27 marca

27 marca

To już koniec Pękniętej Ziemi, czyli o "Kamiennym Niebie" N. K. Jemisin


Zakończenie Trylogii Pękniętej Ziemi było czymś, na co bardzo czekałam. Pierwszy tom tej serii był fenomenalny i podczas jego czytania miałam wrażenie, iż jest on napisany specjalnie dla mnie. Wrota Obelisków nie wywołały już takiego trzęsienia ziemi i oceniałam je gorzej, ale wciąż bardzo dobrze. Nic więc dziwnego, że moje oczekiwania wobec Kamiennego Nieba były spore. W dzisiejszym wpisie postaram się omówić nie tylko sam tom, ale też pokrótce całą serię. Drobne spoilery z poprzednich tomów są obecne.


Kamienne Niebo, tak jak i Wrota Obelisków bezpośrednio podejmują urwane wątki w poprzednim tomie, a więc nie ma między nimi żadnej przerwy. Klimatem te dwa tomy są bardzo do siebie zbliżone, to znaczy największy nacisk jest położony na ukazanie postapokalipsy. W trzeciej części bohaterowie Jemisin ponownie starają się przetrwać w skrajnie złych warunkach, a Essun wciąż chce odnaleźć swoją córkę i jednocześnie przy tym wypełnić misję, którą powierzył jej Alabaster. Równolegle z jej wątkiem śledzimy losy Nassun, a także dowiadujemy się znacznie więcej o Hoi.

Piąta pora roku zaczynała się od końca świata, Kamienne niebo zaczyna się od jego początku. Wszystko zmierza do finału i dostajemy wiele upragnionych odpowiedzi, które pojawiały się w naszych głowach podczas czytania dwóch poprzednich tomów. A jednak śledząc opowieść o tym, jak to wszystko się zaczęło, nie potrafiłam się w to zaangażować. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka po prostu jednym ruchem odkrywa wszystkie karty, w ogóle nie wkładając w to serca. A przecież przeszłość tego świata, ruiny, na które ciągle gdzieś trafialiśmy, tajemnica obelisków, utraconego księżyca i wątek Ojca Ziemi powinien wciągać jak mało co, a jednak tego nie robił. Odpowiedzi okazały się zaskakująco proste i... po trosze banalne, choć wciąż zabarwione goryczą i niesprawiedliwością, które towarzyszą nam przez całą serię.

Fragment okładki drugiego tomu

Trylogii Pękniętej Ziemi od początku towarzyszą też emocje. Jest ich tutaj mnóstwo, tak jak i słusznego gniewu na ludzi, którzy nie pozwalają innym na człowieczeństwo, którzy boją się inności i nieznanego, którzy bestialsko i z premedytacją wykorzystują górotwory, bo to przecież nieludzie. Najbardziej te wątki były jednak poruszane w Piątej Porze Roku, która skupiała się na ukazaniu społeczeństwa i wszystkich jego zawiłości. W Kamiennym Niebie takie wątki również są poruszane, ale w znacznie mniejszym stopniu i wszystkie one już były gdzieś w poprzednich tomach. Dodatkiem jest spojrzenie na wszystko z bardziej ekologicznego punktu widzenia, ponieważ Jemisin snuje fantazję, czym maksymalne eksploatowanie ziemi może się skończyć (chociaż tropy ku temu były rzucane już we wcześniej). Jest też obecny przekaz, że każda, nawet najbardziej bezużyteczna jednostka musi w jakiś sposób służyć społeczeństwu, i jest to przekaz bardzo gorzki i przygnębiający.

Emocje obecne są również w relacjach naszych bohaterów, wszak nie mogłoby być inaczej, skoro wzajemne relacje między postaciami są tutaj tak ważne. Nieubłaganie dążymy do spotkania matki z córką, które rozdziela morze doświadczeń i bólu. Z jednej strony autorce udaje się uniknąć łzawych scen i bardzo ładnie z tego wybrnąć, z drugiej miałam nadzieję na więcej dialogu. Zakończenie Trylogii Pękniętej Ziemi okazuje się natomiast zaskakująco mało zaskakujące i... trochę naiwne. Również w to nie potrafiłam się zaangażować, choć przecież tak bardzo przeżywałam Piątą Porę Roku. W Kamiennym Niebie los bohaterów był mi po prostu obojętny, nawet tych głównych, nie mówiąc już o pobocznych. Byłam też zaskoczona, kiedy autorka przypomniała mi, że Nassun ma zaledwie dziewięć lat, bo przecież w ogóle tak się nie zachowuje, ale z drugiej strony widać jej dziecinną stronę w motywach, które pchają ją do działania. Przede wszystkim jednak nie znać jej wieku w mocy, jaką ta dziewczynka dysponuje, a raczej w wiedzy, ponieważ z wielkim sceptycyzmem podchodzę do idei, że instynktownie wie i wyczuwa, co ma robić.

Fragment okładki pierwszego tomu

Kiedy skończyłam Kamienne Niebo i zapytano mnie, czy jestem rozczarowana końcówką i w ogóle książką, odparłam, że w sumie nie, bo końcówka, choć nie taka, jakiej bym sobie życzyła, to jednak była całkiem satysfakcjonująca, bo wszystko zamykała. Po chwili przestałam się oszukiwać i zmieniłam zdanie na tak. Jest trochę kwestii fabularnych, które mi w tym tomie nie pasują, ale wymienienie ich będzie spoilerem. Przede wszystkim jednak tym razem Jemisin nie udało się zaangażować mnie w to, co czytam, na kolejne śmierci patrzyłam obojętnie, a droga, którą przebyłam razem z bohaterami, by w końcu dotrzeć do finału, była zadziwiająco długa i monotonna. Są jednak rzeczy, które mi się tu podobały, a główną z nich jest relacja na linii matka-córka i rozliczenie się z rodzicielstwem samej autorki, której w trakcie pisania zmarła mama. To wyszło dobrze i jako osoba, która sama nie ma łatwych relacji ze swoją rodzicielką, odbieram ten wątek bardzo pozytywnie i po prostu go kupuję. Bardzo ciekawie wyszedł też wątek zjadaczy kamieni i ich geneza, a także samo wyjaśnienie zastosowanej, drugoosobowej narracji, ponieważ okazuje się, że nie był to zabieg jedynie stylistyczny.

Kamienne niebo niestety nie zdołało sprostać moim oczekiwaniom, ale też po prostu uważam, że jest to najsłabszy tom w serii. Najmocniejsze w Trylogii Pękniętej Ziemi jest jej otwarcie. Piąta pora roku była czymś nieoczywistym, czymś, co oferowało nam zupełnie nowy świat ze skomplikowanym systemem magii opartym na geologii, ze społeczeństwem pełnym podziałów, krzywd i słusznego gniewu, z bohaterami, których los żywo nas obchodził, z fenomenalnym zabiegiem narracyjnym, który tylko dodawał temu siły. Wrota Obelisków nadały inny ton i od tego momentu seria staje się bardziej postapokaliptyczną wizją, nie ma już tego elementu zaskoczenia, a Kamienne Niebo po prostu to kontynuuje bez większego entuzjazmu i odkrywa wszystkie karty, dążąc do słodko-gorzkiego, nieco naiwnego finału. Może to po prostu fenomenalny początek za mocno rzutuje na dalsze — słabsze — części, skutkując nawet jeśli nie rozczarowaniem, to przynajmniej sporym niedosytem.

A tu cała Trylogia Pękniętej Ziemi

W efekcie otrzymujemy serię dobrą, ale nie wybitną, z pewnością wartą uwagi przez wiele ciekawych pomysłów, buzujących zewsząd emocji i pomieszania fantasy z science-fiction. Także światotwórstwo stoi tutaj na bardzo wysokim poziomie. Nie jest więc tak, że Trylogię Pękniętej Ziemi chcę odradzić, po prostu jestem mocno rozczarowana tym, jak się skończyła. Być może moje oczekiwania były za wysokie, ale z drugiej strony mając w pamięci Piątą porę roku, nie mogłam mieć niższych. Wrota Obelisków były trochę słabsze, ale łudziłam się, że to przejściowe, a tymczasem tom trzeci okazuje się — przynajmniej w moich oczach — jeszcze słabszy, choć ładnie zakończony. Zachęcam więc do sięgnięcia po Trylogię i przekonania się na własnej skórze, jak odbierzecie to sami, bo tak ja piszę — to nie jest zła książka, ani tym bardziej zła seria. Po prostu Trylogia Pękniętej Ziemi obiecywała znacznie więcej, niż ostatecznie zdecydowała się nam dać.

W serii:
1. Piąta pora roku
2. Wrota Obelisków
3. Kamienne niebo



22 komentarze:

  1. Proszę mi tu nie wypisywać takich rzeczy, kiedy oczekuję na przyjście pierwszego tomu :) A tak na serio, to trochę szkoda, że się rozczarowałaś, bo wiadomo jak to jest z seriami, do których podchodzi się z entuzjazmem. Ja tak miałam z kontynuacją Dziecka Odyna i liczę, że finał trylogii będzie dobry. Bardzo mnie cieszy wzmianka o słowotwórstwie, bo lubię takie zabiegi w literaturze, robi się wtedy oryginalnie. W każdym razie wiem już, czego się spodziewać i po prostu podejdę do tych książek z umiarkowanym optymizmem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może miałam za duży entuzjazm? Chociaż jak widzę po wstępnych recenzjach, to raczej większość czuje niedosyt. W każdym razie seria jest naprawdę fajna i warto poświęcić na nią czas, nawet jak ten niedosyt pozostaje, a pierwszy tom chętnie przeczytam jeszcze raz za jakiś czas. :) No i emm... chodziło o światotwórstwo. :)

      Usuń
    2. A spoko, nie umiem czytać, może przy okazji Piątej pory roku się nauczę...:P

      Usuń
    3. Oj tam, oj tam, późno było. :P

      Usuń
  2. "Kamienne niebo niestety nie zdołało sprostać moim oczekiwaniom, ale też po prostu uważam, że jest to najsłabszy tom w serii. " - tu mnie rozłożyłaś na łopatki. ;/ Teraz nie mam ochoty patrzeć w kierunku książki i pewnie będę odkładała ciągle czytanie na później.
    Swoją drogą myślałam, że "pójdzie klasyką" i "Wrota..." okażą się tą najsłabszą pozycją z całej trylogii.
    No nic muszę "przetrawić" i może wtedy z nieco obniżonymi oczekiwaniami zakończę serię. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy no wiesz... nawet jeśli przesadzam z rozczarowania, co też jest możliwe, to Kamiennemu Niebu i tak znacznie bliżej jest do Wrót Obelisków niż Piątej Pory Roku.
      Czytaj, bardzo chciałabym porównać wrażenia, bo nie mam z kim o tym pogadać. :D

      Usuń
    2. Pierwsze taka recenzja, a teraz czytaj ;)
      Może uda mi się zmobilizować w kwietniu. ;)

      Usuń
  3. szkoda, bo pamiętam jak był szał na pierwszą część i wszyscy chwaili i też się nakręciłam :o najgorzej jak kolejne tomy serii są coraz gorsze, to daje taki niesmak :\ no nic, kiedyś może sama się przekonam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pierwsza część jest naprawdę świetna. Miałam po niej strasznego książkowego kaca i emocjonowałam się nim bardzo, wręcz musiałam przerywać czytanie na krótkie chwile z nadmiaru wrażeń. To nie jest tak, że kolejne tomy lecą na łeb na szyje, po prostu w porównaniu z tak dobrym i mocnym otwarciem są dla mnie słabsze, a już zwłaszcza ten ostatni tom mnie rozczarował.

      Usuń
  4. Okładki gdzieś mi się rzuciły w oczy, ale dotąd jakoś nie sprawdzałam, o czym jest ta seria. Widzę jednak, że nie straciłam aż tak dużo, skoro z tomu na tom poziom spada. Mimo to jestem odrobinę ciekawa, więc pewnie kiedyś do niej zajrzę.
    Pozdrawiam
    #LaurieJanuary

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO nie jest drastyczny spadek. Seria i tak jest bardzo dobra, dlatego zachęcam.

      Usuń
  5. Książki prezentują się wprost fenomenalnie, chociaż Przyznam sczerze, że postapokaliptyczny świat trochę mnie przeraża. Nic więc dziwnego, że ciagle odkładam tego typu książki na później ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie z kolei bardzo ciągnie do takich książek. :)

      Usuń
  6. Już we "Wrotach obelisków" widać było spadek formy, więc chyba nie skuszę się na "Kamienne niebo". Choć to przykre, że cykl, który zaczął się z takim przytupem, nie ma godnego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie potrafiła zostawić tak cyklu, jak już coś zacznę to z reguły muszę skończyć. :)

      Usuń
  7. Przyznam, że jestem zaskoczona Twoją opinią, bo poprzednie dwie części zrobiły na mnie ogromne wrażenie, chociaż zgadzam się, że "Wrota Obelisków" są odrobinę słabsze. I tak już nie wyobrażam sobie pominąć "Kamiennego Nieba" więc z pewnością przeczytam. Trochę dziwię się, że premiera tej książki przeszła tak jakoś bez echa, dopiero po minięciu jej daty się o niej dowiedziałam :( A może po prostu jestem ślepa głucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie również robiły ogromne wrażenie, zwłaszcza Piąta pora roku. Właśnie, Wrota Obelisków były trochę słabsze, a Kamienne Niebo odnotowało znów spadek formy -- przynajmniej w moich oczach. Strasznie mi przykro z tego powodu, bo liczyłam na coś naprawdę dobrego. No i nie podobają mi się tak... proste odpowiedzi dla cyklu, który obiecywał tak wiele.
      Masz rację, jakaś cicha była premiera tej książki, dziwne to. :)

      Usuń
  8. Niestety, sposób prowadzenia narracji sprawił, że odłożyłam książkę z powrotem na półkę, mimo że planowałam ją kupić. Teraz natomiast po przeczytaniu Twojej recenzji zupełnie nie mam ochoty po nią sięgnąć. Nawet mimo zachwycającego podobno pierwszego tomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie właśnie ten sposób narracji bardzo kupił. :) Mimo wszystko uważam, że seria jest warta przeczytania, bo nawet jeśli koniec mnie rozczarował i był dla mnie słabszy niż pozostałe tomy, to seria i tak prezentuje bardzo wysoki poziom.

      Usuń
  9. Jestem przed pierwszą częścią (ostatnio - co widać zresztą po wyzwaniu u Ciebie - ciężko idzie mi czytanie)... Wielka szkoda, że jest spadek, ale niestety czasami tak bywa, że pierwszy tom olśniewa, a wszystkie pozostałe już robią mniejsze wrażenie. Może to wina tego, że w pierwszym przedstawiony świat nas tak oczarował, a w każdym kolejnym już go znamy więc jest tego mniej? Może za szybko zdradzono zbyt dużo? Może pierwszy tom przedstawiał tyle możliwości, a kolejne zmniejszając ich liczbę ograniczało wyobraźnię czytelników albo wręcz po prostu autorka wybrała rozwiązania, które niekoniecznie spodobały się czytelnikom... Kto wie. Nie mniej, straszliwie mi szkoda i jestem bardzo zasmucona Twoją opinią, bo liczyłam, że trafiłam na cykl, który mnie wreszcie bez reszty wciągnie i oczaruje... No nic. Przekonam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wpływają na to wszystkie czynniki, o których napisałaś. Mnie bez reszty wciągnął właśnie ten pierwszy tom, drugi też był dobry, choć spokojniejszy, no i trzeci nie jest jakoś mega słaby czy zły, po prostu... rozczarowałam się. Mimo tego seria nie jest do niczego, co miałam nadzieję, że widać w moim wpisie, tylko obiecywała dużo więcej. Mam nadzieję, że Tobie spodoba się bardziej niż mi. :)

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger