Na Ziemiomorze Ursuli LeGuin od dawna miałam ochotę, ale nigdy dość czasu i samozaparcia, by ową chęć przerodzić w czyn. Ciągle pojawiały się nowe książki, spychając tę pozycję coraz bardziej w dół. No bo spójrzmy prawdzie w oczy: Ziemiomorze to klasyka fantasy, a wszyscy wiemy, że z klasyką to różnie bywa. To taka rosyjska ruletka: albo się spodoba i dołączymy do grona zachwycających się tą klasyczną pozycją, albo nam się nie spodoba, ale chwalić będziemy, bo na klasykę narzekać nie wypada.
Do sięgnięcia po twórczość LeGuin ostatecznie zmotywowało mnie to, że chciałam spróbować z audiobookami. Przeglądałam więc ofertę Legimi szukając jakiegoś ciekawego audiobooka i zobaczyłam Czarnoksiężnika z Archipelagu, tom, który otwiera Ziemiomorze. Ściągnęłam, zaczęłam słuchać w drodze do pracy i z pracy i... przepadłam. Do tego stopnia, że dwa razy prawie przejechałam przystanek.
Czarnoksiężnik z Archipelagu opowiada historię chłopca, który na początku swojej opowieści nosi imię Duny. Wychowuje się on pod okiem ojca kowala, ale przejęciem fachu po rodzicu kompletnie nie jest zainteresowany. Jego matka szybko odeszła z tego świata, a ciotka nie przejawiała nim żadnego zainteresowania, toteż Duny spędza dnie na włóczeniu się i psotach. Tak jest do momentu, w którym chłopiec ujawnia swój potencjał magiczny. Uczyć go zaczyna ciotka, wioskowa wiedźma, a chłopiec jest zachwycony magią i przede wszystkim władzą, jaką ta magia przed nim rozpościera. Mijają lata i Duny trafia pod opiekę pełnoprawnego, wyszkolonego maga, Ogiona, który nadaje mu jego prawdziwe imię - Ged. Chłopak wykazuje ogromny talent do magii, co jednocześnie sprawia, że jego buta, pęd do władzy i siły oraz własne poczucie wyższości tylko rosną. W końcu wpędza go to w kłopoty i Ged uwalnia Cień, czyli mroczną kreaturę nie z tego świata, która nie ustąpi, dopóki go nie dopadnie.
źródło |
Książka jest fantastyczna. Ursula LeGuin w cudowny sposób snuje swoją opowieść, hipnotyzując słowem. Niesamowicie podoba mi się jej styl pisania, który potęguje wrażenie, że czytamy baśń, nie książkę fantasy. Język książki jest prosty, ale piękny, dopracowany i bogaty w szczegóły, a przy tym niezwykle oddziałujący na wyobraźnię. Sama powieść jest bardzo spokojna, wręcz senna, a jednak akcja porusza się do przodu w szybkim tempie. Autorka omija wszelkie zbędne opisy i zapychacze, w książce jest sama esencja tej historii. Przyśpieszone są też podróże, ponieważ kiedy Ged podróżuje z jakiegoś miejsca w inne, to w książce brak opisu, co jest pomiędzy punktem startu a miejscem docelowym. Bardzo podobał mi się taki zabieg, bo dzięki temu książka nie nużyła i nie trzeba było czytać o czymś nieistotnym dla fabuły. Czarnoksiężnik z Achipelagu ma tylko 240 stron, ale na jego kartach śledzimy losy Geda od dzieciństwa aż po pełnoletność, kiedy to został pełnoprawnym magiem, a potem wyrusza we własną podróż. Dodatkowo powieść jest bardzo uboga w dialogi. Głównie doświadczamy narracji i bardzo często to narrator informuje nas o słowach któregoś z bohaterów, przez co mamy wrażenie, że czytamy legendę o Gedzie.
Świat Ziemiomorza jest przesycony magią w każdym jego aspekcie. Wszystko ma swoją przyczynę, przeznaczenie, a mag instynktownie wie, gdzie należy iść i co należy zrobić. Kieruje nim tajemnicze coś, które nigdy nie dopuszcza do jego życia przypadków. Ursula LeGuin nie tłumaczy, jak w tym świecie działa magia, nie wyjaśnia zawiłości czarowania, a istotną rolę odgrywają tu jedynie imiona. Aby coś sobie podporządkować, aby coś pokonać, musimy znać prawdziwe imię tego czegoś. A poznawanie prawdziwych imion, jak i cała nauka czarnoksięstwa zajmuje wiele lat i wymaga ogromu pracy. Bardzo to fajne, że nawet jeśli Ged ma zalążki na takiego, któremu nikt nie podskoczy, to i tak musi włożyć dużo wysiłku, by swój talent oszlifować. Pojawiło się jednak w mojej głowie olbrzymie skojarzenie do książek Rowling, ponieważ w Czarnoksiężniku z Archipelagu też jest szkoła magii, która bardzo mocno przypominała mi Hogwart. Czyżby to tutaj znalazła się inspiracja dla uwielbianej Szkoły Magii i Czarodziejstwa?
Tak, w książce są smoki || źródło |
Tym, co najbardziej zachwyciło mnie w książce, jest Cień, czy raczej to, co on sobą reprezentuje. Cień jako efekt buty i arogancji Geda prześladuje go pokazując wręcz, że niektóre błędy mogą się za nami ciągnąć przez całe życie. A czym w ogóle jest ten Cień? Bardzo żałuję, że nie mogę tego zdradzić, bo wyjawiłabym w ten sposób najistotniejszy element całej książki, ale szalenie podobała mi się jego koncepcja. Domyśliłam się rozwiązania, gdy byłam w 3/4 lektury, ale to absolutnie nie odebrało mi przyjemność z przeczytania końcówki. Wręcz przeciwnie, zakręciła mi się łezka w oku, bo oto wspaniała historia dobiegła końca i zakończyła się we wspaniałym stylu.
Inna rzecz, która mnie zachwyciła to wartości, jakie LeGuin przemyca w swojej książce. To nie tylko powieść fantasy, ale też historia o dorastaniu, młodzieńczym buncie, pokonaniu samego siebie i o tym, co w życiu cenne. Te przesłania potęgują baśniowość całej książki. Sam Ged przechodzi fantastyczną przemianę, pokorniejąc i... po prostu dorastając. Przez pierwszą część książki chłopiec uczy się magi, druga część to powieść drogi, podczas której Ged zdobywa nowe doświadczenia i kształtuje siebie.
Choćbym bardzo chciała się czegoś przyczepić, to po prostu nie potrafię. Książka szturmem zdobyła moje serce i nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po następne tomy. To fantasy filozoficzne, piękne i dopracowane w każdym calu; to powieść,
nad którą trzeba się zatrzymać i poświęcić kilka chwil refleksji. Czarnoksiężnika z Archipelagu polecam więc gorąco, choć mam tą świadomość, że nie spodoba się on każdemu. Ale warto przynajmniej spróbować.
PS. Dlaczego akurat "czarnoksiężnik"? Jakby nie było, "czarnoksiężnik" kojarzy nam się z tymi złymi magami, a przedstawieni tu czarnoksiężnicy zdecydowanie nie są mrocznymi indywiduami, które chcą zapanować nad światem...
PS2. Nie polecam filmu.
Kurczę, aż się zastanawiam, czy czytałyśmy tę samą książkę :)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam zdzierżyć... wszystkiego. Stylu - zdań piętnastokrotnie złożonych, pozbawionych jakiejkolwiek dynamiki, rozwlekłych opisów tam, gdzie nie trzeba, a reporterskiej oszczędności tam, gdzie by się przydało więcej szczegółów. Bohaterów - niewiarygodnych, w zasadzie ledwo opisanych, jakby byli potrzebni tylko do tego, żeby snuć opowieść (ktoś się musi pętać od jednego wydarzenia do drugiego), nie poznajemy ich przemyśleń, ich rozwoju duchowego, nie sposób ich polubić, bo w ogóle nie budzą emocji. Samej wydumanej historii. No nie mogłam tego czytać i już. Ale przeczytałam 3,5 tomu - żeby się upewnić. I mimo że z każdym kolejnym było lepiej (ciekawe, czy też będziesz miała takie wrażenie), to jednak moja przygoda z Ziemiomorzem skończyła się mało sympatycznie.
Z drugiej jednak strony cieszę się, że Ci się podobało. Ja też bardzo chciałam, żeby sprawdziło się u mnie (ba, byłam tego pewna na tyle, że zainwestowałam od razu w cała serię). Ale niestety.
Ten styl jest piękny - ale specyficzny i czesto męczący. Drugi tom jest najlżejszy chyba a ten tłumaczony był przez polskiego poetę, co sprawia że jest jeszcze "dziwniejszy" niz inne książki Le Guin.
UsuńJa w gimnazjum tego w ogóle nie rozumiałam - dopiero w 3 liceum się z Ziemiomorzem polubiłam.
Po przeczytaniu Twojego komentarza zastanawiam się nad tym samym :P Wygląda na to, że wszystko to co mi się spodobało, Tobie właśnie nie. Do mnie przemawiają te opisy, ten styl ale zgadzam się z Katriną, że jest specyficzny i może zmęczyć, odrzucić. I miałam odwrotne wrażenie - że rozwlekłe opisy są tam, gdzie trzeba, a reporterska oszczędność tam, gdzie te rozwlekłe opisy nie są potrzebne.
UsuńCo do bohaterów, poznajemy głównie Geda i jego przemyślenia i nie powiesz chyba, że nie widzimy jego rozwoju duchowego ;> To jego historia, on jest tu najważniejszy :) Pozostali bardziej dają się opisać czynami, niż wprost.
Szkoda, że Ci się aż tak bardzo nie spodobało. Ja w sumie myślę, że miałabym podobnie do Katriny - jeśli przeczytałabym tę historię w czasach szkolnych, w gimnazjum czy wczesnym liceum, sama uznałabym to za wydumane :)
No własnie ja rozwoju nie widzę. Widzę streszczenie typu "i Ged doszedł do wniosku, że", ale jak doszedł do tego wniosku, to już nie wiem (sorry za uproszczenie).
UsuńTo jest właśnie piękne w literaturze, że może byc tak różnie odbierana. Jakże nudno by było, jakby wszyscy się we wszystkim zgadzali :D
To ja jestem dziwna, bo w gimnazjum mi sie jeszcze podobało - pamiętam to takie czarne, szmatławe, jednotomowe wydanie, które leżało w szkolnej bibliotece, ale sięgając po zbiorcze wydanie "Ziemiomorza" bodajże dwa lata temu nie pamiętałam nic z tej historii, oprócz mgliście pozytywnych wrażeń. Niestety, to było jakieś pół życia temu (serio) i obecnie powrót skończył się odbiciem się z hukiem. Strasznie mi przykro, też ;)
No to tym bardziej mam wrażenie, że czytałyśmy co innego :) Z tym pięknem literatury się zgodzę, ile osób tyle opinii, każdą książkę można odebrać na różne sposoby.
UsuńW gimnazjum nawet mi nie przyszło do głowy, żeby to czytać, z miejsca skreśliłam jako nudne :)
Ja w gimnazjum czytalam w zasadzie samą klasykę (poza momentami, gdy wychodził nowy Potter ;)), uwielbiałam Silmarillion, Władcę, Muszkieterów, Czerwone i czarne i absolutnie nic nie było dla mnie nudne z powodu nadmiaru opisów. Potem się trochę wybredna zrobiłam, jak widać... ;)
UsuńPrzeeeeśliczna recenzja, o mój Boże!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że długo się zastanawiałam, czy czytać, czy nie. Jak napisałaś - z klasyką fantastyki różnie bywa, a ja nie wiedziałam, czy jestem gotowa na "Ziemiomorze" :P Teraz wiem, że naprawię swój błąd.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na recenzję "Aniołów i demonów"! pattbooks.blogspot.com
Uwielbiam, po prostu uwielbiam, od tego zaczęła się moja prawdziwa przygoda z fantasy. <3
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Moja akurat zaczęła się od Tolkiena :D
UsuńMasz całkowitą rację - klasyka albo zachwyca, albo niestety odrzuca. Ta akurat wydaje się być naprawdę fajna, więc może się skuszę
OdpowiedzUsuńPolecam sprawdzić, Czarnoksiężnika można czytać jako zamkniętą całość :)
UsuńMoja polonistka w gimnazjum dała nam Czarnoksiężnika jako lekturę dodatkową ;) Pamiętam, że większości się on nie podobał (nie mówię tu o osobach, które tak czy siak lektur nie czytały, a o tych "czytających"), a ja byłam rozdarta. Nie wiem, może moją książkę tłumaczył ktoś inny, ale miałam ogromny problem z polubieniem narracji i stylu Le Guin, dopiero po jakimś czasie, kiedy już się z nim oswoiłam, zaczęło mi się podobać. Sama historia jest obłędna, to fakt. Pamiętam, że miałam ochotę brać się za kolejne tomy, ale jakoś się nie złożyło, a teraz... kurcze, sama nie wiem. Może kiedyś znów poczuję miętę do Ziemiomorza? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ula z Drzwi do Innego Wymiaru ;)
Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru :)
Mi też się ten styl nie spodobał od razu. Zastanawiam się, ile w tym zasługi może być audiobooka, bo facet, który czytał tę książkę robił to świetnie.
UsuńPozdrawiam również :)
Jak na razie nie planuję po nią sięgnąć. Niestety nie mogę przekonać się do autora :(
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać! I to takie Muszę przez duże M :P
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Ziemiomorze". Tak patrzę po komentarzach, że sporo kontrowersji wzbudził styl pisarki, a to jest własnie to, co w jej twórczości uwielbiam - za jego sprawą powolna opowieść jest po prostu magiczna i to nie tylko za sprawą przedstawionych wydarzeń i postaci. LeGuin snuje spokojną, powolną i naturalną opowieść o dorastaniu i zmianach.
OdpowiedzUsuńAle Cień mi się nie podobał. Strasznie przewidywalne i proste rozwiązanie. Nie żebym spodziewała się czegoś nieprzewidywalnego po tej pisarce, ale jednak jestem na nie.
Otóż to, też mnie ten styl pisania urzekł. Co do Cienia to zgadzam się, rozwiązanie było proste i przewidywalne, ale mimo wszystko strasznie przypadło mi do gustu :)
Usuń