Wstyd przyznać, ale "Królów Przeklętych" kupiłam ze względu na… okładki. Pakiet trzech tomów w kartonowym boxie tak długo mnie kusił, że wreszcie mu uległam. Wydanie jest prześliczne: twarda oprawa, piękna grafika, czcionka, odpowiednie marginesy, kolorowa wklejka odpowiednia kolorystycznie do okładki… To wszystko urzekło mnie niemal natychmiast.
A co z treścią?
Pierwszy tom nowej, zbiorczej edycji "Królów Przeklętych" w trzech tomach zawiera powieści: "Król z żelaza", "Zamordowana Królowa" i "Trucizna Królewska". Rozpoczynamy historię za panowania Filipa IV Pięknego, tytułowego „króla z żelaza”, który wprowadził kraj w wiek rozkwitu, zapoczątkował wiele reform i zmian na lepsze. Władca był to niezwykle surowy i beznamiętny nawet w stosunku do swoich własnych dzieci. Zakon Templariuszy, u którego król Filip Piękny był zadłużony, właśnie przestaje istnieć za sprawą samego króla, który w ten sposób chciał pozbyć się długu. Po siedmioletnim procesie na stosie zostaje spalony ostatni wielki mistrz, Jakub de Molay, który trawiony ogniem rzuca klątwę na swoich oprawców. Klątwa ma dosięgnąć ich potomków aż do trzynastego pokolenia.
Ten, kto przez długi czas sprawował rządy nad ludźmi, kto starał się kierować zasadą dobra ogółu, kto poznał cenę, jaką trzeba zapłacić za taką władzą, kiedy nagle zauważy, że nigdy nie był ani kochany, ani rozumiany, lecz zaledwie tolerowany, czuje ogromną gorycz i zaczyna się zastanawiać, czy jego życie potoczyło się we właściwym kierunku.
Jednocześnie na królewskim dworze dochodzi do małżeńskich zdrad królewskich synów, walki o wpływy wśród doradców Filipa Pięknego, nieustannie toczącego się sporu o sukcesję hrabstwa Artois i… można by tak wymieniać jeszcze długo. Książka pełna jest knowań, intryg, spisków i zdrad, gdzie nawet brat staje przeciwko bratu, a wszelka moralność ginie w obliczu władzy i pieniądza. Maurice Druon stworzył niesamowitą powieść, w bardzo przystępny i interesujący sposób opowiadając czytelnikowi o jednym z najciekawszych okresów w historii Europy, który doprowadził do wojny stuletniej pomiędzy Francją i Anglią. Nie jestem historykiem i nigdy nie pasjonowałam się tą dziedziną nauki, jednak pierwszy tom "Królów Przeklętych" czytałam z ogromnym zainteresowaniem i czerpałam z tego dużo frajdy. Nigdy nie sądziłam, że polubię powieści historyczne, ale to właśnie się stało. Najlepsze historie pisze życie, i tutaj mamy tego idealny przykład, bo wydarzenia opisane przez Druona są ciekawsze niż te, które możemy spotkać w książkach pełnych fikcji. Tym samym możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: podciągnąć się trochę z historii, i przeczytać dobrą powieść.
Jednak narody nie gasną wraz z ludźmi, nawet jeśli umierają największe osobistości epoki. Narodzinami i upadkiem państw rządzą inne prawa.
Przykro było jednak czytać, jak wysiłek całego życia wielkich ludzi był niweczony za sprawą prywaty, egoizmu i nie dostrzegania niczego więcej poza czubkiem własnego nosa. Przykro było czytać, jak bardzo zdemoralizowani, krnąbrni i miałcy ludzie są u władzy, i jak ciężko znaleźć pośród nich kogoś godnego bycia królem. Podczas czytania cały czas miałam w myślach, że kaprysy małych ludzi są nieważne, ale kaprysy królów potrafią wywołać burzę, nawet jeśli to wciąż tylko kaprysy.
Był królem, a nie wiedział, jak rządzić. Był człowiekiem, a nie wiedział, jak żyć.
Przyznam się, że obawiałam się trochę lektury ze względu na słowa George R.R. Martina na okładce, który szumnie zapowiadał, że oto jest "prawdziwa gra o tron”. Nie wierzę takim opisom na okładkach, bo często zamiast obiecywanej rzeczy czytamy totalnego gniota. Moje obawy na szczęście w tym przypadku nie były słuszne, bo książka doskonale broni się sama i choć daleko jej do twórczości Martina – to po prostu inny gatunek – to wciąż kawał świetnej powieści. Tak czy inaczej owy podpis jest bardzo krzywdzący dla książki, bo zwabi do siebie fanów fantastyki i Martina, a potem ci odejdą rozczarowani, jeśli powieść historyczna im się nie spodoba. Fantastyki w książce nie ma… chyba, że za taką uznać klątwę spalonego mistrza templariuszy, ale i ona znalazła sobie pomocników do wprowadzenia jej w życie. Jedynym podobieństwem, jakie znajduje między tymi dwoma pozycjami to faktyczna walka o stołek i wszechobecne zepsucie.
Na koniec pozostaje mi tylko "Królów Przeklętych" polecić. Nawet ja, osoba, która jest z historią zupełnie na bakier, zostałam całkowicie zauroczona gawędziarskim stylem Druona i jego opowieścią. Cały czas wracałam myślami do tej powieści i... po prostu chciałam czytać. Czy trzeba czegoś więcej do szczęścia?
Ocena: 9/10
"Królowie przeklęci. Tom 1", Maurice Druon, wydawnictwo Otwarte, rok wydania 2015, s. 720
Tyle dobrych książek do przeczytania a tak mało czasu;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://uwielbiamlitery.blogspot.com/
To prawda :)
Usuń