Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dimitry Glukhovsky. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dimitry Glukhovsky. Pokaż wszystkie posty

15 grudnia

15 grudnia

Dramat ze smartfonem w dłoni. "Tekst" Dmitry Glukhovsky

Dramat ze smartfonem w dłoni. "Tekst" Dmitry Glukhovsky

Dmitry Glukhovsky to autor, który przemyca niesamowite pomysły do swoich książek. Ma on jednak specyficzny styl i skłonność do długich, rozwlekłych fragmentów refleksyjnych, co dla niejednej osoby okazuje się barierą ciężką do pokonania. Mnie natomiast w jego prozie pociągają ponure, pesymistyczne wizje świata i świetne oddanie klimatu otoczenia, o którym akurat pisze. Tak było w Metro 2033, tak było w Futu.Re i tak jest w Tekście, który, choć jest już powieścią realistyczną, to i tak spełnia wszystkie te punkty.

O Tekście mówi się, że jest to książka, która ma nam zwrócić uwagę na to, jak bardzo smartfony skradły nasze życie. Ja myślę jednak, że sprowadzenie tej książki głównie do kwestii naszych telefonów jest dla niej krzywdzące, ponieważ Tekst niesie ze sobą znacznie więcej treści. Dla mnie jest to przede wszystkim dramat jednego człowieka, który miał w życiu niewyobrażalnego pecha. Ilję, bo to własnie on jest głównym bohaterem najnowszej powieści Glukhovskiego, poznajemy w momencie, w którym po latach wychodzi z więzienia. Wyniszczony, okradziony z najlepszych lat młodości wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie zamiast spokoju ducha i matczynej miłości spotyka tylko kolejne nieszczęście. A potem wszystko rusza lawinowo jak w kostkach domino. Jeden błąd, jeden zły czyn pod wpływem emocji stawia Ilję w sytuacji tragicznej, z której wyjścia po prostu nie ma.


Ale kiedy będziesz miał własne dzieci, sam zrozumiesz, że nie wolno im od razu mówić całej prawdy o tym, jak jest urządzony świat. Jeśli od razu im powiedzieć, że wszyscy kradną, wszyscy są pazerni, wszyscy cudzołożą, to pomyślą, że to jest własnie norma. I wtedy nie będą nawet czuły się winne, kiedy będą grzeszyć, i przez to będą grzeszyć jeszcze bardziej desperacko i bezwstydnie. Żeby je uchronić,trzeba upiększać, ozdabiać dla nich świat, dopóki są małe.


Tekst jest historią smutną i przygnębiającą, taką, po którą chętnie sięga się w okresie jesienno-zimowym, kiedy mamy ochotę na książki nostalgiczne, melancholijne czy refleksyjne. Najwięcej jest w tym dramatu, chociaż tak naprawdę ciężko jest ją zaszufladkować, niemniej jednak nie nazwałabym tego thrillerem — popełnione przestępstwo i związane z tym skutki są tym tylko tłem umożliwiającym wniknięcie w psychikę bohatera i obserwowanie jego zachowań i myśli, obserwowanie tego, jak bardzo jest rozdarty między tym, co powinien a tym, co chce uczynić. Podczas czytania bardzo łatwo zauważyć, że autor inspirował się prozą Dostojewskiego, a mianowicie Zbrodnią i Karą. I właśnie tutaj wchodzi kwestia przegadania książek przez Glukhovskiego i muszę wam powiedzieć, że jak przy Metrze 2033 dawało mi to w kość, a przy Futu.Re tylko trochę mniej, tak w Tekście w ogóle nie miałam wrażenia, że ta książka mi się dłuży. Gdyby teraz ktoś się mnie zapytał, jaką książkę autora uważam za najlepszą, wybrałabym właśnie Tekst. A to chyba dobrze, skoro jest to powieść najświeższa.

Poza dramatem Ilji książka porusza wspomnianą wcześniej kwestię smartfonów i tego, jak bardzo uzależnieni od nich jesteśmy i jak wiele danych o nas samych trzymamy w tak małych urządzeniach, które przecież łatwo zgubić. Dzięki temu łatwo jest się pod kogoś podszyć, chociaż nie na długo — wystarczy jeden telefon od znajomego, który zidentyfikuje nasz głos i przykrywka leży. Tekst ukazuje również obraz współczesnej Rosji jako kraju zdemoralizowanego, niesprawiedliwego i nieprzychylnego dla małej, nic nieznaczącej jednostki. Jest to też smutna historia o wychowaniu i o tym, jak bardzo nas ono warunkuje.


Nic trudnego w życiu nie ma: i umierać jest prosto, i zabić można z łatwością.


Tekst podobał mi się bardzo mocno i wręcz sama jestem zaskoczona tym, jako bardzo przypadł mi on do gustu. Po tej książce chyba otwarcie mogę powiedzieć, że lubię prozę Glukhovskiego. Nie pisze on jakoś wyszukanie, nie stosuje trudnego ani poetyckiego słownictwa, ale porusza cięższe tematy, które zmuszają nas do pewnych refleksji, a o których wcale nie czyta się trudno. Książkę jak najbardziej wam polecam, szczególnie w obecnej porze roku, kiedy za oknem ciemno, zimno i ponuro, bo myślę, że jest tego warta i w obecny nastrój (przynajmniej mój) wpisuje się idealnie.




31 sierpnia

31 sierpnia

Jaki piękny świat zniszczyliśmy. "Metro 2033" Dimitry Glukhovsky

Jaki piękny świat zniszczyliśmy. "Metro 2033" Dimitry Glukhovsky
Metro 2033 to już druga książka Dimitra Glukhovskiego, którą czytam. Pierwszą było Futu.Re, które wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, chociaż nie ustrzegło się od wad. Podobne odczucia mam po lekturze Metra 2033, ale jeśli miałabym wybierać, która z tych dwóch książek bardziej mi się podobała, bez wahania wybrałabym Futu.Re. Metro 2033 to postapokaliptyczne science-fiction, natomiast Futu.Re to antyutopia, gdzie ludzie osiągnęli to, o czym od zawsze marzyli: nieśmiertelność. Dzisiaj jednak będę pisać o Metro 2033.

Zacznijmy od tego, że Metro 2033 to debiut Dimitra Glukhovskiego. Książkę tę pisał już jako nastolatek, a główny bohater, Artem, pokonuje tę samą trasę, którą Glukhovsky pokonywał w drodze do szkoły. Ciekawostką jest, że pierwsza wersja powieści została opublikowana w 2002 roku na stronie autora, ponieważ żadne wydawnictwo nie chciało jej wydać z jednego, konkretnego powodu. Jakiego? To już musicie znaleźć sami, ale raczej po lekturze książki, bo przed będzie to dla was spoilerem. Powiem tylko, że chodziło o końcówkę. Po kilku latach autor za namową fanów decyduje się przeredagować powieść, ale co ciekawe w tym procesie twórczym owi fani aktywnie mu pomagają, udzielając rad w kwestii funkcjonowania metra czy broni. Pierwsza wersja poprawionej powieści ponownie ukazała się w internecie, natomiast wersje papierowe ukazywały się kolejno w latach 2005 (wydawnictwo Esmo) i 2007 (wydawnictwo Populiarnaja Litieratura).

A potem, po jakichś pięciu minutach milczenia, prawie niesłyszalnie, mówiąc raczej do siebie niż do Artema, westchnął:
- Boże, jaki piękny świat zniszczyliśmy...

Fabuła książki sprowadza się do ponurej wizji ludzkości, która po zagładzie nuklearnej skryła się przed promieniowaniem w sieci moskiewskiego metra. Jak już wspomniałam, głównym bohaterem jest Artem, dziewiętnastoletni chłopak zamieszkujący stację WOGN-u. Aby ratować swoją stację i właściwie całą społeczność przed tajemniczymi Czarnymi, którzy schodzą z powierzchni na dół, chłopak musi dotrzeć do legendarnej stacji w sercu metra, Polis, i tam prosić o pomoc. Po drodze Artem spotka mnóstwo ludzi, z którymi będzie mógł zamienić kilka słów, którzy gotowi będą mu pomóc albo wręcz przeciwnie, zaszkodzić.

Mapa moskiewskiego metra jest zamieszczona na okładce książki

Głównym atutem Metra 2033 niewątpliwie jest klimat. Ciasny, duszny, ciężki. Niepokojący, szczególnie kiedy wraz z Artemem wchodziliśmy w ciemne tunele. Nie wiadomo było, co kryje się za zakrętem, nic nie było widać, nie mieliśmy światła, byliśmy sami, zdani tylko na siebie, a w ciemności umysł potrafi płatać różne figle. Tutaj pojawiają się elementy horroru/grozy, i to właśnie te momenty lubiłam najbardziej. Równie niesamowita jest atmosfera na stacjach, gdzie widzimy zagonionych do pułapki ludzi, niegdyś potężnych, a teraz zamkniętych w klatce. Bardzo podobał mi się początek książki, kiedy jesteśmy świadkami rozmowy grupy ludzi przy ognisku, pilnujących jednego z wejść do metra. To idealnie wprowadza czytelnika w ponurą atmosferę całości, w warunki, jakie panują w metrze.

Autor w jednym ze swoich wywiadów przyznaje, że postapokaliptyczna wizja świata jest jedynie pretekstem do snucia własnych przemyśleń o społeczeństwie. I to widać, ponieważ w książce mocno rozbudowany jest wątek filozoficzny. Metro 2033 to powieść drogi, w której Artem ciągle prze do przodu. W trakcie swojej wędrówki widzi ludzi, którzy nawet w obliczu własnej zagłady nie potrafią się ze sobą dogadać. W metrze znajdziemy wszystko: faszystów, komunistów, religijnych fanatyków, przemytników, kanibali, a każda stacja tworzy osobne państewko w całe sieci metra. Są wojenki między stacjami, kultura zanika, a człowiek, niegdyś pionier technologii i wielki zdobywca, cofa się w rozwoju. Nieubłaganie dążymy do samodestrukcji, a końcówka zostawia nas w fantastycznym poczuciu beznadziei. Filozoficzny aspekt książki to drugi, ogromny plus książki, ale traci na tym cała reszta, bo rozważań autora jest tu mnóstwo.

O ile łatwiej jest umierać tym, którzy w coś wierzą! Tym, którzy są przekonani, że śmierć to nie koniec wszystkiego. W oczach których świat dzieli się wyraźnie na białe i czarne, którzy wiedzą dokładnie, co trzeba robić i dlaczego, którzy niosą pochodnię idei, wiary, a w ich świecie wszystko wygląda prosto i zrozumiale. Tym, którzy nie mają żadnych wątpliwości, żadnych wyrzutów sumienia. Takim ludziom umiera się lekko. Umierają z uśmiechem.

Metro 2033 ma jedną, główną wadę. Identyczny zarzut miałam w kwestii Futu.Re, więc może to cecha charakterystyczna twórczości autora. Bo widzicie, lektura tej książki przypomina bieg przez wzgórza. Raz mamy z górki, raz pod górkę, i identycznie jest tutaj: raz czyta się to świetnie, by zaraz ugrzęznąć na jakimś fragmencie, który piekielnie się dłuży i jest po prostu przeraźliwie nudny. A potem znowu jest z górki i trafiamy na świetny fragment, by po chwili ponownie musieć piąć się pod górę. Niestety w książce takich momentów, gdzie w pocie czoła walczymy z tekstem wcale nie jest mało.

W tle przewija się mnóstwo bohaterów, ale praktycznie żaden nie zostaje z nami na dłużej. To tylko przystanki na drodze Artema, które cudownie pojawiają się wtedy, kiedy on ich potrzebuje. Niemniej jednak są oni przedstawieni bardzo dobrze, są realistyczni, a przyczepić się mogę do samego Artema. To postać do bólu nijaka, a chociaż w teorii ma być dorosłym, to zachowuje się jak nastolatek. Nasz młody wybawca moskiewskiej stacji metra przez większość czasu po prostu... jest, a innym razem denerwuje nas swoim przekonaniem o własnej wyjątkowości. I naiwnością, bo bez cienia refleksji przyjmuje każdą pomoc, jak nawinie mu się po drodze. Ale Artem to tylko przewodnik po świecie metra, osoba, dzięki której możemy zobaczyć świat autora. To nie on jest tu najważniejszy.

Jak więc ocenić Metro 2033? Sama nie wiem. Z jednej strony mamy fantastyczny pomysł i klimat, z drugiej dłużyzny, przez które sporo czytelników może odpuścić sobie czytanie po pewnej ilości stron. Fabuła, akcja i bohaterowie nie są mocną stroną tej książki, ale nawet jeśli ja sama zwracam na te elementy największą uwagę, to Metro 2033 wciąż miało w sobie to coś, co mnie do siebie przyciągało. I nie ważne, jak bardzo znudzona byłam danym fragmentem, po kilku minutach i tak brałam książkę znów do ręki i czytałam dalej. Ostatecznie daję jej ocenę 7. Metro 2033 mogę polecić fanom fantastyki, ponurych wizji przyszłości i filozoficznych rozważań z zastrzeżeniem, że lektura nie będzie należała do łatwych.


P.S. Wróciłam znad morza i powoli nadrabiam wszelkie blogowe zaległości. Stąd też dłuższa przerwa w publikacji postów :) 
 

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger