27 lutego

27 lutego

Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów. "Szóstka Wron" Leigh Bardugo

Szóstka Wron mnie prześladowała. Widziałam ją w każdym zakątku internetu... no dobrze, to akurat przesada, ale bardzo często gdy wchodziłam na jakiegoś książkowego bloga czy vloga, to z reguły ktoś o niej pisał czy mówił. Szóstka Wron zbiera same ochy i achy, na lubimyczytać ma ocenę 8,44, a na goodreads 4,45. Tak wysokie noty i te wszystkie pozytywne opinie coraz bardziej zachęcały mnie do sięgnięcia po książkę Leigh Bardugo. Nawiasem mówiąc ta pani zdążyła już wcześniej zasłynąć z Trylogii Grisza, która nie jest mi znana, ale ma wielu fanów na całym świecie. Tak czy inaczej musicie wiedzieć, że bardzo sceptycznie podchodzę do książek, które wszyscy chwalą. Zwykle wietrzę w tym jakiś podstęp, i nie inaczej było w tym przypadku. Niemniej jednak w końcu uległam i książkę przeczytałam. Decyzji tej ani trochę nie żałuję, bo choć mam sporo zastrzeżeń do Szóstki Wron, to szłam przez nią jak burza i ostatecznie jestem bardziej na tak, niż na nie. 

Kiedy wszyscy wiedzą, że jesteś potworem, nie musisz marnować czasu na popełnianie każdej potworności.

Fabuła Szóstki Wron kręci się wokół sześciu wyrzutków, którzy podejmują się zadania niewykonalnego - włamania się do pilnie strzeżonej twierdzy, z której nikt nigdy nie uciekł, wydostania stamtąd zakładnika i przeżycia, by wydać fortunę, którą dzięki temu zarobią. Każdy z tej szóstki nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania; mają marzenia, które mogliby zrealizować dzięki ogromnej sumie pieniędzy, która została im obiecana. Akcję ma poprowadzić Kaz Brekker, siedemnastolatek, przestępczy geniusz i największa szumowina z Katterdamu. Wykreowany świat jest mroczny, brudny i okrutny. Miastem rządzą gangi i pieniądze, kupić można absolutnie wszystko, a czytając ma się wrażenie, że Katterdam wybrukowany jest ludzkimi tragediami.

Inej zaproponowała mu kiedyś, że nauczy go jak upadać.
-Sztuka polega na tym, żeby nie upaść - odpowiedział jej wtedy ze śmiechem.
-Nie, Kaz. Sztuka polega na tym, żeby znowu się podnieść.


No i właśnie tu zaczynają się schody. Bohaterowie Szóstki Wron to nastolatki (jak przystało dla książki młodzieżowej), ich wiek oscyluje gdzieś wokół 17 roku życia. Mimo tego zdążyli już przeżyć więcej, niż niejeden dorosły. Powiedziałby ktoś, że taka ilość tragedii i ludzkiego dramatu napakowana w szóstkę głównych bohaterów to przesada. Szczególnie, kiedy weźmie się pod uwagę ich młody wiek, bo to właśnie on mi najbardziej zgrzyta w całej książce. Bohaterowie przez większość czasu zupełnie nie zachowują się jak nastolatki, a przez jego resztę dobitnie potrafią pokazać, że jednak wciąż są dziećmi. Naciąganym jest też dla mnie fakt, że banda dzieciaków napada na niezdobytą wcześniej twierdzę... Ale tutaj przypominam sobie, że to książka dla młodzieży, i uciszam swojej zrzędzenie w tej materii.

Gdyby któreś z was przeżyło, dopilnujcie, żeby chowano mnie w otwartej trumnie. Świat zasługuje na jak najdłuższe obcowanie z tą twarzą.

Pozrzędzić natomiast mogę na swoisty marysuizm, który przejawia się w Szóstce Wron. Bohaterom wszystko idzie zbyt łatwo, szczególnie Kazowi, który swoją drogą został stworzony jako postać idealna do kochania przez panie rządne biednego, skrzywdzonego przez los bohatera, a jednocześnie łotra, którego miłością trzeba naprowadzić znów na drogę światła. Mam z nim okropny problem, bo autorka usilnie kreowała go na łajdaka, okrutnika, bezwzględnego drania, a zaraz potem wrzuca nam rozdział z jego perspektywy, gdzie boi się zagadać do dziewczyny, czymś się zakłopota czy zawstydzi (!) czy ogólnie inne takie zachowania, które nie pasują do spójnego obrazu tej postaci. Zresztą u całej szóstki widać, że to wciąż dzieci, a jednak robią rzeczy przeznaczone typowo dla dorosłych (w myśl zasady palić, gwałcić i rabować). Generalnie uważam, że główną wadą Szóstki Wron jest jej umłodzieżowienie i cenzura, która przy wykreowanym świecie jest dość spora. Książka traci przez to sporo potencjału. Mimo że należy do tematyki fantasy łotrzykowskiego, język jest ugrzeczniony, nie padają żadne mięsne teksty, żadne przekleństwa, drażliwy temat związany ze sprzedawaniem swojego ciała w burdelu jest omijany, a określenie na seks to "wychrobotać". No serio?


-Jestem biznesmenem - powiedział jej. - Ni mniej, ni więcej.
-Jesteś złodziejem, Kaz.
-Czyż nie to właśnie powiedziałem?


Być może w tym punkcie zastanawiacie się, dlaczego na początku tekstu napisałam, że książka mi się podobała, skoro tak marudzę. Powód jest prosty: bo Szóstka Wron to całkiem dobra, odmóżdżająca lektura. Bo gdyby mi się nie podobało, nie przeczytałabym jej tak szybko i nie zastanawiała się, czy następną część czytać po angielsku, a nie czekać na polskie wydanie. Bo ma ciekawych bohaterów, między którymi jest chemia i którzy przez większość książki przerzucają się cudownymi dialogami. Bo ma sporo fragmentów, które czyta się naprawdę dobrze. I choć wiele elementów mi nie pasowało, to jednak muszę brać poprawkę na to, że to książka młodzieżowa. A wybrana tematyka w książce przeznaczonej dla młodzieży jest trudna do przedstawienia - a raczej, do wydania, bo żadne wydawnictwo nie wydałoby dla młodzieży nic nieocenzurowanego. Hm, a może to takie moje guilty pleasure?  



- To niezgodne z naturą, żeby kobiety walczyły.
- To niezgodne z naturą, żeby człowiek był równie głupi, jak wysoki, a jednak proszę, stoisz tutaj.



Wśród szóstki bohaterów każdy znajdzie kogoś, komu mógłby szczególnie kibicować. Możemy wybrać Kaza, o którym pisałam już wcześniej, Inej, dziewczynę-zjawę, uzbrojoną w sztylety i diabelnie niebezpieczną, Jespera, który nie potrafi usiedzieć w miejscu, wszędzie go pełno i nie rozstaje się ze swoimi pistoletami, tajemniczego Wylana wyspecjalizowanego w ładunkach wybuchowych, Ninę, ciałobójczynię, oraz Matthiasa, byłego żołnierza. Ta ostatnia dwójka tworzy zresztą genialną parę pełną miłości i nienawiści w jednym, i to właśnie ich ukochałam sobie najbardziej. Na drugim miejscu jest Wylan. Nie mogę się doczekać jego retrospekcji w drugim tomie, bo w tym niestety nie dostał zbyt wiele miejsca dla siebie. 

Skoro już ruszyłam temat grisz to wypada też napisać, że stworzona wcześniej przez Leigh Bardugo Trylogia Grisza nie jest potrzebna do tego, by system magii i generalnie fabułę w Szóstce Wron zrozumieć. Bardzo łatwo załapać o co w tym wszystkim chodzi, i nie jest to kontynuacja, aczkolwiek czytałam opinie, że lepiej wcześniej przeczytać Trylogię Grisza, bo można sobie zaspoilerować pewne wydarzenia.


- Żadnych żałobników - powiedział Jesper, rzucając karabin Rotty'emu.
- Żadnych pogrzebów - mruknęły w odpowiedzi pozostałe Szumowiny.
Pośród nich te słowa znaczyły ,,powodzenia".


Fantasy łotrzykowskie to gatunek, który jest mi znany od niedawna, i z którym nie mam dobrych doświadczeń. Czytałam do tej pory Kłamstwa Locka Lamory autorstwa Scotta Lyncha, który był dla mnie istną drogą przez mękę mimo całej tej popularności, którą się cieszy, oraz dopiero co skończyłam Honor Złodzieja Douglasa Hulicka. W tym przypadku też mam odmienną opinię od przeważającej, bo choć większości osób się w miarę podobała, to mi zupełnie nie - była nudna, naciągana, a główny bohater na koniec mnie zniesmaczył zdradzając... no, kogoś ważnego. Na tle tych dwóch książek Szóstka Wron wypada najlepiej.

Książkę polecam w szczególności młodzieży. Ja tama mam z nią problem, która objawia się takim rozdwojeniem osobowości: jednej mojej jaźni lektura bardzo się podobała i miała mnóstwo frajdy czytając, a druga narzeka na wady i głupotki, które uniemożliwiały jej całkowite rozkoszowanie się historią. Co poradzić, trzeba z tym żyć :)

P.S. Wielki szacun za wydanie. Czytałam e-booka, ale te czarne brzegi stron nawet na zdjęciach robią wrażenie. Tom drugi, który premierę będzie miał w marcu, brzegi ma czerwone. Ładnie się to prezentuje :)

Ocena: 7/10

"Szóstka Wron", Leigh Bardugo, Mag, rok wydania 2016, s. 496

1 komentarz:

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger