31 grudnia

31 grudnia

Książkowy grudzień, czyli ostatnie podsumowanie miesiąca w tym roku

Książkowy grudzień, czyli ostatnie podsumowanie miesiąca w tym roku

W ten piękny, ostatni dzień roku przychodzę do Was z podsumowaniem miesiąca. Pierwotnie miało to być podsumowanie roku, ale stwierdziłam, że najpierw wypadałoby zakończyć miesiąc. Wpis z podsumowaniem rocznym pojawi się jakoś na dniach, a tymczasem bez zbędnej, dłuższej gadaniny przejdźmy do tego, co się działo u mnie w grudniu.

Ale jeszcze zanim to zrobimy, to...

Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Oby był lepszy, niż uciekający nam 2017, i oby przyniósł wam mnóstwo wspaniałych książek. Bawcie się dzisiaj dobrze. :) 

Filmy

Grudzień upłynął pod znakiem Gwiezdnych Wojen i to nie przez Ostatniego Jedi, którego jeszcze nie widziałam, bo nie mam z kim iść do kina a samej tak nie bardzo, ale przez to, że namiętnie nadrabiałam wszystkie pozostałe filmy oprócz Łotra. Obejrzałam więc epizody I-III oraz VII. Te z Anakinem... pierwszy był całkiem przyjemny, o drugim chciałabym zapomnieć, a trzeci miał niesamowite sceny już przy końcu. Moment powstania Lorda Vadera... cudo, przechodziły dreszcze.

Oprócz Gwiezdnych Wojen widziałam znany i kochany świąteczny film, który nie jest Kevinem, lecz zwie się To właśnie miłość. Oglądałam go po raz pierwszy i jest naprawdę przyjemny. Podobno nasze Listy do M się na nim wzorowały. Cóż, bardzo marnie im to wyszło w porównaniu do oryginału.

W kinie byłam na Morderstwie w Orient Expresie. Nie znam pierwowzoru i nie jestem fanką kryminałów, a na film poszliśmy tylko dlatego, że mieliśmy bilety, które koniecznie trzeba było wykorzystać do końca roku, a nic innego nie grali o tej godzinie. Wiecie, nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego filmu, ale podobał mi się niesamowicie i zapragnęłam wręcz poczytać książki Agathy Christie. 

Opublikowane teksty




















Garść statystyk

Wyświetlenia: 25 853 (było 20 505)
Liczba obserwatorów: 120 (było 112)
Liczba obserwatorów na facebooku: 79 (było 68)
Liczba obserwatorów na instagramie: 479 (było 402)


Co przeczytałam?

Miesiąc zaczęłam od Tekstu Dmitra Glukhovskiego, którą to książką naprawdę byłam zaskoczona, bo zabierałam się do niej z myślą, że będę się męczyć, a skończyłam ją nie wiadomo kiedy. Link do recenzji znajdziecie wyżej. Później był Ostatni jednorożec Petera S. Beagle, który mnie totalnie zachwycił. To przepiękna baśń, która przywodziła mi na myśl książki Gaimana. Czy raczej to książki Gaimana przywodzą na myśl Ostatniego jednorożca, bo to książka z 1998 roku. :) Na tę chwilę więcej o niej pisała Ewelina, a może i ja coś niedługo skrobnę. W każdym razie warto przeczytać i gorąco do tego zachęcam.


Wspomniałam o Gaimanie i cóż, jest on następny w kolejności, bo mam za sobą Księgę Cmentarną. To niezwykle urocza opowieść, i chyba jeszcze nie znalazłam tak przyjemnie i bezboleśnie opowiedzianego procesu dorastania w fantasy, jak tutaj. Elantris Brandona Sandersona zdążyłam już zrecenzować, link wyżej. Miesiąc, a zarazem rok zamknęłam Opowieściami wigilijnymi Charlesa Dickensa. Same dobre książki mi się trafiły w grudniu, bo z ocenami nie zeszłam poniżej ósemki. :)

Stosik, a raczej Stosisko


Ekchem. Tak. No trochę się nazbierało w tym grudniu. Ostatnio była u mnie stosikowa posucha, więc w tym miesiącu obrodziło. :) Idąc od lewej do prawej, na samej górze mamy całość Lyonesse Jacka Vance. Książki są używane, za całość zapłaciłam 60 zł. Jeszcze nigdy tak szybko nie kliknęłam "kupuj" jak w przypadku tej serii widząc taką cenę. Normalnie dwa tomy z trylogii chodzą po 40-90 zł za JEDEN. Drugi kosztuje 20 zł z przesyłką, także uważam, że mi się poszczęściło. O serii słyszałam wiele dobrego i już jakiś czas się na nią czaiłam.

Poniżej mamy serię Pamięć, smutek i cierń Tada Williamsa. Do kupna tych książek w sporej mierze przyczynił się Ciacho, ale też i wcześniej zasłyszane, pozytywne opinie. To również klasyka, i też dorwana w używanym stanie w cenie 100 zł za komplet. Waga tych książek równa się wszystkim pozostałym... a ciężkie to strasznie. Jeśli ktoś ma zbiorcze wydania Czarnej kompanii, to jest to wydane w ten sam sposób.

Po stronie prawej mamy sporo darów losu. Silmarillion to mój prezent świąteczny, z którego do tej pory cieszę się jak głupia. Książka jest pięknie wydana, zaczęłam już ją czytać i wiem, że to będzie coś niesamowitego. Rycerz siedmiu królestw to egzemplarz recenzencki i kolejna pięknie wydana książka w tym stosisku. Zawiera mnóstwo ilustracji wplecionych w tekst, co prezentuje się wspaniale. Do recenzji dostałam też Opowieści wigilijne, o których już pisałam, i Atlas tolkienowski, który jest takim małym dziełem sztuki. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to na fb wrzuciłam kilka zdjęć tej książki.

Mistrza i Małgorzatę do dawna chciałam dorwać w tym wydaniu, ponieważ ma ono zaznaczone  na czerwono fragmenty, które kiedyś były ocenzurowane. Z tego, co zdążyłam zauważyć, to czasem są to całe strony. Mam nadzieję, że książka nie będzie długo czekać na przeczytanie.

Ostatni jest Rękopis znaleziony w smoczej jaskini Andrzeja Sapkowskiego, czyli kompendium wiedzy o literaturze fantasy. Dostałam tę książkę na mikołajki i to też jest prezent, na który się strasznie ucieszyłam. Chciałam to przeczytać od dawna, ale książka nie jest już dostępna i trzeba szukać używanych. Także ten, będziemy się dokształcać.

A jak tam grudzień u Was? Co ciekawego znaleźliście pod choinką? ;)

30 grudnia

30 grudnia

Czym jest dla nas Boże Narodzenie? "Opowieści wigilijne" Charlesa Dickensa, tom 3

Czym jest dla nas Boże Narodzenie? "Opowieści wigilijne" Charlesa Dickensa, tom 3

Charles Dickens niedawno gościł na tym blogu, i tak się złożyło, że dzisiaj znów będzie o jego książce. I to ponownie o Opowieściach wigilijnych, ale tym razem w trzeciej odsłonie. Już na samym wstępie mogę Wam powiedzieć, że ten trzeci tom jest o wiele lepszy, niż drugi, i w moim odczuciu nawet lepszy, niż pierwszy. Sam autor natomiast jeszcze wielokrotnie będzie gościł w moich skromnych progach, bo jego prozą jestem po prostu zauroczona.

Opowieści wigilijne. Czym jest dla nas Boże Narodzenie? to trzeci zbiór wigilijnych opowiadań wydawanych w ostatnich latach przez Zysk i S-ka. I to nie wydawanych byle jak, ponieważ są one w twardej oprawie, z obwolutą, pod którą kryje się płócienna oprawa, w środku zaś czeka nas mnóstwo przepięknych, oryginalnych ilustracji, całość drukowana jest na grubym papierze, a każdy rozdział rozpoczyna się zdobionym inicjałem. To taka mała, wizualna uczta dla oczu. Sam tom zawiera natomiast nie dwa, nie trzy, lecz czternaście opowiadań, każde mniej lub bardziej związane z okresem świątecznym, a dwa z nich są powiązane między sobą. Pierwsze opowiadanie zatytułowane Opowieści o goblinach, które podkradły zakrystiana pochodzi z powieści Klub Pickwicka, zaś cała reszta była publikowana w świątecznych numerach czasopism Household Words oraz All the Year Round, w których ukazywały się opowiadania nie tylko Dickensa, lecz i innych autorów. W Polsce natomiast ukazują się one po raz pierwszy.

Wyjątkowo tym razem będą foty ;)

Nie sposób opowiedzieć o każdym opowiadaniu z osobna, kiedy jest ich taka ilość, zresztą ich fabuły pomieszały mi się już do tego stopnia, że nawet nie byłabym w stanie tego zrobić. Mogę natomiast opowiedzieć o kilku, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Przykładowo w Choince autor snuje wspomnienia związane ze swoim dzieciństwem, które przychodzą mu na myśl, gdy patrzy na tytułową choinkę i prezenty, które można pod nią znaleźć. Opowiadanie dziecięce jest bardzo krótką, wzruszającą opowieścią, w której wraz z podróżnym przechodzimy przez różne etapy życia jednej osoby. Opowieść niczyja jest historią o bezimiennych, których skryła ziemia. W Ostrokrzewiu znajdziemy opowieść Pucybuta, który opowiada o tym, jak to dzieci w wieku pięciu czy sześciu lat uciekły z domu, by wziąć ze sobą ślub. Pensjonat pani Lirriper powiązany jest ze Spadkiem pani Lirriper, a obie te opowieści skupiają się na właścicielce pensjonatu, wiekowym majorze, który miał zamieszkać na chwilę, a został na stałe i dziecku, które wzięli razem na wychowanie. Ostatni tekst, o którym chciałabym wspomnieć, to Doktor Marigold, w którym znajdziemy poruszającą historię o kupcu, który po stracie córki przygarnął głuchoniemą sierotę. Wiele z tych opowiadań sprawiło, że zapiekły mnie oczy, przy wielu się śmiałam i rozczulałam, i choć były wyjątki, które mnie znudziły, to jednak zdecydowana większość tych opowiadań stoi na wysokim poziomie. 



Charles Dickens zdecydowanie potrafi poruszyć czułą strunę w człowieku i z wielką wprawą zrobił to w trzecim tomie Opowieści wigilijnych. Jego opowiadania tak jak i poprzednie pełne są ciepła domowego ogniska, uroku i serdeczności, pełne są wzruszających, ludzkich historii, smutków i radości. Sporo czasu spędzimy w różnych pensjonatach, wiele razy o losach naszych bohaterów zadecyduje odpowiedni przypadek w odpowiedniej chwili, czasem doświadczą oni nieporozumień, czasem cierpień, ale zawsze znajdą to pozytywne światełko wśród mroków. Będą wybaczać, będą poszukiwać, a przede wszystkim będą skłaniać nas do refleksji i w swoim towarzystwie pozwolą spędzić mnóstwo wspaniałych chwil, w których tak po prostu zrobi nam się cieplej na sercu. 


Opowieści wigilijne. Czym jest dla nas Boże Narodzenie? to lektura idealna w okresie świątecznym nie tylko przez swój tytuł czy związek tych historii z Bożym Narodzeniem/Nowym Rokiem, lecz także ze względu na to, jak bardzo ciepłe, wzruszające i urokliwe historie możemy w niej przeczytać. Dickens sprawia, że w jednej chwili się śmiejemy, a w drugiej szukamy chusteczek. Ja ze swojej strony gorąco polecam i mam nadzieję, że wkrótce uda mi się sięgnąć po kolejne książki autora, bo powoli staje się on jednym z moich ulubionych.


W serii:
1. Opowieści wigilijne. Kolęda prozą
2. Opowieści wigilijne. Świerszcz za kominem
3. Opowieści wigilijne. Czym jest dla nas Boże Narodzenie?

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!


P.S. Książkę skończyłam czytać wczoraj. Wczoraj też oglądałam Morderstwo w Orient Expresie, w którym Herkules Poirot również czytał Dickensa. Poczułam więź z głównym bohaterem. :) Przez cały seans próbowałam wypatrzeć, jaką dokładnie czytał książkę, ale nie dałam rady.

P.S2. Film świetny.


27 grudnia

27 grudnia

Wyzwania czytelnicze na 2018 rok. Poczytajmy klasykę!

Wyzwania czytelnicze na 2018 rok. Poczytajmy klasykę!

Może niektórzy z Was pamiętają, że mniej więcej od kwietnia tego roku założyłam sobie, że będę czytać jedną książkę z klasyki na miesiąc. Wychodziło to raz lepiej, raz gorzej, ale postanowienie nie zgubiło się gąszczu książkowych nowości i ciągle silnie we mnie tkwi.

