy dopasować się do otoczenia, by zwyczajnie nie odstawać, cień indywidualności zanika zupełnie.

Tematy poruszane przez autorkę to feminizm, życie w korporacji i przede wszystkim stereotypy. Kobiety, które skupiają się na pracy i nie zwracają uwagę na kolegów, są nazywane lesbijkami; w odwrotną stronę mężczyzn niebiorących udziału w biurowym obgadywaniu koleżanek tytułuje się gejami. Poruszane refleksje dotyczą tego, jak upierdliwe jest noszenie rajstop w lecie, które natychmiast się drą i zaraz trzeba kupować nowe, czy o miesiączce. Szef w pracy to orangutan. Ludzie są samotni, mimo że żyją w tłumie. I tak dalej...

Mój problem z prozą Matsudy jest taki, że jej książka nie ma nic ciekawego ani ważnego do przekazania. Tematyka Układ(a)nych ociera się o banał i łopatologicznie mówi o rzeczach tak dobrze wszystkim znanych i utartych, że czytanie o nich nie przynosi żadnej satysfakcji. Awangardowa zabawa formą to nie jest coś, na czym można oprzeć książkę. Owszem, krytyk literacki może i by się nad czymś takim rozpływał, ale ja jako zwykły czytacz mówię po prostu nie.

Układ(a)nych więc nie polecam, chyba że ktoś lubi czytać o rzeczach oczywistych, a refleksje o korpożyciu i kradzionych szminkach go nie drażnią. Z mojej perspektywy tę książkę Matsudy można sobie po prostu darować i zamiast tego sięgnąć po ciekawszą i bardziej wartościową literaturę japońską jak na przykład dwie inne książki Tajfunów wspomniane we wstępie.


Za egzemplarz książki dziękuję księgarni Tania Książka.
Sprawdźcie też inne nowości na ich stronie. ;)




2 komentarze:

  1. Szkoda, że ta książka wypada tak nieciekawie. Ale chyba nawet najbardziej lubiane wydawnictwa czasami zawodzą :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki minimalizm i schematyzm mogą naprawdę denerwować czytelnika.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger