To już koniec "trylogii w pięciu tomach". Standardowo możemy przygotować się na jazdę bez trzymanki i atakujący zewsząd absurd. Przyznam, że będę tęsknić, ale jednocześnie uważam, że to był najwyższy czas na zakończenie tej serii. Bo choć wciąż można dobrze się bawić przy ostatnich dwóch tomach, to można też postawić pytanie: czy były one potrzebne?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka humorystyczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka humorystyczna. Pokaż wszystkie posty
13 października
20 lipca

Jak wkręcić czytelnika, czyli o "Narzeczonej księcia" Goldmana
William Goldman to straszny dowcipniś. Od 45 lat wkręca czytelników i jeśli popatrzy się na lwią część wpisów o tej książce, to od razu widać, że robi to z powodzeniem. Narzeczona księcia jest więc przykładem takiej książki, o której lepiej nie wiedzieć nic przed jej czytaniem — a przynajmniej lepiej nie szukać o niej niczego w internecie, bo zepsujecie sobie przyjemność bycia wkręconym. No chyba, że nie jesteście tak bardzo naiwni, jak ja i od razu podczas czytania wyczujecie, że coś jest nie tak. Mnie czerwona lampka zapaliła się dopiero pod koniec książki, kiedy Goldman wciągnął w to wszystko Stephena Kinga. W tekście są oznaczone spoilery.
24 stycznia

Rychłoż się zejdziem znów? "Trzy Wiedźmy", Terry Pratchett
Dzisiaj wyjątkowo będzie krótko. Trzy Wiedźmy to jedna z tych książek ze Świata Dysku, które już kiedyś czytałam, ale fabuła na tyle zatarła się w mojej pamięci, że i tak przeczytałam ją z chęcią. I to jest dokładnie ten Pratchett, którego uwielbiam. Właśnie za takie tomy Świat Dysku długo był moim numerem jeden.
Jeśli oceniać Trzy Wiedźmy w skali bolącego ze śmiechu brzucha, to daje tej książce pełne 10. Wszystko tutaj śmieszy, a jednocześnie Pratchett jak zwykle tak potrafi drwić z obranego akurat tematu, że przy okazji przemyca mnóstwo mądrych lub przekornych spostrzeżeń. Czasem jest poważniej, lecz głównie satyrycznie bądź po prostu humorystycznie. Tym razem autor wziął na tapetę dzieła Szekspira, zwłaszcza Makbeta, i ogólnie teatr. Znajdziemy też sporo nawiązań do najpopularniejszych baśni, w których występowały czarownice.
Być zamordowanym to przecież dla króla śmierć naturalna, toteż w Trzech Wiedźmach umiera król, by królem mógł zostać ktoś inny, a syn zmarłego władcy zostaje szczęśliwie uratowany przez wiedźmy i dobrze ukryty. Rzecz jasna po latach ma dopaść go Przeznaczenie, by wrócił i odzyskał swój tron. Wszyscy przecież wiedzą, że tak to się powinno odbyć. Wie też i Pratchett i jak zwykle z tego kpi, przedstawiając nam nieco odmienną historię. Jednak nie fabuła jest tutaj najważniejsza, lecz sposób jej opowiedzenia. Sir Terry przechodzi samego siebie i przedstawia wszystko tak bardzo w krzywym zwierciadle, że zwyczajnie brak mi słów, by przekazać Wam, jak bardzo jest to cudowne. Wszystko, co napiszę, będzie olbrzymim niedopowiedzeniem, a wspaniałość tej książki po prostu ciężko ubrać mi w słowa.
– To musi być ze sto srebrnych dolarów! – jęknął Boggis i machnął sakiewką. – Przecież to nie moja skala! Nie moja klasa! Nie dam sobie rady z takimi pieniędzmi. Żeby tyle kraść, trzeba być w Gildii Prawników albo co.
W książce prym wiodą tytułowe trzy wiedźmy, a więc znana już nam z Równoumagicznienia niezastąpiona Babcia Weatherwax, ale też poznajemy drugą wspaniałą wiedźmę z zamiłowaniem do piosenki o jeżu, a więc Nianię Ogg, oraz dopiero zaczynającą Magrat Garlic. Cała trójka tworzy iście wybuchową mieszankę ze względu na swoje odmienne charaktery. Babcia Weatherwax jest tak bardzo konserwatywną starą panną, jak tylko można być, Niania Ogg z kolei lubi sobie wypić i przez liczbę swoich dzieci stworzyła własne mini-imperium, a Magrat wnosi powiew wiedźmowej nowoczesności, której ni w ząb nie rozumie pozostała dwójka. Gościnny występ zaliczy też sam Śmierć, co było bardzo miłym i przezabawnym akcentem w książce zważywszy na sytuację, w której się pojawił.
Gdyby ktoś się zastawiał, czy można zacząć przygodę ze Światem Dysku od tej książki to tak, jak najbardziej. Każda z książek należąca do tej serii tworzy osobną opowieść, którą można czytać bez związku z innymi, warto jednak zachować chronologiczną kolejność w cyklach, żeby nie czuć dezorientacji. Moim ulubionym cyklem wciąż jest ten o Straży, ale Wiedźmy są zaraz za nim. To cudowne książki na poprawę humoru, przy czym ten humor wcale nas nie ogłupia. Polecam gorąco. :)
W serii Świat Dysku, cykl o Wiedźmach (inaczej Czarownice z Lancre):
1. Równoumagicznienie (tom 3)2. Trzy Wiedźmy (tom 6)
3. Wyprawa czarownic (tom 12)
4. Panowie i Damy (tom 14)
5. Maskarada (tom 18)
6. Carpe Jugulum (tom 23)
10 sierpnia

Jak odstresować się w trakcie egzaminów, czyli "Zawód Wiedźma" Olgi Gromyko
Książki Olgi Gromyko były polecane mi już od dawna, ale dopiero w tym roku udało mi się po jakąś sięgnąć. Zrobiłam to w trakcie sesji, co było doskonałym wyborem, bo Zawód Wiedźma to książka luźna i niewymagająca, dokładnie taka, jakiej potrzebowałam w trakcie wzmożonego wysiłku umysłowego. Nie jest skomplikowana, nie jest rozbudowana, napisana jest prostym, swobodnym, czasem wręcz potocznym językiem, dodatkowo ma fragmenty, które autentycznie mnie rozbawiły. Ci, którzy szukają w książkach intelektualnej rozrywki, niech sobie książkę odpuszczą; natomiast tych, którzy chcą po prostu przyjemnej, acz porządnej książki rozrywkowej na wakacje, zapraszam do dalszej części posta.
Główną bohaterką i narratorką całej powieści jest Wolha Redna, młoda adeptka sztuk magicznych, która jako jedyna na swoim roku wybrała specjalizację w magii praktycznej wbrew ogólnemu poglądowi, że "magia praktyczna nie jest dla dziewczyn". No bo która chciałabym walczyć z bazyliszkiem czy chodzić na uroczyska, gdzie czekały strzygi? Nie, normalne dziewczęta preferują kobiece zajęcia, jak wróżbiarstwo, zielarstwo czy uzdrawianie. Wolha jednak ma ognisty temperament, cięty język i bystry umysł, jest porywcza, niecierpliwa i, jak sama o sobie mówi, "chyba za mało było we mnie współczucia, bym miała leczyć ludzi. A strzygi chyba współczucia nie wymagają". Dziewczyna w wolnych chwilach robi psikusy zarówno wykładowcom, jak i kolegom z roku, a przez całokształt otrzymała przydomek W.Redna.
Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza rozpoczyna się wędrówką naszej bohaterki do Dogewy, miasta wampirów, gdzie źle się dzieje, bo następują niewytłumaczalne zgony, a wysyłani na pomoc magowie nie wracają. W drugiej dostajemy trochę studenckich żartów z Wyższej Szkoły Czarodziejów, Pytii i Zielarek, a potem standardową opowieść fantasy, gdzie drużyną wyruszamy ku przygodzie.
- Ależ wy, magowie, macie tajny alfabet, ani jednej runy nie potrafię odczytać!
- Gdzie? A, to po prostu ja mam takie pismo.
- Gdzie? A, to po prostu ja mam takie pismo.
Pierwsza część to trochę powieść pisana na dwóch bohaterów, gdzie ona spotyka Czarującego, Przystojnego Wampira, który jest nią zainteresowany i wzajemnie. Zaznaczam jednak, że to nie jest romans, absolutnie nie, chociaż gdzieś tam w domyśle widzimy, że ta dwójka ma się ku sobie, ale w żadnym fragmencie książki nie wychodzi to na pierwszy plan. Skupiamy się na rozwiązaniu problemów Dogewy, czyli na poszukiwaniu czegoś, co wesoło grasuje sobie w mieście i sieje mord, oraz na poznaniu wampirzej społeczności, bo Wolha przy okazji chce napisać na ich temat pracę zaliczeniową. Wspomnę tutaj, że strasznie podoba mi się pierwsza strona książki, która przedstawia tytułową stronę z pracy dyplomowej. W kwestii wampirów Wolhę czeka dużo niespodzianek, bo nie są one takie, jak przedstawia je ogólnodostępna i akceptowana wiedza. Dociekliwa Wolha sprawdzi większość, jeśli nie wszystkie mity na ich temat w praktyce (no bo w końcu jaki czosnek działa na wampiry? "Czy powinien być zimowy czy letni? Wyhodowany z ząbka, czy z odroślą? Czy do obrony nada się zielona nać? A niedojrzałe różowawe główki i kwiaty?"). W części drugiej ekipa poszerza się o klnącego jak szew trolla. Świat zarysowany jest dobrze, choć nie jest specjalnie rozbudowany, mamy w nim pełno magicznych istot takich jak mantykorę, smoka, trolle, gnomy i kto wie, co w tej fantastycznej menażerii jeszcze się znajdzie.
Kryna skinęła pokrzepiająco i znikła w kuchni, zostawiwszy mnie sam na sam z moim mózgiem, czyli praktycznie w samotności.
Zawód Wiedźma pozostaje mi tylko polecić. Czytając tę książkę czułam się jak w domu i spędziłam przy niej kilka przyjemnych godzin odstresowując się od egzaminów. Słowiańskie klimaty, dużo żartów, barwni bohaterowie i akademicka otoczka to coś, co bardzo przypadło mi do gustu. Ten tom otwiera Kroniki Belorskie, a ja na pewno sięgnę po kontynuację, bo Zawód Wiedźmę ciągle mam w głowie i zwyczajnie bardzo chcę do tego świata wrócić. A wam książkę polecam, bo to świetna rozrywka i idzie się przy tym nieźle pośmiać :)