Cześć! Z tej strony Kirima. Moja droga współtowarzyszka zbrodni... to znaczy moja wspólniczka przy prowadzeniu misieczytania zrobiła już dosyć obszerne podsumowanie swojego czytelniczego 2016 roku. Śmieszna sprawa z tym, bo poprosiłam ją o jakąś topkę, a ona przygotowała całą listę przeczytanych książek wraz z opisem. Miło z jej strony, prawda? :)
Moje czytelnicze osiągnięcia nie są tak wspaniałe, jak Kamyczuś. W minionym roku przeczytałam zaledwie 21 książek. To mało, mniej, niż w 2015. Na swoje usprawiedliwienie mogę mieć tylko wymówkę o pisaniu pracy licencjackiej. Zabrało mi to mnóstwo czasu i nerwów, ale, ale! Challenge complete :)
Najlepsze książki 2016 roku to oczywiście te, które napisał Brandon Sanderson. Zaczęłam swoją przygodę z nim od "Archiwum Burzowego Światła", czyli od dwóch cegłówek po 1000 stron każda. Dalej sięgnęłam po serię "Ostatnie Imperium". Zarówno Pierwsza Era, jak i Druga Era są godne polecenia, choć różnią się od siebie, ale to właśnie jest w tym cudowne. Książki są pięknie wydane, MAG odwalił kawał dobrej roboty. A w tym roku wyjdzie Dawca Przysięgi... no cóż, przynajmniej wiem już o jednej książce, która z pewnością pojawi w podobnym poście na koniec roku 2017.
Moje drugie odkrycie to Robert M. Wegner i jego "Opowieści z Meekhańskiego pogranicza". Książki są świetne, pełno tam opisów militarnych, które według mnie są najlepsze z całej serii. Najbardziej ukochałam sobie Górską Straż i dowódcę Czerwonych Szóstek, czyli Kennetha. Zauważyłam, że ogólnie mam słabość do wojskowych czy stróżów prawa. No cóż... Tak czy inaczej, moją ulubioną częścią jest "Północ-Południe", które jest zbiorem opowiadań, oraz "Niebo ze stali", czyli już pełnoprawna powieść. W obu jest Kenneth. Cóż za zaskoczenie. W pozostałych dwóch go tam brakuje, bowiem autor przeplata wątki i bohaterów, w jednym tomie pisząc o tych, a w drugim o tamtych. Część piąta ma się ukazać w tym roku... i będzie tam moja ukochana Górska Straż! Czyżby kolejna pozycja do podsumowania dopiero co zaczętego roku?
Trzecia książka, którą chciałam tutaj wyróżnić, o dziwo nie jest z gatunku fantastyki. Wciągnęła mnie strasznie, ujęła stylem pisania, słownictwem i przedstawioną historią, zachwyciła panującymi tam zasadami i mądrością, jaką w sobie niosła. Mówię tutaj o "Ojcu Chrzestnym'' Mario Puzo. Jestem jedną z tych nielicznych osób, które nie widziały filmu, książka była więc tym bardziej ogromnym zaskoczeniem i czytałam ją wręcz z wypiekami na twarzy. Muszę powypisywać sobie z niej cytaty, bo takich wartych zapamiętania jest tam sporo. Chciałabym napisać, że ogólnie Mario Puzo jest autorem, który tworzy fascynujące książki, ale na swoim koncie mam jeszcze tylko "Rodzinę Borgiów", więc raczej nie wypada mi rzucić takim tekstem.
Na słowo uwagi zasługuje też Andrzej Pilipiuk, którego seria "Kroniki Jakuba Wędrowycza" jest doskonałym odstresowywaczem i poprawiaczem humoru. W ubiegłym roku przeczytałam tom trzeci, czyli "Weźmisz czarno kure...". Poziom absurdu jest wysoki, ale kocham ten absurd i ciesze się, że tyle go jeszcze przede mną. Trzeci tom czytałam w pracy (jestem taka zła, ale nie moja wina, że nie było co robić) i musiałam się ostro pilnować, żeby nie śmiać się w głos. Aczkolwiek moim ulubieńcem wciąż pozostaje część pierwsza.
Na sam koniec chciałam wspomnieć o książce, która mnie rozczarowała. Może będzie to zaskoczenie, bo seria ma sporo fanów, ale czasem bywa tak, że nie podoba ci się to, co wychwala reszta książkowych moli. "Kłamstwa Locke'a Lamory" autorstwa Scotta Lyncha to właśnie coś takiego dla mnie. Strasznie się z tym męczyłam i plułam sobie w brodę, że kupiłam od razu trzy tomy. Historia zupełnie mi nie podeszła, ale najbardziej odrzucił mnie styl, jakim książka jest napisana. Chaotycznie, z mnóstwem opisów, z ciągłymi przeskokami czasowymi. Poza tym bohaterów zupełnie nie dało się polubić. Po prostu byli, ubrani w najbardziej stereotypowe otoczki, jak tylko się dało.
To już wszystko z mojej strony. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was za bardzo :) W tym roku obiecuję poprawę i powrót na drogę prawdziwego zjadacza książek. Ale wciąż czytam więcej, niż statystyczny obywatel tego kraju. Czy to się jakoś liczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz