Dobrze jest wrócić do Westeros. Świat ten znam zarówno z serialu, jak i z książki, i choć z książką tymczasowo zerwałam znajomość po którymś tomie to i tak bardzo lubię to, co stworzył George R. R. Martin. Rycerz Siedmiu Królestw przypomniał mi, jak bardzo niesamowitym gawędziarzem jest ten autor, i jak dobrze czuję się w jego świecie.
Rycerz Siedmiu Królestw po raz pierwszy został opublikowany w Polsce w 2014 roku, teraz zaś otrzymaliśmy tę książkę w wersji ilustrowanej. Zawiera ona trzy nowele napisane w latach 1998-2010, które dzieją się około sto lat przed wydarzeniami znanymi z Gry o Tron. Książka umożliwia więc głębsze wejście w historie, o których na kartach swojej głównej powieści autor nam tylko wspominał. Rycerz opowiada bowiem o losach Dunka, znanego światu pod imieniem ser Duncana Wysokiego, który w przyszłości zostanie lordem dowódcą Gwardii Królewskiej. Towarzyszy mu Jajo, czyli chłopiec, którego my znamy pod imieniem Aegona V Targaryena, króla Westeros.
Kiedy myślę o Rycerzu Siedmiu Królestw pierwsze, co przychodzi mi na myśl to to, że jest to książka bardzo lekka i przyjemna w odbiorze. Klimatem jest znacznie lżejsza od Gry o Tron, ma prostsze słownictwo i trup nie ściele się tu tak gęsto. W okresie, w którym rozgrywają się wydarzenia Rycerza panuje pokój pod rządami Targaryenów, i choć zdarzają się jakieś niesnaski albo próby wywołania rewolty, to jednak czytelnik czuje, że ten świat jest znacznie bezpieczniejszy. Prostotę tych opowieści wzmaga też postać Dunka. To właśnie z jego perspektywy prowadzona jest narracja, a on sam wielokrotnie wspomina, że jest tępy jak buzdygan, powolny w myśleniu jak tur. Jest to człowiek prostolinijny, honorowy i szlachetny, który jako jeden z nielicznych wciąż wyznaje rycerskie ideały wśród wszechobecnego zepsucia. Dunka można scharakteryzować jako wielkiego, tępego osiłka o dobrym sercu, który w świecie Martina dawno powinien już zginąć. Ma on jednak sporo szczęścia w życiu i posiada za towarzysza jedenastoletniego Jajo, który inteligencją, bystrością i wygadaniem nadrabia za nich obu. Kontrast pomiędzy tą dwójką widoczny jest jak na dłoni, ale tworzą niezwykle zgrany duet i nawzajem uzupełniają swoje słabości.
Rycerza Siedmiu Królestw rozpoczynamy w momencie, w którym Dunk dopiero zostaje rycerzem i poznaje Jajo. Sam Dunk jest niskiego pochodzenia, ale zobaczymy u niego więcej honoru i rycerskości niż u szlachetnie urodzonych lordów. W książce spotkamy też rycerzy, którzy są rycerzami tylko dlatego, że w zamian zaoferowali cnotę swej siostry, a także takich, którzy na turnieju rycerskim stosują wszystkie możliwe sztuczki, byleby tylko zarobić na nim jak najwięcej. Przeczytamy o tym, że historię piszą wygrani, choć przecież obie strony mają swoją rację i wcale nie jest łatwo wybrać, która była słuszna. A wśród tego wszystkiego odnajdziemy Dunka w roli mentora i Jajo jako ucznia, którzy razem przemierzają świat śpiąc na drogach i szukając zatrudnienia u napotkanych po drodze lordów. Nasuwa mi się refleksja, że gdyby wszyscy książęta mieli takiego swojego Dunka, który trzepnąłby ich w ucho, kiedy trzeba, to świat byłby piękniejszy. Zresztą giermkowanie u wędrownego rycerza pod przykrywką zwykłego chłopca stanowi dla Jaja doskonałą szkołę życia.
Jeśli chodzi o jakieś wady, to nie potrafię ich znaleźć. Martin ma znakomity, gawędziarski styl, i nawet jeśli te historie nie są niczym odkrywczym to i tak czyta się o nich z przyjemnością. Żadna z trzech opowieści nie nudzi, chociaż moim faworytem zdecydowanie została pierwsza z nich, czyli Wędrowny rycerz. Późniejsze również nie są złe, ale fabularnie to właśnie ta pierwsza zaabsorbowała mnie najmocniej. Nie jest to poziom Gry o Tron, gdzie za każdym rogiem czaiła się intryga, gdzie wszędzie mogliśmy wpaść na trupa albo sceny przeznaczone dla osób dorosłych, nie ma tu tej wielowątkowości, ale Rycerza i tak czyta się bardzo dobrze. Szczególnie, że wciąż mamy tutaj odcienie szarości, a nie wyraźny podział na dobro i zło, gdzie podjęcie jakiejkolwiek decyzji wciąż budzi moralne zastrzeżenia, a górnolotne ideały to już właściwie przeszłość.
Wspomnieć trzeba też o wydaniu, ponieważ zawiera ono mnóstwo wplecionych w tekst ilustracji. Są one dopasowane do tego, o czym akurat czytamy, miło więc sobie zerknąć na nie i zobaczyć, jak to mogło wyglądać w wyobraźni ilustratora. Całość prezentuje się po prostu rewelacyjnie, tym bardziej jeśli dodać do tego twardą oprawę i kolorową wklejkę. Rycerz jest w tej chwili jedną z ładniejszych książek, które posiadam, a czytać te historie w takim wydaniu to prawdziwa przyjemność.
Rycerz Siedmiu Królestw jest więc świetnym dodatkiem do głównej serii, który doskonale broni się jako twór samodzielny. Osobiście bardzo chętnie poznałabym więcej opowieści o Dunku i Jaju, bo niesamowicie przypadły mi one do gustu i chciałabym z tymi bohaterami zostać dłużej. Rycerz ma w sobie coś, do czego się tęskni, jakby taką fantazję o jedynym prawdziwym rycerzu i jego wiernym towarzyszu w świecie, w którym o honorze mało kto pamięta. Książkę z czystym sumieniem mogę polecić osobom choć trochę zaznajomionym z Grą o Tron jako lekką w odbiorze opowieść o dwójce towarzyszy, którzy razem przemierzają świat w drodze do wielkości.
Ale super rysunki :O czytałam jakiś czas temu, ale zastanawiam się, czy nie podobała mi się bardziej niż Gra o Tron, w której od bodajże 3 tomu zaczyna powiewać nudą :P
OdpowiedzUsuńMnie właśnie trzeci czy czwarty tom znudził i przestałam czytać. Chciałam wrócić, ale to bez sensu w tej chwili bo niewiele pamiętam, poczekam jak (i czy) seria będzie w całości. :)
UsuńTeż czekam aż może łaskawie Martin skończy pisać, bo i tak będę musiała czytać wszystko od początku, bo już nic a nic nie pamiętam :(
UsuńMuszę w końcu zabrać się za twórczość Martina, bo strasznie kusi, ale jego książki to takie cegły, że nie mam nawet na nie czasu :( Muszę uporać się z książkami do recenzji i zabrać za "Gre o tron" albo inną jego powieść...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Innych jego książek nie znam oprócz "Gry o Tron" i "Rycerza", ale obie serie mogę polecić. Z zastrzeżeniem że nie wiadomo, kiedy "Gra o Tron" będzie skończona :)
UsuńStrasznie żałuję, że mam stare wydanie bez ilustracji. Świetnie się prezentują :)
OdpowiedzUsuńSą cudowne. :D
UsuńNie dobijaj mnie... ;P :D
UsuńLubię wydana z ilustracjami, chętnie zajrzę do tej książki, głównie właśnie przez wzgląd na to :)
OdpowiedzUsuńTreść też jest bardzo dobra. ;)
UsuńBardzo lubię GoT, ale do tej pory ograniczyłam się do przeczytania książek z głównej linii fabularnej. "Rycerza" też zostawię na później - na czas kiedy zdarzy się cud i Martin postanowi wydać ostatnie dwa tomy lub stwierdzi, że jednak nigdy to nie nastąpi. Będzie na otarcie łez ;)
OdpowiedzUsuńHaha, no tak też można zrobić. :D Ja chciałam sobie "Grę o Tron" odświeżyć i iść dalej z tomami, bo stanęłam gdzieś koło trzeciego, ale to bez sensu dopóki on tego nie skończy. :)
UsuńI pomyśleć, że wcześniej spoglądałam na okładkę z obojętnością :) Bardzo mnie zaciekawiłaś, ale może z lekturą zaczekam, aż skończę "Pieśń Lodu i Ognia" (muszę w końcu od nowa się zabrać). :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam się zabierać za to od nowa, ale w tym przypadku wstrzymuje się aż do ukończenia serii. :)
UsuńBardzo intrygujący jest fakt, że w książce są obrazki, to dość niespotykane. Porównanie do Gry o Tron również mnie zaciekawiło i mimo, że nie przypomina ona aż tak tej książki, to i tak mam ochotę sięgnąć po tą powieść :)
OdpowiedzUsuńZaobserwowałam Twojego bloga i dołączyłam do grona czytelników, więc będę tutaj wpadać częściej. Byłoby niezmiernie miło, gdybyś i Ty odwdzięczyła się obserwacją na moim blogu i kto wie, może komentarzem :D
https://luxwell99.blogspot.com/
Ilustracje wcale nie są takie niespotykane. "Rycerz" jest lżejszy i pod pewnymi względami podobał mi się bardziej od "Gry o Tron".
UsuńDziękuję i zapraszam. :)
Bohater tępy jak buzdygan kupił mnie całkowicie ;) Ale i tak nie przeczytam, dopóki nie ukażą się ostatnie tomy "Gry o tron".
OdpowiedzUsuńHaha, widzę że wszyscy bojkotują Martina dopóki nie skończy "Gry o Tron". :)
UsuńAh, Martin! Nie mogę mu wybaczyć, że sprzedał się dla serialu i pisanie książek już prawie zarzucił. Ale cóż... czytałam tylko wszystkie części Gry o Tron i jak to ja (nie mam tego w zwyczaju) raczej nje sięgnę po inne książki „z uniwersum”
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo pod pewnymi względami "Rycerz" podobał mi się bardziej od "Gry o tron" i naprawdę chętnie poznałabym dalsze losy tej dwójki. Ale "Grę" to faktycznie mógłby w końcu skończyć. :(
UsuńCzy ja wiem, czy on pracuje tak bardzo nad serialem xD Scenariuszy nie pisze od 3 sezonu... Może chce czekać z premierą do końca serialu?
UsuńMoże... nie siedzę w tym tak bardzo, ale słyszałam o tej teorii. A może po prostu się wypalił i nie ma pomysłu? Kto go tam wie. :) Serial niedługo się kończy, więc w sumie ciekawe czy potem ruszy bardziej z książkami.
Usuńprzepiękne wydanie, świetne ilustracje. :) jeszcze jej nie czytałam, ale po Twojej recenzji chyba po nią sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
No to miłego czytania. :)
UsuńUwielbiam ilustrowane wydania, a to wygląda ciekawie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że po przeczytaniu pierwszej części Gry o Tron, 4 lata temu nie mogę się zabrać za kolejne części, które się kurzą na półce ;)
Ja też czytałam Grę o Tron parę lat temu i przerwałam tylko na chwilę, bo już mi się nudziła, a nie przeczytałam dalej do tej pory :P W tej chwili czekam już na koniec serii. :)
UsuńUff, dobrze, że Martin tym razem trochę spokojniej potraktował świat i swoich bohaterów, bo sadysta z niego straszny i aż wierzyć się nie chce, że główni bohaterowie nie giną w okropny sposób. Bo nie giną?!?
OdpowiedzUsuńWydanie piękne, aż chce się kupić dla samych rysunków:)
Pozdrawiam,
Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com/
No właśnie tutaj wcale nie jest z niego jakiś sadysta i całość jest dość łagodna. :P Nie giną! Nie jest tak, że w ogóle nikt nie ginie, ale na pewno w mniejszej ilości niż w Grze o Tron. :P
UsuńJakie piękne wydanie! Książka kusi mnie już jakiś czas, ale kurczę, mam strasznego focha do autora za podejście do Pieśni Lodu i Ognia (mam wrażenie, że on nawet nie stara się tego dokończyć i zaczynam żałować, że powstał serial), i tenże foch jakoś mi nie pozwala na sięgnięcie po Rycerza... :( Chociaż na pewno miałabym podobnie przyjemne odczucia, bo bardzo, bardzo lubię styl narracji Martina (czytałaś może "Ostatni rejs Fevre Dream"? Martinowskie niestandardowe wampiry, strasznie fajna, klimatyczna sprawa. Mój pierwszy Martin ever, zdaje się.).
OdpowiedzUsuńJa się wstrzymuje przed powrotem do Gry o Tron, ale nie czuję aż takiego focha żeby nie sięgać po inne książki. Od Martina czytałam tylko parę tomów Pieśni Lodu i Ognia i teraz Rycerza. Nie ciągnęło mnie nigdy do innych jego książek, ale teraz w sumie mam ochotę. :) Chociaż za szybko to nie nastąpi. :D A "Ostatni rejs Fevre Dream" wygląda naprawdę fajnie. Kto by pomyślał, że Martin napisał coś o wampirach. :)
UsuńJa się nie rozdrabniam, foch to foch ;) Ale oczywiście na nowy tom Gry rzucę się bez wahania, tylko niech on go w końcu napisze! ;)
UsuńSzczerze mówiąc, z Ostatniego rejsu wiele poza atmosferą Nowego Orleanu, postaciami i ogólną ideą wampirów nie pamiętam... ale z perspektywy jakichś 10-12 lat od lektury to i tak nie jest źle, więc książka musiała mieć w sobie coś, co mnie mocno ujęło. Do tytułu chętnie wrócę, jak będę miała jakąś czytelniczą lukę do zapełnienia. Zdecydowanie był to taki "inny" Martin, nie tylko przez wampiry :)