Podczas świąt w mojej głowie zrodził się pomysł: a gdyby zrobić z tego większe wyzwanie? Takie, w którym udział moglibyście wziąć i Wy, a może i ja miałabym wtedy lepszą motywację, by klasykę czytać. W ten oto sposób prezentuję Wam poniżej nie jedno, ale dwa wyzwania czytelnicze na 2018 rok.


Pierwsze z nich polega na czytaniu książek z szeroko pojętej klasyki. Obojętne, czy jest to klasyka literatury pięknej, czy też klasyka grozy, kryminału lub fantastyki: ważne, żeby była to klasyka. Możecie więc sobie założyć, że w ramach tego wyzwania będziecie poznawać klasykę tylko jednego gatunku, a równie dobrze możecie to mieszać. Wyzwanie zostaje zaliczone, jeśli przeczytamy jedną taką książkę na miesiąc lub na kwartał

EDIT 28/12/17: Sporo osób pisze, że czytanie jednej książki z klasyki na miesiąc to podejście zbyt ambitne. Wobec tego zrobimy dwie opcje do wyboru dla obu wyzwań:
1. Czytamy jedną książkę z klasyki na miesiąc
2. Czytamy jedną książkę z klasyki na kwartał
Wybór należy do Was, napiszcie mi tylko, z którą opcją chcecie walczyć :)

Drugie wyzwanie natomiast ograniczone jest tylko i wyłącznie do czytania klasyki fantasy. Dopuszczam też kanon Sapkowskiego (bezczelnie podlinkuję listę książek z kanonu, która wisi na blogu Moreni). Postanowiłam wyodrębnić fantasy ze względu na moje zamiłowanie do tego gatunku i ogromną chęć, by jak najwięcej klasyki fantasy poznać. Tak jak wyżej, wyzwanie zostaje zaliczone, jeśli przeczytamy jedną książkę z klasyki fantasy na miesiąc lub na kwartał (w przypadku serii to wciąż będzie jedna książka, a nie cała seria, która często ma po kilkanaście tomów).


Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie przyłączyć się do mnie w tych zmaganiach. A żeby zapanowała jasność, to kilka rzeczy chciałabym zaznaczyć na samym początku w punktach poniżej.


WAŻNE!
  • wyzwania czytelnicze można łączyć z innymi
  • wyzwanie "Czytamy klasykę" i "Czytamy klasykę fantasy" nie łączą się 
  • nie trzeba mieć bloga, żeby wziąć w nich udział
  • czytamy jedną książkę z klasyki na miesiąc EDIT 28/12/17: lub na kwartał - wybór progu trudności zależy od Was
  • aby w danym miesiącu/kwartale książka była zaliczona u mnie, trzeba napisać o niej kilka słów (np. na blogu, lubimy czytać, goodreads, facebooku) i zostawić mi linka
  • linki do waszych recenzji/opinii będę linkować u siebie
  • linki możecie zostawiać TUTAJ
  • jeśli będziecie linkować, róbcie to według schematu: KLASYKA/KLASYKA FANTASY - MIESIĄC/KWARTAŁ - Tytuł Książki - Autor - Link, np.

KLASYKA FANTASY STYCZEŃ/I KWARTAŁ "Ziemiomorze" Ursula LeGuin http://misieczytaniepodoba.blogspot.com/2017/09/czytamy-klasyke-ziemiomorze-ursuli.html
albo
KLASYKA MARZEC/I KWARTAŁ "Władca much" William Golding http://misieczytaniepodoba.blogspot.com/2017/10/czytamy-klasyke-wadca-much-wiliama.html

  • przewiduję podsumowania miesięczne lub kwartalne
  • wyzwanie trwa od 01.01.2018 do 31.12.2018
  • można dołączyć w dowolnym momencie
  • zgłaszać można się pod tym postem
  • bardzo bym chciała na koniec rozdać jakieś książkowe nagrody, ale to jest jeszcze do przemyślenia, jako że wyzwanie startuje po raz pierwszy i nie wiem, jak wyjdzie ;)

I to już wszystko. Jeśli macie jakieś wątpliwości to pytajcie śmiało w komentarzach. I przede wszystkim bawcie się dobrze!


25 grudnia

25 grudnia

Miasto upadłych bogów. "Elantris" Brandona Sandersona

Miasto upadłych bogów. "Elantris" Brandona Sandersona

Brandon Sanderson to autor, który nieustannie mnie zaskakuje. Kiedy już myślę, że mniej więcej wiem, czego spodziewać się po jego książkach, to i tak za każdym razem dostaję coś innego, choć pewne elementy dla jego prozy są wspólne. Niemniej jednak nie ma w niej schematów i za każdym razem czeka nas nowa, wyjątkowa fabuła z oryginalnym systemem magii i postaciami, do których mimowolnie się przywiązujemy. Sanderson pisze o problemach i rozterkach zwykłych ludzi, ale w otoczce epickiej fantasy. A po skończeniu każdej jego książki pozostaje niesamowity smutek i żal, że się do tych ostatnich stron dobrnęło. 

Elantris jest debiutem autora, ale trzeba tu zaznaczyć, że książka ta po prostu została wydana jako pierwsza. Z postscriptum na końcu książki dowiadujemy się, że kiedy autor zaczął pisać Elantris miał już napisanego Zrodzonego z Mgły i ukończył już pierwszą wersję Drogi Królów. Elantris jest też pierwszą książką, w której Sanderson świadomie zawarł elementy cosmere. Jest to więc powieść ważna i przełomowa, ma ogromną rzeszę fanów, chociaż jej fabuła nie jest ani pełna porywającej akcji, ani widowiskowych bitew. Mimo tego Elantris hipnotyzuje rozgrywającymi się wydarzeniami — i to hipnotyzuje już od pierwszych stron.

Przede wszystkim fenomenalny jest pomysł. Zrodził się on w głowie Sandersona wtedy, kiedy pomyślał on o wizji więziennego miasta dla trędowatych zombie. I w pewnym sensie takich zombie w książce mamy — są nimi Elantryjczycy zamknięci w dawnej stolicy Arelonu, czyli w Elantris. Miasto niegdyś było potężne, olbrzymie, piękne, rozświetlone blaskiem i zachwycające przepychem. Wśród tego piękna i chwały stąpali równie piękni Elantryjczycy o skórze barwy świetlistego, bladego srebra i białych włosach. Mieli w sobie moc, która płonęła w ich oczach i wypełniała ich ruchy. Błogosławionym, niemal bogiem mógł zostać każdy, ponieważ przeobrażenie - shaod — nie wybierało i dotykało ludzi losowo, niezależnie od ich statusu społecznego. Niestety pewnego dnia dziesięć lat temu coś się zmieniło i Elantryjczycy z bogów zmienili się w przeklętych. W żywych zombie, ponieważ teoretycznie byli martwi — ich serce nie biło, ciało umierało, a ból od najmniejszego nawet stłuczenia nigdy nie ustawał. Miasto upadło.

Fragment grafiki z Tenth Anniversary Special Edition w Stanach

Książka rozpoczyna się w momencie, w którym książę i następca tronu Arleonu, Raoden, zostaje przeklęty i wtrącony do Elantris. Raoden nie jest jednak z tych, którzy łatwo poddadzą się swojemu losowi, i z miejsca zaczyna działać, by życie w tym miejscu uczynić znośniejszym. To ten typ bohatera, który zaraża innych swoim optymizmem i nigdy się nie poddaje, w każdym i wszędzie dostrzegając dobro. Równolegle z jego wątkiem obserwujemy losy Sarene, młodej księżniczki ze sprzymierzonego państwa, która przybyła do Arleonu, by wziąć ślub z Raodenem i z przykrością odkrywa, że jej małżonek umarł jeszcze zanim na dobre się nim stał. Trzecim wątkiem jest historia wysoko postawionego kapłana, Hrathena, który przeżywa kryzys wiary, a jednocześnie gorąco pragnie nawrócić mieszkańców Arleonu na swoją wiarę. 

Elantris nie jest przepełnione akcją, jest za to książką bardzo spokojną, której fabuła rozwija się powoli, ale za to przedstawione tutaj wątki wciągają tak mocno, że nie sposób się od tej książki oderwać. Przyznam, że trochę obawiałam się tej lektury, ponieważ słyszałam mnóstwo narzekań na Elantris, ale obawy te były zupełnie bezpodstawne. Już od samego początku intryguje nas los Elantryjczyków i gnębi nas pytanie, o co właściwie chodzi z ich przekleństwem. Raoden zaś jest na tyle sympatycznym i kochanym księciem, że nie da się nie kibicować zarówno jemu, jak i grupce, którą wokół siebie zebrał. Tym bardziej że Elantryjczycy mimowolnie wzbudzają w nas współczucie i chcemy dla nich jak najlepiej. Wątek Sarene i Hrathena wprowadza z kolei bardzo dużo polityki do książki, więc przygotujcie się, że politycznych spisków i intryg będzie tutaj mnóstwo, poczynając od naprawy państwa, a na wpływach religijnych kończąc.

Fragment grafiki z Tenth Anniversary Special Edition w Stanach

Być może po tylu przeczytanych książkach Sandersona wreszcie zaczęłam być choć trochę krytyczna względem jego prozy, bo tym razem w jego powieści dostrzegłam też pewne wady. Przede wszystkim na nerwy działała mi nieco Sarene, z której Sandersonowi wyszła taka trochę Mary Sue. Księżniczka jest piękna, inteligentna i przebiegła, zna się na polityce i doskonale manipuluje ludźmi, a wszystko nieco zbyt łatwo jej idzie — przynajmniej do pewnego momentu. Sarene ma jednak też wady i nie wszytko potrafi najlepiej, a jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że trochę z nią autor przesadził. Identyczne spostrzeżenie miałam z księciem Raodenem. Wyłapałam też kilka irytujących powtórzeń w takim sensie, że autor kilka razy informuje nas o tym samym fakcie. Nie są to jednak rzeczy, które mocno wpłynęłyby na mój odbiór lektury, bo książką i tak jestem zachwycona.

Wspomnieć trzeba jeszcze o systemie magii i w tym miejscu muszę zaznaczyć, że magii w Elantris prawie w ogóle nie ma. Jej system opiera się na rysowanych znakach, dawnym, zapomnianym języku, którego poszczególne słowa dają określony efekt. Skąd Sanderson wziął na to pomysł? Ze sposobu, w jaki koreański i chiński oddziałują na siebie nawzajem jako pisane języki. Autor po raz kolejny udowadnia, że pomysły można czerpać absolutnie ze wszystkiego.

Fragment grafiki z chińskiej okładki

Elantris jest też bardzo pięknie wydane. Książka jest w twardej oprawie i z tasiemką, a w środku znajdziemy kolorową mapkę jako wklejkę, dowcipną przedmowę przyjaciela Sandersona (z której dowiadujemy się, że miasto pierwotnie miało nazywać się Adonis i autor kompletnie zapomniał, że jest to postać z mitologii greckiej. Po prostu słowo mu fajnie brzmiało), standardowo Ars Arcanum, a także wycięte sceny z Elantris, ciekawe postscriptum od autora oraz krótki rozdział z Hoidem na samym końcu.

Książkę oczywiście gorąco polecam, bo to fenomenalna powieść, a samo nazwisko Sandersona gwarantuje już określoną jakość z najwyższej półki. Na koniec zacytuję fragment z przedmowy, bo Dan Wells idealnie ujął to, czego sama nie potrafiłabym przekazać: Brandon zawdzięcza dużą część swojego sukcesu — powiedzmy połowę — uporowi, by to malutkie opowieści o ludziach wewnątrz epickiej historii czyniły ją wartą czytania. (...) Brandon opowiada wielkie historie, ale ich fundamentem są te małe i osobiste. I takie właśnie jest Elantris.


W serii:
1. Elantris
1.5 Dusza Cesarza



23 grudnia

23 grudnia

Wyniki konkursu ze Stacją Centralną

Wyniki konkursu ze Stacją Centralną

Cześć Wam! W ten piękny, przedświąteczny dzień przychodzę z ogłoszeniem wyników konkursu, w którym do wygrania była Stacja Centralna autorstwa Lavie Tidhara. Żeby wczuć się w świąteczny klimat, obrazkiem otwierającym jest piękna, choinkowa śnieżynka. 

Do konkursu zgłosiły się w sumie cztery osoby. Nie przedłużając, Stację Centralną wygrywa MORENI! Gratuluję! A oto nagrodzona odpowiedź: 


Dziękuję za udział wszystkim uczestnikom. Moreni, do Ciebie wysłałam już maila z informacją o wygranej.

Korzystając z okazji życzę wszystkim czytelnikom tego bloga dużo wspaniałych książek pod choinką, spokojnej, rodzinnej atmosfery i żeby Was brzuchy nie bolały z przejedzenia. :) 
Wesołych świąt!
Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger