17 marca

17 marca

W pewnej dziurze w ziemi mieszkał sobie... "Hobbit", J.R.R. Tolkien


Większość z nas zapewne ma jakieś książki, które okazały się przełomowe z różnych powodów. Być może pomogły nam one w ciężkiej chwili, pozwoliły wyjść z czytelniczego zastoju, uświadomiły coś ważnego czy po prostu to dzięki nim zawdzięczamy to, że staliśmy się czytelnikami. Dla mnie taką ważną, przełomową książką jest właśnie Hobbit.


Dawno, dawno temu, kiedy nie rozumiałam jeszcze, jak wiele podtekstów kryje się w niektórych bajkach, mój brat wepchnął mi w rękę małą, niepozorną książeczkę z dziwnym tytułem. Były w niej krasnoludy i gobliny, trolle i elfy, magiczne pierścienie i człowiek zmieniający się w niedźwiedzia, a nawet smok! Wyobraźcie sobie tylko, jak coś takiego potrafi zadziałać na dziecięcą wyobraźnię. Na moją zadziałało bardzo i to do tego stopnia, że powypisywałam sobie z książki zagadki, którymi przerzucali się Bilbo i Gollum, po czym próbowałam zadawać je rówieśnikom w podstawówce. Oczywiście zarabiałam tylko dziwne spojrzenia z rodzaju tych "a poza tym to w domu wszyscy zdrowi?", ale to zupełnie inna historia. W każdym razie to właśnie dzięki Hobbitowi pokochałam fantastykę, która to miłość trwa po dziś dzień.


Zapewne większość z Was zna historię przedstawioną w Hobbicie w mniejszym lub większym stopniu, czy to za sprawą samej książki, czy też ekranizacji Petera Jacksona. Jednak aby formalnościom stało się zadość, na szybko przybliżę fabułę. Otóż wszystko zaczęło się w dniu, w którym czarodziej Gandalf sprowadził do mieszkającego w Shire Bilba Bagginsa wesołą ferajnę trzynastu krasnoludów. Jako że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, potrzebowali oni czternastego towarzysza do swojej wyprawy, którym miał zostać właśnie Bilbo. Prowadzący spokojne życie i nielubiący przygód hobbit nie mógłby być bardziej nietrafionym wyborem do wyprawy po smoczy skarb, jednak jak powiadał Gandalf, pan Baggins potrafi więcej, niż nam się wydaje.

Hobbit jest znacznie lżejszą powieścią zarówno pod względem klimatu, jak i narracji od późniejszego Władcy Pierścieni. Powstawał jako opowieść, którą Tolkien opowiadał swoim dzieciom i jest książką adresowaną głównie do młodszych czytelników, ale sprawdzi się doskonale również w rękach dorosłych. Przygodowa opowieść o wyprawie po skarb potrafi zauroczyć zarówno tym, jak wspaniale Tolkien opowiada swoją historię, jak również mnóstwem fantastycznych istot, które tutaj wprowadził. Jest to idealny początek na rozpoczęcie przygody z fantastyką, jak i doskonały wstęp do twórczości Tolkiena w ogóle, ponieważ Hobbit lekko i bezboleśnie wprowadza nas w ogromny i niezwykle dopracowany świat autora.


Powieść poprowadzona jest bardzo dynamicznie i, mimo że tyle się w niej dzieje, to nie jest wcale długa. Wesoła, barwna gromadka krasnoludów z hobbitem na doczepkę nie raz i nie dwa nas rozbawi, ale i w subtelny sposób spróbuje czegoś nauczyć. Bardzo przyjemnie czyta się o tym, jaką przemianę przechodzi z początku wszystkim wadzący Bilbo, by w końcu stać się kimś, bez kogo ta cała historia nie miałaby szczęśliwego zakończenia. To nie Frodo, którego rozdziały zawsze były dla mnie czymś, co najchętniej by się omijało. Bilbo jest bohaterem zabawnym, odważnym i zaradnym, z mocno zarysowanym charakterem, który doskonale odnajduje się w swojej przygodzie.


Hobbit bardzo działa na wyobraźnię nie tylko ze względu na fantastyczne istoty, ale też miejsca, które odwiedzają nasi bohaterowie oraz przygody, jakie przeżywają. Odwiedzimy więc pełną pająków Mroczną Puszczę, weźmiemy udział w wielkich bitwach, będziemy skradać się pod nosem smoka czy spływać rzeką w beczkach. Czasem jest strasznie, czasem smutno, ale przeważnie towarzyszy nam ten awanturniczy, przygodowy klimat.

Warto jeszcze wspomnieć o fenomenalnym wydaniu od Zysk i S-ka, który ostatnio rozpieszcza nas wspaniałymi wznowieniami książek Tolkiena. Hobbit wydany jest tak samo, jak Silmarillion czy Władca Pierścieni, a więc drukowany jest na wysokiej jakości kremowym papierze, ma twardą oprawę, obwolutę, tasiemkę i większy format. Na wklejkach mamy dwie mapy, no i oczywiście książka zawiera mnóstwo nie tylko kolorowych ilustracji, ale też szkiców Alana Lee. Całość robi wrażenie, a możliwość powrotu do tak ważnej dla mnie historii w tak pięknym wydaniu była ogromną przyjemnością.


Hobbit jest książką, którą polecam każdemu, niezależnie od wieku i czytelniczych upodobań. Czytałam go już po raz drugi, a za jakiś czas chętnie przeczytam i po raz trzeci, nie tylko przez względy sentymentalne, ale też dlatego, że to po prostu świetna książka. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jestem wdzięczna mojemu bratu za to, że kiedyś, kiedy nie miałam co czytać, dał mi właśnie Hobbita. Teraz ja zachęcam Was, jeśli jeszcze nie znacie tej historii: przeczytajcie ją. Polećcie młodszym, jeśli sami nie chcecie czytać albo macie ją już za sobą. Warto poszukać starszego egzemplarza w bibliotece, jak i zaopatrzyć się w to piękne, Zyskowe wydanie, które samo w sobie stanie się skarbem w Waszej biblioteczce. Można na przykład pobawić się w Golluma, gładzić okładkę i mruczeć my precious pod nosem...


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.



34 komentarze:

  1. Dla mnie "Hobbit" również jest ważną książką, bo od niej zaczęła się na dobre moja przygoda z fantastyką. Tak jak i u ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie było dokładnie tak samo - też zaczęłam swoją przygodę z fantastyką od "Hobbita", którego dał mi tato :) I muszę koniecznie zaopatrzyć się w to cudowne, ilustrowane wydanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widzę, że chyba sporo jest osób, które zaczęły z fantastyką podobnie. :)

      Usuń
  3. "Hobbita" przeczytała mi mama, gdy już wprawdzie umiałam czytać, ale uparcie twierdziłam, że ona to robi fajniej i nie zgadzałam się na zasypianie bez książki. Tata przerabiał ze mną starą literaturę awanturniczo-podróżniczą a mama fantastykę, przez co dzisiaj mam niezłe rozdwojenie jaźni między fantastyką a klasyką literatury :P Lubię "Hobbia", pamiętam go jako urokliwą baśń, i bardzo nie podobała mi się ekranizacja, bo nie miała nic z klimatu oryginału.
    Najbardziej to bym chciała to wydanie, które czytała mi mama. Niestety, było tak słabe że rozleciało się i dzisiaj mamy w domu tylko jakieś marne szczątki, ale pamiętam okładkę i może sobie znajdę w jakimś antykwariacie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nie podoba się ta ekranizacja. Jak oglądałam ją za pierwszym razem, to nie byłam aż taka niezadowolona, bo nie pamiętałam pierwowzoru, ale jak teraz sobie odświeżam, to... ech...
      Mam nadzieję, że je znajdziesz. :) Ja niestety zupełnie nie pamiętam, w którym wydaniu czytałam to po raz pierwszy, ale i nie mam z tym tak miłych wspomnień, jak Ty. :)

      Usuń
  4. Ja zaczęłam od Władcy pierścieni, w związku z czym Hobbit był dla mnie taki meh, ale lubię to niego wracać, jest bardzo przyjemną książką :) Ja mam wydanie Amberu z filmową okładką i tam ilustracje są te same, szkice też, a już się martwiłam że jak nie kupię tego nowego to mnie coś ominie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja akurat nie miałam Hobbita, ba, nie mam jeszcze swojego egzemplarza Władcy, więc dla mnie jak znalazł. :) Władcę przeczytałam dopiero po ekranizacji, a teraz bardzo mnie ciągnie, żeby odświeżyć sobie i jego.

      Usuń
  5. A ja sięgnęłam po Hobbita będąc na haju spowodowanym lekturą pierwszego Władcy. Aż tak się nie zachwyciłam, ale planuję czytać jeszcze raz. Możliwe, że zła kolejność i podeszłam bez dystansu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe też, że po Władcy oczekiwałaś czegoś podobnego, a Hobbit jednak jest zupełnie inny. :)

      Usuń
  6. A ja dla odmiany zaczęłam od "Władcy Pierścieni", w którym zakochałam się na zabój, a dopiero potem sięgnęłam do "Hobbita". O dziwo, mimo lekkiego tonu i sposobu prowadzenia narracji jak w książce dla dzieci, nie czułam żadnego zawodu z tego powodu. Zresztą, jak mogłyby mnie zawieść krasnoludy, smok, czarodziej i najważniejszy z nich wszystkich Bilbo? :)

    To nowe wydanie kusi straszliwie, chyba razem z nowym "Silmarillionem" pojawi się na moich półkach już wkrótce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pora na Władcę Pierścieni przyszła dopiero po ekranizacji, ale jeśli miałabym wybierać między Hobbitem a Władcą, to wybrałabym jednak Władcę. Ciekawa jestem, jak teraz bym tego Władcę odebrała, koniecznie muszę go sobie odświeżyć.

      Ten nowy Silmarillion z Hobbitem prezentuje się pięknie, mnie teraz kusi, żeby dokupić WP do kolekcji. :D

      Usuń
  7. Och, jakie piękne wydanie... Oczywiście czytałam tę książkę jeszcze w szkole podstawowej, ale w starszej i podniszczonej wersji. Jednak gdy widzę takie cudeńko z ilustracjami, aż mam ochotę pobiec do sklepu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja mam ochotę biec do sklepu po WP, ale jeszcze mnie hamuje to, że jest tam Łoziński, chociaż już coraz mniej...

      Usuń
  8. Chyba musiałabym go sobie jeszcze raz przeczytać. Bo czytałam go już lata temu i w sumie chyba nie byłam na niego w pełni gotowa ;P Z tym, że jednak... choć Tolkiena cenię, to jego stylu nie uwielbiam i to mnie trochę hamuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie odwrotnie, ja Tolkiena uwielbiam, a ekranizację WP mogłabym oglądać w kółko.

      Usuń
  9. Dla mnie Hobbit był właśnie takim wstępem do Tolkiena, bo dopiero kiedy gimnazjum zmusiło mnie do jego przeczytania, to udało mi się za trzecim podejściem skończyć Władcę Pierścieni i się w nim całkowicie zakochać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, a u mnie Hobbit w ogóle nie był lekturą i czytałam go całkiem z własnej woli. :D WP przeczytałam dopiero po ekranizacji, która kompletnie mnie zachwyciła. Z książką było tak samo. :)

      Usuń
  10. "Hobbit" wielbię, kocham, czytałam z "milion" razy. :D
    To dzięki tej książce zakochałam się w Śródziemiu i polecam ją każdemu. :D
    A wydanie fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajna przygoda Ci się zaczęła z tą fantasy. Sam się zastanawiałem jakąś książkę po raz pierwszy i to był "Władca", ale to w wieku 20 lat i po wcześniej obejrzanym filmie. Zabierałem się przed 20stką za "Hobbita", ale nie przebrnąłem. Dopiero potem mnie przekonał. Natomiast już wtedy byłem mega wkręcony w Tolkiena i wszystko łykałem ostro. Sam się tez zastanawiałem czy jak bee miał kiedyś dziecko to czy będzie czytać i jaki gatunek. Chętnie bym podrzucił "H" lub "HP na początek, nawet sobie wyobrażam siebie leżącego i czytającego do poduchy maluchowi. Ale kto wie czy do tego w ogóle kiedyś dojdzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Władcę też czytałam dopiero po filmie, ale to miałam już trochę fantasy na swoim koncie. :) Nom, Hobbit albo Potter na początek to dobry wybór, chyba większość osób od tych książek zaczynała z fantastyką. No albo od WP. Ja bym jednak dała Tolkiena. :)

      Usuń
  12. Ostrzę sobie zęby na odświeżenie biblioteczki o te nowe wydania od Zysku. Na Twoich zdjęciach wygląda to fantastycznie a moje książki Tolkiena już wiele przeszły :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie za to Tolkiena brak i dopiero swoją biblioteczkę o jego dzieła wzbogacam. :)

      Usuń
  13. HObbit, zwłaszcza w tym wydaniu, to takie małe cudo. Można czytać i czytać, a potem jeszcze nie raz wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakoś niestety nie polubiliśmy się z Tolkienem. Przeczytałam pierwszy tom Władcy Pierścieni i niestety po więcej nie sięgnęłam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj tak, Bilbo Froda zjada na śniadanie ;) to niesamowicie pozytywna postać (zresztą podobne wrażenia miałam w przypadku ekranizacji). Mnie akurat Hobbit jakoś nigdy nie zachwycił - pamiętam, że czytałam go jako lekturę bez większego entuzjazmu. Nie wiem w sumie, jak to się stało, bo parę miesięcy później przepadłam z kretesem w wielkiej miłości dla Władcy Pierścieni. Przymierzam się do powrotu do Hobbita po latach (chciałabym odświeżyć całego Tolkiena) i przyznam, że trochę się boję - bo na przykład w miarę mojego czytelniczego "rozwoju" odkryłam, że Władca nie jest już taki fajny, jak kiedyś (Za to Silmarillion nadal miażdży!) i nie wiem, czy nie obejmie to też tego "Śródziemia dla dzieci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie akurat Hobbit lekturą nie był, czytałam go z własnej woli, a i dzięki temu wrażenia bywają inne. :) Hobbit jednak różni się klimatem od Władcy, więc aż tak bym się temu nie dziwiła. Sama planuję teraz powrót do książkowego Władcy i sama jestem ciekawa, jak to u mnie wypadnie, bo choć Hobbita bardzo lubię i mam ogromny sentyment, to jednak co Władca, to Władca. :)

      Usuń
  16. Tak wydany „Hobbit” jest prawdziwą gratką, również dla stałych czytelników książek z uniwersum Śródziemia, a razem z poprzednimi reedycjami może stanowić bardzo eleganckie, półkowe trofeum.

    OdpowiedzUsuń
  17. O, mnie również bardzo podobał się "Hobbit", chociaż nie był dla mnie przełomową książką. Pamiętam, że przeczytałem, miło spędzając kilka godzin. :D
    Aż teraz mam ochotę wrócić do lektury, ale może w końcu skuszę się na "Władcę pierścieni"? Przyznaję się, że lekturę zacząłem, jak byłem małym jeżem, dlatego jej nigdy nie dokończyłem, bo... nudziłem się. Oczekiwałem wtedy akcji i nie wiadomo czego, a na początku dostałem misterne opisy. Tak, teraz, kiedy uwielbiam czytać książki dla samego stylu autorów, myślę, że "Władca" się mi spodoba. :D

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z Jeże czytają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Władcę czytałam już po obejrzeniu filmów, więc siłą rzeczy te filmy rzutowały na mój odbiór książki. Ale oderwać się od nich nie mogłam. Mimo wszystko bardziej trafiają do mnie filmy, ale książki też bardzo lubię i chciałabym je sobie niedługo odświeżyć. Tobie też polecam kolejną próbę, a jak się nie uda, to trudno, nie wszyscy muszą Tolkiena lubić. :)

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger