25 grudnia

25 grudnia

Miasto upadłych bogów. "Elantris" Brandona Sandersona


Brandon Sanderson to autor, który nieustannie mnie zaskakuje. Kiedy już myślę, że mniej więcej wiem, czego spodziewać się po jego książkach, to i tak za każdym razem dostaję coś innego, choć pewne elementy dla jego prozy są wspólne. Niemniej jednak nie ma w niej schematów i za każdym razem czeka nas nowa, wyjątkowa fabuła z oryginalnym systemem magii i postaciami, do których mimowolnie się przywiązujemy. Sanderson pisze o problemach i rozterkach zwykłych ludzi, ale w otoczce epickiej fantasy. A po skończeniu każdej jego książki pozostaje niesamowity smutek i żal, że się do tych ostatnich stron dobrnęło. 

Elantris jest debiutem autora, ale trzeba tu zaznaczyć, że książka ta po prostu została wydana jako pierwsza. Z postscriptum na końcu książki dowiadujemy się, że kiedy autor zaczął pisać Elantris miał już napisanego Zrodzonego z Mgły i ukończył już pierwszą wersję Drogi Królów. Elantris jest też pierwszą książką, w której Sanderson świadomie zawarł elementy cosmere. Jest to więc powieść ważna i przełomowa, ma ogromną rzeszę fanów, chociaż jej fabuła nie jest ani pełna porywającej akcji, ani widowiskowych bitew. Mimo tego Elantris hipnotyzuje rozgrywającymi się wydarzeniami — i to hipnotyzuje już od pierwszych stron.

Przede wszystkim fenomenalny jest pomysł. Zrodził się on w głowie Sandersona wtedy, kiedy pomyślał on o wizji więziennego miasta dla trędowatych zombie. I w pewnym sensie takich zombie w książce mamy — są nimi Elantryjczycy zamknięci w dawnej stolicy Arelonu, czyli w Elantris. Miasto niegdyś było potężne, olbrzymie, piękne, rozświetlone blaskiem i zachwycające przepychem. Wśród tego piękna i chwały stąpali równie piękni Elantryjczycy o skórze barwy świetlistego, bladego srebra i białych włosach. Mieli w sobie moc, która płonęła w ich oczach i wypełniała ich ruchy. Błogosławionym, niemal bogiem mógł zostać każdy, ponieważ przeobrażenie - shaod — nie wybierało i dotykało ludzi losowo, niezależnie od ich statusu społecznego. Niestety pewnego dnia dziesięć lat temu coś się zmieniło i Elantryjczycy z bogów zmienili się w przeklętych. W żywych zombie, ponieważ teoretycznie byli martwi — ich serce nie biło, ciało umierało, a ból od najmniejszego nawet stłuczenia nigdy nie ustawał. Miasto upadło.

Fragment grafiki z Tenth Anniversary Special Edition w Stanach

Książka rozpoczyna się w momencie, w którym książę i następca tronu Arleonu, Raoden, zostaje przeklęty i wtrącony do Elantris. Raoden nie jest jednak z tych, którzy łatwo poddadzą się swojemu losowi, i z miejsca zaczyna działać, by życie w tym miejscu uczynić znośniejszym. To ten typ bohatera, który zaraża innych swoim optymizmem i nigdy się nie poddaje, w każdym i wszędzie dostrzegając dobro. Równolegle z jego wątkiem obserwujemy losy Sarene, młodej księżniczki ze sprzymierzonego państwa, która przybyła do Arleonu, by wziąć ślub z Raodenem i z przykrością odkrywa, że jej małżonek umarł jeszcze zanim na dobre się nim stał. Trzecim wątkiem jest historia wysoko postawionego kapłana, Hrathena, który przeżywa kryzys wiary, a jednocześnie gorąco pragnie nawrócić mieszkańców Arleonu na swoją wiarę. 

Elantris nie jest przepełnione akcją, jest za to książką bardzo spokojną, której fabuła rozwija się powoli, ale za to przedstawione tutaj wątki wciągają tak mocno, że nie sposób się od tej książki oderwać. Przyznam, że trochę obawiałam się tej lektury, ponieważ słyszałam mnóstwo narzekań na Elantris, ale obawy te były zupełnie bezpodstawne. Już od samego początku intryguje nas los Elantryjczyków i gnębi nas pytanie, o co właściwie chodzi z ich przekleństwem. Raoden zaś jest na tyle sympatycznym i kochanym księciem, że nie da się nie kibicować zarówno jemu, jak i grupce, którą wokół siebie zebrał. Tym bardziej że Elantryjczycy mimowolnie wzbudzają w nas współczucie i chcemy dla nich jak najlepiej. Wątek Sarene i Hrathena wprowadza z kolei bardzo dużo polityki do książki, więc przygotujcie się, że politycznych spisków i intryg będzie tutaj mnóstwo, poczynając od naprawy państwa, a na wpływach religijnych kończąc.

Fragment grafiki z Tenth Anniversary Special Edition w Stanach

Być może po tylu przeczytanych książkach Sandersona wreszcie zaczęłam być choć trochę krytyczna względem jego prozy, bo tym razem w jego powieści dostrzegłam też pewne wady. Przede wszystkim na nerwy działała mi nieco Sarene, z której Sandersonowi wyszła taka trochę Mary Sue. Księżniczka jest piękna, inteligentna i przebiegła, zna się na polityce i doskonale manipuluje ludźmi, a wszystko nieco zbyt łatwo jej idzie — przynajmniej do pewnego momentu. Sarene ma jednak też wady i nie wszytko potrafi najlepiej, a jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że trochę z nią autor przesadził. Identyczne spostrzeżenie miałam z księciem Raodenem. Wyłapałam też kilka irytujących powtórzeń w takim sensie, że autor kilka razy informuje nas o tym samym fakcie. Nie są to jednak rzeczy, które mocno wpłynęłyby na mój odbiór lektury, bo książką i tak jestem zachwycona.

Wspomnieć trzeba jeszcze o systemie magii i w tym miejscu muszę zaznaczyć, że magii w Elantris prawie w ogóle nie ma. Jej system opiera się na rysowanych znakach, dawnym, zapomnianym języku, którego poszczególne słowa dają określony efekt. Skąd Sanderson wziął na to pomysł? Ze sposobu, w jaki koreański i chiński oddziałują na siebie nawzajem jako pisane języki. Autor po raz kolejny udowadnia, że pomysły można czerpać absolutnie ze wszystkiego.

Fragment grafiki z chińskiej okładki

Elantris jest też bardzo pięknie wydane. Książka jest w twardej oprawie i z tasiemką, a w środku znajdziemy kolorową mapkę jako wklejkę, dowcipną przedmowę przyjaciela Sandersona (z której dowiadujemy się, że miasto pierwotnie miało nazywać się Adonis i autor kompletnie zapomniał, że jest to postać z mitologii greckiej. Po prostu słowo mu fajnie brzmiało), standardowo Ars Arcanum, a także wycięte sceny z Elantris, ciekawe postscriptum od autora oraz krótki rozdział z Hoidem na samym końcu.

Książkę oczywiście gorąco polecam, bo to fenomenalna powieść, a samo nazwisko Sandersona gwarantuje już określoną jakość z najwyższej półki. Na koniec zacytuję fragment z przedmowy, bo Dan Wells idealnie ujął to, czego sama nie potrafiłabym przekazać: Brandon zawdzięcza dużą część swojego sukcesu — powiedzmy połowę — uporowi, by to malutkie opowieści o ludziach wewnątrz epickiej historii czyniły ją wartą czytania. (...) Brandon opowiada wielkie historie, ale ich fundamentem są te małe i osobiste. I takie właśnie jest Elantris.


W serii:
1. Elantris
1.5 Dusza Cesarza



38 komentarzy:

  1. Wiele dobrego słyszałam już o tym autorze, ale nadal nie poznałam jego twórczości. Muszę to nadrobić i chętnie sięgnę po tę książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, warto. Jak nie od Elantris, to od Z mgły zrodzonego ;)

      Usuń
  2. Miałem to czytać jako pierwsze, dawno temu, kiedy jeszcze było stare wdanie, ale przez to, że trudne dostępne i/lub drogie to się wstrzymywałem. "Droga" miała być kolejna, ale kiedy dowiedziałem się, że to będzie 10-tomowy cykl to od razu zrezygnowałem. Niedługo jednak Mag poszalał ze wznowieniem "Z gły zrodzonych" i od tego mi się zaczęło. Ale "Elantris" niedługo po tym. I też się obawiałem, bo wszystko do tamtej pory mnie zachwycało, a ta książka miała mieszane opinie. Dla mnie jednak wciąż to świetna książka, mimo że z niewielkimi niedoskonałościami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie również :) Elantris jest chyba teraz u mnie na trzecim miejscu jeśli chodzi o książki Sandersona :D
      Ja sama zaczynałam czytać Sandersona jak już było to wydanie specjalne. A zaczęłam z grubej rury, bo od Drogi Królów ;) Potem poszedł Z mgły zrodzony, całość na raz właściwie ;)

      Usuń
    2. Pierwsze to pewnie ABŚ, a drugie Mistborn, tak? :)

      Usuń
    3. Zgadłeś. ;) Ale Mistborn Druga Era! :P Pierwsza byłaby teraz za Elantris ;)

      Usuń
    4. Dla mnie pierwsza trylogia wyraźnie lepsza od drugiej (w zasadzie to tetralogii, ale jeszcze nie napisał tomu 4). Nie wiem jednak czy "ABŚ" lepsze będzie ostatecznie dla mnie od "Mistborn", bo mam mega sentyment i byłem podkręcony mocno. "Droga" co prawda z miejsca wylądowała w moich ulubionych, a teraz czytam "Słowa" i jest również świetnie, ale póki całego cyklu nie przeczytam to nie ocenię. :)

      Usuń
    5. Chyba dla większość pierwsza jest lepsza od drugiej. :) A ABŚ króluje u mnie bez żadnej konkurencji. W moim przypadku to do niego dochodzi ten sentyment, bo sięgałam po Drogę Królów totalnie nie wiedząc nic ani o autorze, ani o tej serii. Po prostu wypatrzyłam fajne, grube tomisko w empiku z interesującą okładką, pomyślałam że to jakaś nowa fantastyka którą trzeba sprawdzić, zerknęłam tylko że ma dużo gwiazdek na LC i kupiłam. Nie śledziłam wtedy kompletnie internetów. Koleżanka czytała to pierwsza i tak zachwalała, tak to przeżywała, że kupiłam od razu drugi tom żeby mogła i ten ode mnie pożyczyć. A potem sama zaczęłam czytać i cóż... przepadłam :P

      Usuń
    6. Tylko potem pewnie tym większy żal, że będzie kolejnych kilka tomów, na które przyjdzie Ci czekać. Ale Sanderson ma na szczęście na tyle bogaty repertuar i w miarę systematykę w pisaniu, że da się przeżyć. :)

      Usuń
    7. A nie, jakoś nigdy nie mam specjalnie problemu z tym, że muszę poczekać na kolejne tomy. Tutaj bardziej się ucieszyłam, że jeszcze będzie tyle fantastycznych książek w tym cyklu. :)

      Usuń
    8. A to jesteś cierpliwą osóbką. To dla Ciebie w takim razie z górki. Ja rzadko się łapię nieskończonych cykli.

      Usuń
  3. Czytałam już pierwsze trzy tomy "Z mgły zrodzonego" oraz "Drogę Królów" i na ten moment kocham twórczość Sandersona. Na półce czekają na mnie kolejne jego powieści, m.in właśnie "Elantris", o którym słyszałam naprawdę różne opinie. Muszę chyba wreszcie przeczytać i wyrobić sobie własną :)

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi z jego twórczości został już tylko Bezkres Magii i Alcatraz i smutno mi z tego powodu. Właśnie ja też słyszałam przeróżne opinie, ale książka jest naprawdę świetna ;)

      Usuń
  4. O matko, Ty to wiesz jak mnie wpędzić w kompleksy w Boże Narodzenie! :D A mówiąc zupełnie serio, Sanderson to chyba jeden z moich największych braków literackich i absolutnie muszę to wkrótce naprawić! <3 Doskonała recenzja, szerokie spektrum zagadnień, piękne ilustracje, bardzo mi się podobało! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, kompleksy, zawsze gdzieś ma się zaległości :P Ale Sandersona warto nadrobić, bo tworzy świetne książki. Dziękuje, bardzo mi miło. ;)

      Usuń
  5. Ech, ja za to im więcej Sandersona czytam, tym bardziej nie jestem w stanie wyłapywać u niego błędów czy jakichś niedociągnięć (i nawet na te wątki romantyczne, które nie zawsze wychodzą tak doskonale, bez problemu przymykam oko). Dramat. :D
    Dawca Przysięgi jeszcze przede mną, jako że dostałam teraz na Święta, muszę tylko skończyć Cienie tożsamości. Z jednej strony, tak bardzo chcę już się za niego zabrać, z z drugiej nie wiem, czy może nie odwlec tego jeszcze w czasie - przecież zakończenie na pewno nie da mi żyć! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie właśnie odwrotnie, ale to może być też wina tego, że im dłużej piszę o książkach tym bardziej krytyczna się robię i zwracam uwagę na więcej elementów. ;)
      Och, Wax i Wayne! <3 Druga Era u mnie przebija pierwszą, po prostu kocham ten duet. Ja dlatego nie chcę teraz czytać Dawcy żeby potem nie cierpieć. Poza tym przerwać czytanie tak naprawdę w połowie książki... nieeee :P

      Usuń
  6. Mogłabym podpisać się pod twoją recenzją obiema rękami :) Z twórczości Sandersona czytałam na razie tylko "Elantris" i dwa tomy "Archiwum Burzowego Światła" więc sporo wrażeń jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż zazdroszczę :) Mi został już tylko Bezkres Magii i dwa tomy Alcatraza i bardzo mi z tego powodu smutno.

      Usuń
  7. Ciagle gdzieś coś słyszę o Sandersonie, ale jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. I gdyby nie uginające się półki nieprzeczytanych książek to na pewno bym się skusiła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że o Sandersonie jeszcze długo będzie głośno. :) Warto kiedyś w końcu sięgnąć.

      Usuń
  8. wstyyd jeszcze nic Snadersona nie czytałam, ale nie wiem od czego zacząć :( siostra kupiła sobie Drogę Królów, ale z kolei znajomi odradzają zaczynać od tego, no już nie wiem :/ może od tego Elantrisa zacząć, jak sądzisz??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam wstyd, nie da się znać wszystkiego ;) Ja sama zaczynałam od Drogi Królów i właśnie przez tą cegłę pokochałam autora, więc... :) Właściwie zależy, co lubisz. "Droga królów" wolno się rozkręca, ma bardzo dopracowany świat, jest napisana z rozmachem, to taka bardzo epicka fantasy gdzie ten pierwszy tom to tylko wstęp do większej całości. Jak nie "Droga Królów" to polecałabym "Z mgły zrodzonego" na początek, jest lżejszy, chociaż niektórzy oskarżają go o młodzieżówkowatość :) "Elantris" też myślę, że byłoby dobre, o ile nie zniechęci Cię obyczajowość tej książki i dużo polityki ;)

      Usuń
  9. Elantris przez długi czas była moją ulubioną książką Sandersona <3
    Aż mam ochotę sobie ja powtórzyć, i zobaczyć jak wypadnie teraz, kiedy większość książek autora mam za sobą. Tak samo zresztą jak Siewcę Wojny/Rozjemcę:)
    Jedyne co mnie powstrzymuje to te wszystkie książki które czekają jeszcze nieprzeczytane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chciałam sobie odświeżyć Drogę Królów przed premierą trzeciej części ale teraz zaczynam trochę powątpiewać, czy mi się uda... :)

      Usuń
  10. Sanderson w ogóle ma miażdżące pomysły. Nie wiem, skąd on to bierze :) ostatnio rozwalił mnie posłowiem do Duszy cesarza - żywy dowód, że pomysły leżą na ulicy, ale trzeba być geniuszem, żeby je dostrzec :)
    Elantris oczywiście NIE czytałam, ale myslę, że w 2018 to nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja mam nadzieję, że Bezkres Magii uda mi się wcisnąć w styczniu, bo przez Elantris narobiłam sobie strasznego apetytu na książki Sandersona ;)

      Usuń
  11. Jeszcze tylko Bezkres Magii i już zabieram się za Elantris. :D Mam nadzieję, że będę równie zachwycona jak w przypadku innych przeczytanych przeze mnie książek autora. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Elantris" to była pierwsza książka Sandersona, jaką przeczytałam i bardzo mi się podobała. Potem już poleciało, choć dużo jeszcze przede mną. Ja czytałam jeszcze to stare wydanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jak zaczęłam czytać Sandersona, to już były te nowe wydania. A pierwsza była Droga Królów, tak od razu wskoczyłam na głęboką wodę. ;)

      Usuń
  13. Kocham tę książkę! Jedna z moich ulubionych Sandersona - zaraz po "Drodze królów" i "Słowach światłości". No i dość wysoko jest "Bezkres magii" - uwielbiam wszystkie wypowiedzi Sandersona zawarte pod koniec każdego opowiadania ;) A obecnie ponownie wzięłam się za czytanie "Słów światłości" - takie przygotowanie do trzeciego tomu, aby być na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami. Mam tylko nadzieję, że wydawnictwo Mag przestanie opóźniać premierę drugiej części "Dawcy...", bo się wkurzę ;P A z całej reszty książek wydanych w Polsce zostały mi do przeczytania "Żałobne opaski" oraz "Rycerze Krystalii" więc niewiele :/ Będę musiała dawkować sobie twórczość tego pana ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest na trzecim miejscu, ale ja ustawiam seriami: pierwszy ABŚ, potem druga era Mistborn i Elantris ;) Bezkres Magii jeszcze przede mną. Mnie został już tylko on i dwa tomy Alcatraza... też próbuje sobie dawkować, dlatego tyle zwlekałam z Elantris ;) Powtarzać miałam oba tomy ABŚ, ale zaczynam wątpić, że mi się to uda. Ale do kwietnia jeszcze trochę czasu jest :D

      Usuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Moim zdaniem, najlepsza książka Sandersona.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja tam kocham wszystkie adult fantasy Brandersona (do jego ya żywię mieszane uczucia) i naprawdę ciężko mi się do czegokolwiek przyczepiać. Tak i w "Elantris" jest wszystko, co uwielbiam w jego pisarstwie, a że wątki polityczne wychodzą mu świetnie, to i wątek Hrathena mnie zachwycił.

    Jak zwykle z Sandersonem czytałam książkę po angielsku, bo polski przekład zwłaszcza w "Elantris" był dla mnie kiepski, ale wydanie samo w sobie jest przepiękne. No i ta wstążko-zakładka!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie żadna książka z Cosmere nie zawiodła, Legion i Idealny stan też były fajne, a młodzieżówki są takie średnie.
      Ech, kiedyś i ja przeczytam to po angielsku. ;) MAG w ogóle ma bardzo ładnie wydawane książki, sporo z taką tasiemką, w twardej oprawie... Lubie ich książki. ;)

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger