29 stycznia

29 stycznia

Zapowiedzi na luty

Zapowiedzi na luty

Jeden z moich blogowych planów na ten rok dotyczy publikowania zapowiedzi, toteż wrzucam dzisiaj swój pierwszy post tego typu. Poniższe zestawienie przedstawia tylko te pozycje, którymi ja sama jestem zainteresowana. Co prawda mam wrażenie, że zawsze będę tutaj coś pomijać, bo jestem gapa i pewnie wszystkiego, co mnie interesuje nie znajdę, a potem dowiem się o tym z innych miejsc...

Na pewno w moje łapki wpadnie Legion płomienia, skoro już zaczęłam tę serię czytać. Raczej przeczytam też Dickensa (no bo Dickens! Trzeba czytać Dickensa! <3). No i tego Ellisona by się przydało dorwać. :) Chciałabym też mieć ilustrowanego Hobbita. Silmarillion w nowym wydaniu jest przecudowny, toteż Hobbit stanowiłby dla niego miłe towarzystwo. Najchętniej kupiłabym i WP w tym wydaniu, ale Łoziński... ech. :(

A jak u Was? Interesuje Was coś z poniższych książek, czy macie zupełnie inne na celowniku?


MAG



Legion płomienia, Anthony Ryan

Legion płomienia to drugi tom cyklu Draconis Memoria, epickiej fantasy o wartkiej, obfitującej w magiczne przygody fabule osnutej wokół okrutnej wojny, w której wykuwają się zręby nowego cesarstwa.
Claydon Torcreek uszedł cało z rojącej się od smoków dżungli, wymknął się wrogim tubylczym plemionom i uniknął zimnego tchnienia zdrady, a mimo to jego kłopoty dopiero się zaczęły.
Legendarny biały smok, którego istnienie do niedawna wkładano między bajki, obudził się z długiego snu powodowany żarliwym pragnieniem spopielenia świata ludzi. Jedno miasto padło już ofiarą jego potężnych legionów, a następne wkrótce pójdą w jego ślady – chyba że Clay zdoła odkryć prastary sekret pogrzebany w lodach dalekiego południa. Aby tego dokonać, będzie musiał po raz kolejny zmierzyć się z niewyobrażalnym zagrożeniem. Różnica jest taka, że tym razem w jego rękach spoczywa los nie tylko ojczystego kraju, lecz całego świata.



Czerwony śnieg, Ian R. McLeod

Na pobojowisku po ostatniej wielkiej bitwie Wojny Secesyjnej rozczarowany życiem unionista-lekarz natrafia na obrabiającą trupy dziwną postać i jego życie zmienia się na zawsze…
W Strasburgu, parę lat przed Rewolucją Francuską, konserwator obrazów dostaje zlecenie namalowania cyklu portretów pięknej kobiety w różnych fazach jej życia, choć sama kobieta najwyraźniej się nie starzeje…
W Nowym Jorku z czasów prohibicji młoda marksistka pojawia się nagle wśród elit, w dodatku podszywając się pod osobę, która nigdy nie istniała…
Czerwony śnieg to powieść o miłości i krwi, o ideach i snach, a wszystko wiąże w całość tajemnicze stworzenie wywiedzione z najmroczniejszych przedwiecznych ludzkich mitów, które cudem przetrwało do dzisiejszych czasów, wciąż rośnie i wciąż zabija…



Matka Edenu, Chris Beckett

Na dalekiej, pozbawionej słońca planecie, którą jej mieszkańcy nazywają Edenem, wyrosła cywilizacja. Ledwie parę pokoleń temu było ich kilkuset i tulili się do światła i ciepła edeńskich lampodrzew, bojąc się zapuścić dalej w zimny mrok. Teraz ludzkość rozeszła się po całym Edenie i powstały dwa królestwa, oba utrzymujące się dzięki przemocy i zdominowane przez mężczyzn. Oba mają się za prawowitych potomków Geli, kobiety, która przybyła na Eden dawno temu w łodzi pływającej między gwiazdami i stała się matką ich wszystkich. Młoda Gwiazdeczka Strumyk, spotykając przystojnego i potężnego mężczyznę, który przypłynął z drugiej strony Stawu, myśli, że znajdzie pole do popisu dla swojej ambicji i energii. Nie ma jednak pojęcia, że będzie musiała zostać zastępczynią Geli i nosić na palcu jej pierścień, a gdy obejmie tę rolę, jednocześnie pełną władzy i całkiem jej pozbawioną, spróbuje całkowicie odmienić historię Edenu.



ZYSK I S-KA



Hobbit (wersja ilustrowana), J. R. R. Tolkien

Pełne magii i przygód wspaniałe preludium do "Władcy Pierścieni".
Bilbo Baggins to hobbit, który lubi wygodne, pozbawione niespodzianek życie, rzadko podróżując dalej niż do swojej piwnicy. Jego błogi spokój zostaje jednak zakłócony, gdy pewnego na jego progu pojawia się czarodziej Gandalf z gromadą krasnoludów, by porwać go na prawdziwą przygodę. Wszyscy wyruszają po wielkie skarby strzeżone przez Smauga Wspaniałego, wielkiego i bardzo niebezpiecznego smoka. Bilbo niechętnie dołącza do ich misji, nie zdając sobie sprawy, że w drodze do Samotnej Góry spotka zarówno magiczny pierścień, jak i przerażające stworzenie zwane Gollumem.
Wydanie ilustrowane z genialnymi ilustracjami Alana Lee, które zainspirowały twórców kinowego przeboju



Samotnia I, Charles Dickens

Wielu – wśród nich Vladimir Nabokov i G.K. Chesterton – określa Samotnię najlepszą i najbardziej dojrzałą powieścią Charlesa Dickensa, a Stephen King zalicza ją do swoich dziesięciu ulubionych książek.
Przede wszystkim jest to oparta na prawdziwych sądowniczych przypadkach historia o bezwzględnym działaniu absurdalnego brytyjskiego prawa, na pierwszy plan wysuwają się w niej jednak kobiece losy. Wprowadzenie rozdziałów pisanych z perspektywy Esther Summerson, sieroty z nizin społecznych, jest niezwykle nowatorskim chwytem w wiktoriańskiej prozie.
Zarówno wyjątkowa konstrukcja jak i społeczno-prawnicza tematyka czynią tę powieść zaskakująco współczesną. Doczekała się wielu adaptacji scenicznych, radiowych oraz telewizyjnych, i wciąż zyskuje uznanie czytelników.



Samotnia II, Charles Dickens

W drugim tomie satyry na brytyjski system sądowniczy klasyczna powieść nabiera detektywistycznego charakteru. Dickens prowadzi czytelnika tropem morderstwa, podsuwa fałszywe wskazówki i ukryte przesłanki, przez co Samotnia staje się prekursorem współczesnych kryminałów.
Zarówno ta wyjątkowa konstrukcja, jak i nowoczesny detektywistyczny wątek sprawiają, że Samotnia cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem współczesnych czytelników, którzy z przejęciem wyczekują wielkiego finału kilkudziesięcioletniego procesu Jarndyce przeciw Jarndyce.
Pierwsze filmowe adaptacje Samotni sięgają aż 1920 roku, kiedy Maurice Elvey wyreżyserował czarno-biały, niemy film Bleak House. Później BBC wyprodukowało aż trzy seriale na podstawie tej powieści Dickensa – w 1959, 1985 i 2005 roku. W najnowszym, nagrodzonym Peabody Award, wystąpiły m.in. Gillian Anderson i Carey Mulligan.


PRÓSZYŃSKI I S-KA



To, co najlepsze. Tom 1, Harlan Ellison

Najważniejsza premiera fantastyczna ostatnich lat!
Harlan Ellison - kontrowersyjny geniusz światowej literatury, prowokator nieustannie testujący granice wyobraźni. Obsypany nagrodami, zaliczony w poczet wielkich mistrzów SF i horroru. Jego twórczość była inspiracją m.in. dla Neila Gaimana, Dana Simmonsa, Jamesa Camerona i rodzeństwa Wachowskich. "To, co najlepsze" to dwutomowa kolekcja, po raz pierwszy ukazująca polskim czytelnikom bogactwo i różnorodność dorobku tego niezwykłego pisarza i scenarzysty. Drugi tom ukaże się jesienią 2018.

27 stycznia

27 stycznia

6 krótkich książek do 120 stron

6 krótkich książek do 120 stron

Po przeczytaniu w ostatnich dniach Myszy i ludzi, króciutkiej, lecz bardzo treściwej książki Johna Steinbecka zaczęłam się zastanawiać, jakie jeszcze znam inne książki, które byłyby dobre i krótkie. Wynik takiego zastanawiania się prezentuję Wam poniżej.

Zestawienie zawiera książki do 120 stron (aczkolwiek jedna ma 122). Mam jeszcze dwie na oku, ale nie przeczytałam ich, więc tutaj nie zamieszczam. Przewiduję kolejne takie zestawienia wtedy, kiedy nazbiera mi się tych książek na kolejny wpis.

Zapraszam. :)


Koralina, Neil Gaiman

Opis z okładki: Dzień po przeprowadzce Koralina postanowiła zwiedzić cały dom. W nowym mieszkaniu, do którego Koralina przeprowadziła się z rodzicami, jest dwadzieścia jeden okien i czternaścioro drzwi. Trzynaścioro z nich otwiera się zwyczajnie, czternaste zaś są zamknięte na klucz. Za nimi znajduje się tylko ściana z cegieł – przynajmniej do dnia, w którym Koralina otwiera je i odkrywa przejście do innego domu, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od jej własnego. Ale pozory mylą...
Słowo ode mnie: To było moje pierwsze spotkanie z Neilem Gaimanem, i choć nie chwyciło do końca, to sama Koralina bardzo mi się podobała. Książka docelowo przeznaczona jest dla młodszych czytelników, ale może spodobać się i starszym. Polecam też animowaną ekranizację, aczkolwiek wersja książkowa podobała mi się bardziej.
Liczba stron: 112


Idealny Stan, Brandon Sanderson

Opis z okładki: Bóg-Cesarz Kairominas jest panem wszystkiego, co go otacza. Pokonał wszystkich wrogów, zjednoczył cały świat pod swoimi rządami i opanował magię. Większość czasu zajmują mu potyczki z arcywrogiem, który wciąż próbuje najechać świat Kaia.Dziś jednak jest inaczej. Dziś Kai musi się udać na randkę.
Zewnętrzne moce zmusiły go do spotkania z kimś, kto mu dorównuje – kobietą z innego świata, która osiągnęła równie wiele, co on. Co się stanie, kiedy najważniejszy mężczyzna na świecie zostanie zmuszony, by zjeść kolację z najważniejszą kobietą?
Słowo ode mnie: W Idealnym Stanie możecie zobaczyć próbkę umiejętności autora, ale przede wszystkim to, jak niesamowitą ma wyobraźnię. Znacznie bardziej lubię jego dłuższe formy, ale Idealny Stan też daje radę. Nie jest to książka wchodząca w skład żadnej serii.
Liczba stron: 96


Myszy i ludzie, John Steinbeck

Opis z okładki: George Milton i Lennie Small to niezwykły tandem przyjaciół. George jest silnym mężczyzną, a podążający w ślad za nim Lennie – upośledzonym gigantem o umysłowości małego dziecka. Niezdarny i nieświadomy własnej siły fizycznej nie potrafi dostosować się do społecznych norm i co chwila sprowadza na siebie i George’a mniejsze lub większe nieszczęścia. Nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, przyjaciele przemierzają pogrążone w Wielkim Kryzysie Stany w poszukiwaniu zarobku i akceptacji. Ich marzeniem i celem, do którego dążą, jest własna farma, na której mogliby wspólnie hodować króliki.
Słowo ode mnie: To niewątpliwy numer jeden tego zestawienia. Myszy i ludzie są bardzo krótkie, ale niosą ze sobą więcej treści niż niejedna gruba powieść. Końcówka za to zostawia nas w stanie emocjonalnego rozbicia. Gorąco polecam.
Liczba stron: 120


Opowieść wigilijna, Charles Dickens

Opis z okładki: Opowieść wigilijna pokazuje niezwykłą przemianę skąpego, bezdusznego, samolubnego Ebenezera Scrooge'a w hojnego, serdecznego, sympatycznego człowieka. Stary kupiec, który do tej pory nie lubił świąt, pod wpływem niesamowitych wydarzeń mających miejsce podczas wigilijnej nocy, postanawia zmienić swoje życie. Zaczyna rozumieć, że pieniądze szczęścia nie dają, staje się dobry dla innych i docenia wreszcie magię świąt Bożego Narodzenia.
Słowo ode mnie: Dickens to moje zeszłoroczne odkrycie. Któż nie zna jego Opowieści wigilijnej? Jeśli jest ktoś taki, to zachęcam do nadrobienia. W innym razie dobrą propozycją będą pozostałe świąteczne opowieści Dickensa, które mamy zebrane w trzech zbiorczych tomach zatytułowanych Opowieści wigilijne.
Liczba stron: 122


Eryk, Terry Pratchett

Opis z okładki: Słyszeliście o Fauście...
To jest Eryk.
Istnieje pewna różnica.
Eryk ma czternaście lat, mieszka na legendarnym i magicznym Świecie Dysku, a także jest pierwszym w historii hakerem demonologii. Na szczęście nie udało mu się wywołać żadnych demonów, wywołał za to Rincewinda (najbardziej niekompetentnego maga w uniwersum)oraz Bagaż (najniebezpieczniejszy sprzęt podróżny na świecie). Kiedy Eryk wypuszcza ich na niczym nie chroniony świat, oczekuje, że Rincewind spełni trzy jego życzenia.
Wiecie przecież. Standardowa trójka. Żyć wiecznie, panować nad światem, spotkać najpiękniejszą kobietę w historii. Właściwie to proste...
Dryfowanie u zarania Czasu, zmiana przyszłości i spotkanie z najbardziej kłopotliwym bogiem historii to zaledwie początek. Stworzenie życia na Dysku to drobnostka. Ponieważ Rincewind trafia w końcu do Piekła. Dosłownie. A ono nigdy już nie będzie takie jak dawniej.
Słowo ode mnie: Nie jestem pewna, czy powinnam umieszczać Eryka w tym zestawieniu, bo ta książka jako jedyna będzie dedykowana dla osób, które znają już daną serię. Nie polecam zaczynania przygody ze Światem Dysku od tej właśnie książki (przetestowałam), mimo że sama lubię zaczynać przygodę z autorem od najkrótszych pozycji. Większość książek ze Świata Dysku można czytać na chybił trafił, ponieważ stanowią one odrębne historie, ale zawsze polecam trzymania się wg chronologicznej kolejności w cyklach, żeby się nie pogubić. Sam Eryk natomiast będzie za bardzo dziwny i specyficzny dla osób, które w ogóle nie znają Świata Dysku... przynajmniej tak ja uważam. Ale jak ktoś zna, to polecam. :)
Liczba stron: 116


Oskar i pani Róża, Éric-Emmanuel Schmitt

Opis z okładki: Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Czy w ciągu dwunastu dni można poznać smak życia i odkryć jego najgłębszy sens? Dziesięcioletni Oskar leży w szpitalu i nie wierzy już w żadne bajki. Na jego drodze staje tajemnicza pani Róża, która ma za sobą karierę zapaśniczki i potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji…
Oskar i Pani Róża to najsłynniejsza powieść Érica-Emmanuela Schmitta, znakomitego francuskiego pisarza i filozofa, którego książki przetłumaczono na 35 języków. Czytelnicy na całym świecie pokochali go za niezrównaną wrażliwość i mądrość, z jaką opisuje nawet najbardziej skomplikowane emocje.
Słowo ode mnie: Oskara i panią Różę dostałam w podstawówce, wtedy też ją przeczytałam, ale pamiętam do tej pory. Świetna książka, urocza, poruszająca i bardzo płaczogenna, polecam więc zaopatrzyć się w chusteczki podczas czytania.
Liczba stron: 96

24 stycznia

24 stycznia

Rychłoż się zejdziem znów? "Trzy Wiedźmy", Terry Pratchett

Rychłoż się zejdziem znów? "Trzy Wiedźmy", Terry Pratchett

Dzisiaj wyjątkowo będzie krótko. Trzy Wiedźmy to jedna z tych książek ze Świata Dysku, które już kiedyś czytałam, ale fabuła na tyle zatarła się w mojej pamięci, że i tak przeczytałam ją z chęcią. I to jest dokładnie ten Pratchett, którego uwielbiam. Właśnie za takie tomy Świat Dysku długo był moim numerem jeden.

Jeśli oceniać Trzy Wiedźmy w skali bolącego ze śmiechu brzucha, to daje tej książce pełne 10. Wszystko tutaj śmieszy, a jednocześnie Pratchett jak zwykle tak potrafi drwić z obranego akurat tematu, że przy okazji przemyca mnóstwo mądrych lub przekornych spostrzeżeń. Czasem jest poważniej, lecz głównie satyrycznie bądź po prostu humorystycznie. Tym razem autor wziął na tapetę dzieła Szekspira, zwłaszcza Makbeta, i ogólnie teatr. Znajdziemy też sporo nawiązań do najpopularniejszych baśni, w których występowały czarownice.  

Być zamordowanym to przecież dla króla śmierć naturalna, toteż w Trzech Wiedźmach umiera król, by królem mógł zostać ktoś inny, a syn zmarłego władcy zostaje szczęśliwie uratowany przez wiedźmy i dobrze ukryty. Rzecz jasna po latach ma dopaść go Przeznaczenie, by wrócił i odzyskał swój tron. Wszyscy przecież wiedzą, że tak to się powinno odbyć. Wie też i Pratchett i jak zwykle z tego kpi, przedstawiając nam nieco odmienną historię. Jednak nie fabuła jest tutaj najważniejsza, lecz sposób jej opowiedzenia. Sir Terry przechodzi samego siebie i przedstawia wszystko tak bardzo w krzywym zwierciadle, że zwyczajnie brak mi słów, by przekazać Wam, jak bardzo jest to cudowne. Wszystko, co napiszę, będzie olbrzymim niedopowiedzeniem, a wspaniałość tej książki po prostu ciężko ubrać mi w słowa.


– To musi być ze sto srebrnych dolarów! – jęknął Boggis i machnął sakiewką. – Przecież to nie moja skala! Nie moja klasa! Nie dam sobie rady z takimi pieniędzmi. Żeby tyle kraść, trzeba być w Gildii Prawników albo co.


W książce prym wiodą tytułowe trzy wiedźmy, a więc znana już nam z Równoumagicznienia niezastąpiona Babcia Weatherwax, ale też poznajemy drugą wspaniałą wiedźmę z zamiłowaniem do piosenki o jeżu, a więc Nianię Ogg, oraz dopiero zaczynającą Magrat Garlic. Cała trójka tworzy iście wybuchową mieszankę ze względu na swoje odmienne charaktery. Babcia Weatherwax jest tak bardzo konserwatywną starą panną, jak tylko można być, Niania Ogg z kolei lubi sobie wypić i przez liczbę swoich dzieci stworzyła własne mini-imperium, a Magrat wnosi powiew wiedźmowej nowoczesności, której ni w ząb nie rozumie pozostała dwójka. Gościnny występ zaliczy też sam Śmierć, co było bardzo miłym i przezabawnym akcentem w książce zważywszy na sytuację, w której się pojawił.


- Moje imię brzmi: WxrtHltl-jwlpklz - oświadczył demon z wyższością.
- Gdzie byłeś, kiedy rozdawali samogłoski? - wtrąciła Niania Ogg. - Stałeś za drzwiami?


Gdyby ktoś się zastawiał, czy można zacząć przygodę ze Światem Dysku od tej książki to tak, jak najbardziej. Każda z książek należąca do tej serii tworzy osobną opowieść, którą można czytać bez związku z innymi, warto jednak zachować chronologiczną kolejność w cyklach, żeby nie czuć dezorientacji. Moim ulubionym cyklem wciąż jest ten o Straży, ale Wiedźmy są zaraz za nim. To cudowne książki na poprawę humoru, przy czym ten humor wcale nas nie ogłupia. Polecam gorąco. :)


W serii Świat Dysku, cykl o Wiedźmach (inaczej Czarownice z Lancre):
1. Równoumagicznienie (tom 3)
2. Trzy Wiedźmy (tom 6)
3. Wyprawa czarownic (tom 12)
4. Panowie i Damy (tom 14)
5. Maskarada (tom 18)
6. Carpe Jugulum (tom 23)


19 stycznia

19 stycznia

O przyjaźni, odpowiedzialności i poświęceniu. "Myszy i ludzie" Johna Steinbecka

O przyjaźni, odpowiedzialności i poświęceniu. "Myszy i ludzie" Johna Steinbecka

Na swój styczniowy klasyk pierwotnie chciałam wybrać inną książkę, ale ostatecznie stanęło na Johnie Steinbecku. Myszy i ludzie to już druga książka, którą czytam od tego autora, i muszę powiedzieć, że jest ona nieporównywalnie lepsza od Tortilla Flat. Ciężko mi o niej napisać, bo tyle treści można z niej wyciągnąć, że nie wiadomo, co wybrać ostatecznie. Ale gdybym chciała napisać o wszystkim, to byłyby to straszne spoilery. A ja chcę bez spoilerów. Chociaż drobne mogły się wkraść.

Myszy i ludzie to historia o dwójce przyjaciół, którzy tułają się od rancza do rancza w poszukiwaniu roboty. Już samo to, że tej roboty szukają razem jest rzeczą niecodzienną i dziwi ona innych, bo w tak ciężkich czasach każdy patrzy nie dalej niż na czubek własnego nosa. Nikt nie dba o drugiego człowieka tak, jak robi to George względem Lenniego, toteż ludzie próbują wręcz zwietrzyć tutaj podstęp (bierzesz działkę z jego zarobków?). A George o Lenniego troszczy się tak po prostu, bezinteresowne, z przyjaźni. Trzeba powiedzieć, że nie jest to rzeczą łatwą, ponieważ Lennie to człowiek upośledzony. Jest jak dziecko w ciele dorosłego człowieka, kieruje się emocjami, nie potrafi niczego zapamiętać, ciągle pakuje się w kłopoty na przykład przez chęć głaskania miękkich rzeczy. I nie ma w tym nic szczególnie złego dopóty, dopóki tymi "rzeczami" są myszy, które notabene kończą zaraz martwe, ale co, kiedy Lenniemu przyjdzie do głowy pogłaskać miły w dotyku materiał sukienki przypadkowej kobiety albo jej włosy? Co, jeśli Lennie zechciałby pogłaskać słodkie z wyglądu dziecko? Potrzymać je? Co, jeśli skończyłoby tak samo, jak mysz?

Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma. - Głos mu się łamał. - Nieważne, kim jest ten drugi, byleby tylko był. Mówię ci - zawołał - mówię ci, człowiek z tej samotności może się rozchorować.


Problem z przyjacielem George'a jest jeszcze jeden, ponieważ tworzy on niebezpieczną mieszankę dużego, bezmyślnego dziecka i dorosłego, wielkiego mężczyzny o nieprzeciętnej sile. I nawet jeśli Lennie nie chciałby nikomu wyrządzić nic złego, nie miałby na celu żadnych podłości, to i tak mógłby to zrobić. Przypadkiem. Niechcący. Przez niezrozumienie. Dlatego myszy, które Lennie nieustannie znajduje i ze sobą zabiera, zaraz są martwe. Lennie potrafi je zagłaskać na śmierć. Potrafi pogruchotać kości dłoni tylko ją ściskając. Ten człowiek nie panuje nad swoją siłą i niczego nie rozumie.

Myszy i ludzie są dla mnie piękną w swej surowości historią nie tyle o przyjaźni, ile o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Także o poświęceniu i wyrzeczeniach, które ta odpowiedzialność za sobą ciągnie. Bo nawet jeśli George'a i Lenniego łączy przyjaźń, to bez George'a nie byłoby Lenniego. On za niego myśli, on za niego mówi, on robi wszystko, by Lenniego tłumaczyć i pomóc mu w tym świecie egzystować. Normalnym ludziom jest tutaj ciężko, a co z kimś takim jak Lennie? Może powinno się go zastrzelić jak starego, nikomu niepotrzebnego psa Candy'ego? I choć George wielokrotnie daje nam znać, że ma dość swego przyjaciela i bez niego byłoby mu na świecie łatwiej, to jednak nie potrafi go zostawić. To jest w przyjaźni piękne. A może to już chodzi o odpowiedzialność? A może to się łączy?

Scena ze spektaklu "Myszy i ludzie" w reżyserii Anny D. Shapiro. W roli George’a wystąpił James Franco, a w rolę Lenniego wcielił się Chris O’Dowd

Piękna jest relacja tej dwójki. Piękne jest zaufanie Lenniego i piękne jest poświęcenie George'a. A jednocześnie dużo w tym smutku, tęsknoty i melancholii, bo Myszy i ludzie to też opowieść o niespełnionych marzeniach. Bohaterowie tej opowieści żyją snem o własnym kawałku ziemi, tęsknią za drugim człowiekiem, do którego można by się odezwać. Samotność, brak akceptacji i wyobcowanie przewija się przez całą książkę.

Niesamowite jest to, jak wiele treści zawarł John Steinbeck w tak cienkiej książce. Jak wiele mądrości i ładunku emocjonalnego. O Myszach i ludziach można by pisać długo, a wciąż miałoby się wrażenie, że coś gdzieś umknęło. To prosta opowieść o prostych ludziach, w brutalnych czasach Wielkiego Kryzysu w latach 30 XX wieku. Całość jest bardzo autentyczna, ale nie mogło być inaczej, skoro Steinbeck badał sytuację ówczesnych migrujących pracowników, a także zawarł w książce własne doświadczenia z pracy na farmie. Wszyscy jego bohaterowie są z krwi i kości. A to taka cienka książka!

- Faceci tacy jak my nie mają rodziny. Co zarobią trochę grosza, zaraz to przepuszczają. Nie mają na świecie nikogo, pies z kulawą nogą się nimi nie przejmuje.
- Ale my to co innego! - Zawołał radośnie Lennie. - Teraz powiedz o nas.
George milczał przez chwilę.
- Ale my to co innego - rzekł wreszcie.
- Bo ja...
- Bo ja mam ciebie, a...
- ...a ja ciebie!


Myszy i ludzie są więc dla mnie historią przede wszystkim o ciężarze odpowiedzialności, który przyjmujemy na siebie w chwili, w której decydujemy się zaopiekować drugim człowiekiem. Zwłaszcza upośledzonym, który sam o sobie decydować nie może. Jednak ta opowieść zostaje w nas długo ze względu na niejednoznaczną moralnie końcówkę. Rozumiem ją i jednocześnie nie rozumiem. Stanęliśmy tam przed wyborem: mniejsze zło, czy większe zło? A co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Nie wiem.

John Steinbeck pokazał nam odpowiedzialność do samego końca i sprawił, że o tej trochę ponad stu stronicowej książeczce zapomnieć trudno. Smutne to wszystko. Ale do bólu prawdziwe.

Polecam.



14 stycznia

14 stycznia

W świecie Tolkiena. "Atlas tolkienowski" David Day

W świecie Tolkiena. "Atlas tolkienowski" David Day

W dzisiejszym wpisie chcę wam przedstawić coś, co osobiście nazywam małym dziełem sztuki. Atlas tolkienowski jest rzeczą na tyle ładną, że właściwie ciężko zwrócić uwagę na treść, kiedy z niemal każdej strony atakują nas prześliczne ilustracje. Spróbuję jednak wykazać choć trochę krytyki i przedstawić wam tę książkę w kilku słowach więcej niż tylko "no ładne, bierzcie".

Atlas tolkienowski jest geograficznym i chronologicznym przewodnikiem dla wszystkich fanów Tolkienowskiego świata. Ma on na celu ukazanie spójnej wizji ewolucji geograficznej i historycznej Śródziemia, od stworzenia świata do czasów Wojny o Pierścień. W przedmowie autor zaznaczył, że Atlas tolkienowski może także służyć za kompas dla tych, którzy pragną wziąć się lekturę trudniejszego Silmarillionu. Znajdziemy w nim opisy stworzeń, postaci czy miejsc, a także niektórych wydarzeń. Atlas tolkienowski stara się jednak nie spoilerować i opisuje skutki tylko tych zdarzeń, które miały wpływ na losy całego świata. 

Przyznam się wam, że połowa treści z Atlasu tolkienowskiego była dla mnie nowością, ponieważ w lekturze Silmarillionu jestem dopiero na 50 stronie. David Day wspomina jednak w przedmowie, że jego przewodnik nie ma na celu zastępować ani Hobbita, ani Władcy Pierścieni, ani rzeczonego Silmarilionu i jest to coś, z czym ja się absolutnie zgodzę. Atlas tolkienowski bardzo powierzchownie traktuje opisywane wydarzenia, a hasła w nim zawarte są proste i ogólnikowe. Po przeczytaniu tej książki ani trochę nie czuje się, jakbym nie musiała już sięgać po Silmarillion, posiadam za to przedsmak tego, co mogę w nim znaleźć. Część Atlasu dotyczy scen rozgrywających się w Hobbicie i Władcy pierścieni, a te książki akurat mam za sobą i tutaj również zgadzam się z powyższą tezą. Z Atlasu nie dowiemy się co, jak i dlaczego, nie ma tutaj opisu wszystkich wydarzeń, lecz tylko tych najważniejszych. Ponadto niektóre informacje potrafią się dublować w poszczególnych hasłach, możemy więc kilka razy przeczytać o tym samym, ale w zupełnie innym kontekście, co moim zdaniem wprowadzało mały chaos. Najwięcej czasu, bo aż połowę książki autor poświęcił na pieczołowite przedstawienie początków tego świata, i mam wrażenie, że następujące po tym Ery zostały przez to potraktowane już po macoszemu. 
  

Książka pozwala jednak uporządkować sobie trochę informacji na temat Tolkienowskiego świata, przypomnieć o niektórych rzeczach czy też, jak wspomniano we wstępie, może ona służyć za przewodnik. Dla osób, które Śródziemie znają jedynie z ekranizacji i nie zamierzają sięgać po pierwowzory książka może być także encyklopedycznym zbiorem informacji o tym, co było na początku. Dla wnikliwych gratką będą mapy ukazujące, jak zmieniał się ten świat na przestrzeni dziejów, znajdziemy tutaj również drzewa genealogiczne, tablice chronologiczne, no i oczywiście fenomenalne grafiki. Atlas tolkienowski nie zawiera jednak nowych ilustracji, lecz jest zbiorem wszystkich tych dzieł, które były uprzednio publikowane w innych książkach autora (w większości nie opublikowanych w Polsce). Warto dodać, że grafik akurat w Atlasie jest najwięcej, nie miejcie więc mylnego wrażenia, że będzie to książka przepełniona głównie mapami czy tablicami, bo tych jest najmniej. Mapy natomiast pokazują tylko to, jak zmieniał się Tolkienowski świat w kolejnych jego tysiącleciach.


A jeśli już jesteśmy w temacie ilustracji to tak, jak wspomniałam we wstępie, Atlas tolkienowski jest dla mnie małym dziełem sztuki. Tę książkę nie tyle chce się mieć dla informacji w niej zawartych, ile właśnie dla wszystkich tych przepięknych grafik. Wszelkie hasła to tylko miły dodatek, bo to właśnie ilustracje są tutaj rzeczą najważniejszą. Właściwie cały ten wpis mógłby zawierać tylko mnóstwo zdjęć i parę zdań, bo i tak wszyscy będą patrzeć na zdjęcia. Książka jest także fenomenalnie wydana, ponieważ jest w twardej oprawie, z obwolutą i zieloną tasiemką, a całość drukowana jest na kolorowym papierze. Atlas tolkienowski zwyczajnie cieszy oko i ogromną przyjemność sprawia samo jego przeglądanie. 


I choć nie jest to rzecz niezbędna dla każdego fana Tolkiena, bo spokojnie mogłabym się bez tego obyć, to przez wzgląd na to, jak piękna jest to książka i tak byłaby dla mnie niezwykle pożądana. Stanowi ona miły dodatek do Tolkienowskiego świata, będzie idealnym prezentem dla każdego, o którym wiecie, że lubi Hobbita czy Władcę Pierścieni, tym bardziej, jeśli ceni sobie przy tym przepięknie wydane książki. Atlas tolkienowski mogę więc polecić jako fajne uzupełnienie i bardzo ładną rzecz do oglądania, pamiętajcie tylko, że "atlas" w tym przypadku to nazwa nieco myląca.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!




10 stycznia

10 stycznia

O dwóch takich co razem szli przez świat. "Rycerz siedmiu królestw" George'a R. R. Martina

O dwóch takich co razem szli przez świat. "Rycerz siedmiu królestw" George'a R. R. Martina

Dobrze jest wrócić do Westeros. Świat ten znam zarówno z serialu, jak i z książki, i choć z książką tymczasowo zerwałam znajomość po którymś tomie to i tak bardzo lubię to, co stworzył George R. R. Martin. Rycerz Siedmiu Królestw przypomniał mi, jak bardzo niesamowitym gawędziarzem jest ten autor, i jak dobrze czuję się w jego świecie.

Rycerz Siedmiu Królestw po raz pierwszy został opublikowany w Polsce w 2014 roku, teraz zaś otrzymaliśmy tę książkę w wersji ilustrowanej. Zawiera ona trzy nowele napisane w latach 1998-2010, które dzieją się około sto lat przed wydarzeniami znanymi z Gry o Tron. Książka umożliwia więc głębsze wejście w historie, o których na kartach swojej głównej powieści autor nam tylko wspominał. Rycerz opowiada bowiem o losach Dunka, znanego światu pod imieniem ser Duncana Wysokiego, który w przyszłości zostanie lordem dowódcą Gwardii Królewskiej. Towarzyszy mu Jajo, czyli chłopiec, którego my znamy pod imieniem Aegona V Targaryena, króla Westeros.

Kiedy myślę o Rycerzu Siedmiu Królestw pierwsze, co przychodzi mi na myśl to to, że jest to książka bardzo lekka i przyjemna w odbiorze. Klimatem jest znacznie lżejsza od Gry o Tron, ma prostsze słownictwo i trup nie ściele się tu tak gęsto. W okresie, w którym rozgrywają się wydarzenia Rycerza panuje pokój pod rządami Targaryenów, i choć zdarzają się jakieś niesnaski albo próby wywołania rewolty, to jednak czytelnik czuje, że ten świat jest znacznie bezpieczniejszy. Prostotę tych opowieści wzmaga też postać Dunka. To właśnie z jego perspektywy prowadzona jest narracja, a on sam wielokrotnie wspomina, że jest tępy jak buzdygan, powolny w myśleniu jak tur. Jest to człowiek prostolinijny, honorowy i szlachetny, który jako jeden z nielicznych wciąż wyznaje rycerskie ideały wśród wszechobecnego zepsucia. Dunka można scharakteryzować jako wielkiego, tępego osiłka o dobrym sercu, który w świecie Martina dawno powinien już zginąć. Ma on jednak sporo szczęścia w życiu i posiada za towarzysza jedenastoletniego Jajo, który inteligencją, bystrością i wygadaniem nadrabia za nich obu. Kontrast pomiędzy tą dwójką widoczny jest jak na dłoni, ale tworzą niezwykle zgrany duet i nawzajem uzupełniają swoje słabości.


Rycerza Siedmiu Królestw rozpoczynamy w momencie, w którym Dunk dopiero zostaje rycerzem i poznaje Jajo. Sam Dunk jest niskiego pochodzenia, ale zobaczymy u niego więcej honoru i rycerskości niż u szlachetnie urodzonych lordów. W książce spotkamy też rycerzy, którzy są rycerzami tylko dlatego, że w zamian zaoferowali cnotę swej siostry, a także takich, którzy na turnieju rycerskim stosują wszystkie możliwe sztuczki, byleby tylko zarobić na nim jak najwięcej. Przeczytamy o tym, że historię piszą wygrani, choć przecież obie strony mają swoją rację i wcale nie jest łatwo wybrać, która była słuszna. A wśród tego wszystkiego odnajdziemy Dunka w roli mentora i Jajo jako ucznia, którzy razem przemierzają świat śpiąc na drogach i szukając zatrudnienia u napotkanych po drodze lordów. Nasuwa mi się refleksja, że gdyby wszyscy książęta mieli takiego swojego Dunka, który trzepnąłby ich w ucho, kiedy trzeba, to świat byłby piękniejszy. Zresztą giermkowanie u wędrownego rycerza pod przykrywką zwykłego chłopca stanowi dla Jaja doskonałą szkołę życia.


Jeśli chodzi o jakieś wady, to nie potrafię ich znaleźć. Martin ma znakomity, gawędziarski styl, i nawet jeśli te historie nie są niczym odkrywczym to i tak czyta się o nich z przyjemnością. Żadna z trzech opowieści nie nudzi, chociaż moim faworytem zdecydowanie została pierwsza z nich, czyli Wędrowny rycerz. Późniejsze również nie są złe, ale fabularnie to właśnie ta pierwsza zaabsorbowała mnie najmocniej. Nie jest to poziom Gry o Tron, gdzie za każdym rogiem czaiła się intryga, gdzie wszędzie mogliśmy wpaść na trupa albo sceny przeznaczone dla osób dorosłych, nie ma tu tej wielowątkowości, ale Rycerza i tak czyta się bardzo dobrze. Szczególnie, że wciąż mamy tutaj odcienie szarości, a nie wyraźny podział na dobro i zło, gdzie podjęcie jakiejkolwiek decyzji wciąż budzi moralne zastrzeżenia, a górnolotne ideały to już właściwie przeszłość.


Wspomnieć trzeba też o wydaniu, ponieważ zawiera ono mnóstwo wplecionych w tekst ilustracji. Są one dopasowane do tego, o czym akurat czytamy, miło więc sobie zerknąć na nie i zobaczyć, jak to mogło wyglądać w wyobraźni ilustratora. Całość prezentuje się po prostu rewelacyjnie, tym bardziej jeśli dodać do tego twardą oprawę i kolorową wklejkę. Rycerz jest w tej chwili jedną z ładniejszych książek, które posiadam, a czytać te historie w takim wydaniu to prawdziwa przyjemność.


Rycerz Siedmiu Królestw jest więc świetnym dodatkiem do głównej serii, który doskonale broni się jako twór samodzielny. Osobiście bardzo chętnie poznałabym więcej opowieści o Dunku i Jaju, bo niesamowicie przypadły mi one do gustu i chciałabym z tymi bohaterami zostać dłużej. Rycerz ma w sobie coś, do czego się tęskni, jakby taką fantazję o jedynym prawdziwym rycerzu i jego wiernym towarzyszu w świecie, w którym o honorze mało kto pamięta. Książkę z czystym sumieniem mogę polecić osobom choć trochę zaznajomionym z Grą o Tron jako lekką w odbiorze opowieść o dwójce towarzyszy, którzy razem przemierzają świat w drodze do wielkości.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!




03 stycznia

03 stycznia

Podsumowanie roku. Najlepsze i najgorsze książki 2017. Pierwsze urodziny bloga!

Podsumowanie roku. Najlepsze i najgorsze książki 2017. Pierwsze urodziny bloga!

W ten wyjątkowy dla mnie dzień publikuję podsumowanie ubiegłego roku. Pierwotnie miało się ono ukazać w ostatnim dniu 2017, ale zamiast tego wrzuciłam wtedy podsumowanie miesiąca. Podsumowanie roku przesunęłam na 1 stycznia, ale nie dałam rady go na ten dzień ogarnąć. Na wczoraj też się nie udało. W końcu jest dzisiaj.  W pierwsze urodziny mojego bloga.

Podsumowanie podzieliłam na cztery części. W pierwszej, którą nazwałam czytelniczą, przyjrzymy się temu, ile książek przeczytałam i dlaczego tak dużo. W części drugiej będzie trochę prywaty i smęcenia, a w trzeciej będziemy się radować, że Misie czytanie podoba ma już rok.

Czwarta część poświęcona jest najlepszym i najgorszym książkom, które miałam okazję przeczytać w ubiegłym roku.

Zapraszam!


Część czytelnicza

Lubię statystki i swoje książkowe postępy notuję w trzech miejscach: na lubimy czytać, na goodreads i we własnym zeszycie. Goodreads natomiast publikuje bardzo fajne podsumowanie roczne i zamierzam się tutaj nim posiłkować. Wynika z niego, że w 2017 przeczytałam w sumie 69 książek. To trzy razy lepszy wynik niż za 2016 rok, kiedy to przeczytałam 21 książek.

Dlaczego tak bardzo wystrzeliłam do góry z ilością? Składa się na to kilka czynników. Widzicie, odkąd poszłam do liceum, praktycznie w ogóle przestałam czytać. Miałam straszny kryzys, próbowałam czytać chociaż te lektury, ale i tak bardzo często kończyło się na tym, że sięgałam po streszczenia, bo a) nie przeczytałam lektury w ogóle, b) nie wyrabiałam się przed klasówką. To trochę zabawne, że będąc na studiach z własnej woli chcę to teraz nadrabiać. W każdym razie kryzys trwał sobie w najlepsze pogłębiany jeszcze tym, że miałam w owym czasie bardzo mocną fazę na mangę i anime. Kiedy poszłam na studia, z kryzysu powolutku zaczęłam wychodzić. Ilość książek notuję mniej więcej od tego właśnie okresu, i te lata w liczbach prezentują się zawsze w okolicy 20-30 książek rocznie. W tym roku najwyraźniej kryzys minął mi w pełni. Co poradzić? Trzeba było przeczekać. :)


Dla wielu z Was nawet te 20-30 książek na rok to i tak jest dużo, i ja to rozumiem i szanuję. Absolutnie nie umniejszam. Sama jednak przed liceum czytałam w ilościach hurtowych i po prostu smucił mnie ten spadek formy, dlatego teraz strasznie się cieszę, że w końcu zaczęłam czytać więcej.

Drugim czynnikiem, który niesamowicie mnie wspomógł w czytaniu, jest blog. Pisanie o książkach, dzielenie się wrażeniami, uczestniczenie w dyskusjach, bycie częścią książkowej blogosfery naprawdę dużo daje. Napędza. Motywuje. Polecam Wam ten sposób, choć niekoniecznie chodzi tu o założenie bloga, ale raczej o bycie częścią jakiejś książkowej społeczności.

I jest jeszcze rzecz trzecia. W ostatnich dwóch miesiącach przerzuciłam się z czytaniem bardziej na czytnik. Kiedy zaczęłam czytać e-booki, moje tempo czytania wzrosło. Dlaczego — nie mam pojęcia. Może to te większe litery i komfort czytania? A może dlatego, że odchodzi element macania książki, kartkowania jej i spoilerowania sobie końcówek? Kto wie.. :)

No więc przeczytałam w sumie 69 książek, co daje 26 945 stron. Najkrótszą książką był Idealny Stan Brandona Sandersona, a najdłuższą Elantris Brandona Sandersona. Przypadek, że obie kategorie zamyka mi Sanderson?


Część osobista

Rok 2017 nie był u mnie rokiem wielu zmian, za to był rokiem wielu frustracji. Jest dużo rzeczy, które chciałabym w swoim życiu zmienić, ale jeszcze nie mogę. Jest też dużo takich, na które nie mam wpływu i wciąż się uczę, by się tym nie przejmować. A przynajmniej nie myśleć o tym za dużo.

Tak naprawdę o wielu sprawach zdecyduje rok, który teraz do nas zawitał. Będę w nim kończyć studia, czego bardzo się boję i jednocześnie nie mogę się doczekać. Obecny moment to już właśnie ten czas, kiedy człowieka łapie panika, że nie da rady, i najchętniej uciekłby gdzieś daleko (do Śródziemia!), gdzie nie trzeba się niczym przejmować. Ale potem przychodzi refleksja, że przecież nikt za mnie mojego życia nie przeżyje i uciekać nie można. Wraz z końcem studiów planuję również zmianę pracy, a potem, powolutku, będę myśleć o wyprowadzce. Będzie się działo. :)


Część blogowa. Misie czytanie podoba ma już rok!

Dokładnie tego samego dnia, tyle że rok wcześniej, opublikowałam pierwszy, historyczny wpis na tym blogu. Był on o Stopie prawa Brandona Sandersona i szczerze mówiąc, kiedy teraz go czytam, łapie mnie mocne zakłopotanie. Żywię mocną nadzieję, że mój styl pisania przez ten rok nieco się poprawił i że przemycam do swoich wpisów dość informacji, byście mogli zdecydować, czy książkę warto przeczytać, czy lepiej sobie odpuścić. Wciąż staram się poprawiać, zwracać uwagę na więcej rzeczy podczas czytania książki, robić dobry reaserch, z uporem maniaka po kilka razy sprawdzam literówki i błędy ortograficzne w swoich tekstach, potrafię godzinę spędzić na doborze obrazków. Mój perfekcjonizm kiedyś wpędzi mnie do grobu.

Ale hej, to już rok! Cieszmy się! Ja się cieszę. :) Bycie tu z Wami jest niesamowitą przygodą w moim życiu, możliwość wejścia w dialog z innymi pasjonatami literatury to najlepszy aspekt blogowania, no i nie mogę powiedzieć, że cierpię na brak lektur, bo ciągle gdzieś znajduję coś wartego przeczytania. I choć często łapią mnie wątpliwości, czy warto prowadzić Misie czytanie podoba i poświęcać tyle czasu na przygotowywanie wpisów, i choć czasem jest ciężko i zdaje się, że nic nie ma sensu, to zawsze znajdzie się taka Kam, która mi powie, że dopóki sprawia mi to frajdę, to warto. Zawsze warto. Dlatego bardzo jej dziękuję, a Wam życzę takiego dobrego ducha, bo to nieoceniony skarb.

Podziękować chciałabym też wszystkim czytelnikom tego bloga. Statystyki ciągle lecą w górę, a ja wciąż nie mogę nadziwić się temu, że są osoby, które tu zaglądają. Szczególnie dziękuje tym, którzy komentują i dyskutują, bo uwielbiam czytać i odpowiadać na Wasze komentarze. Nie będę tutaj wymieniać konkretnych osób, bo na pewno kogoś pominę ale wiedzcie, że jesteście dla mnie ważni i mam nadzieję, że taki stan rzeczy będzie trwał jeszcze długo. :)

Statystyki roczne
Wyświetlenia: 26 790
Obserwatorzy: 122
FB: 79
Instagram: 486
Google Plus: 6
Ilość opublikowanych wpisów: 84
Najpopularniejszy wpis: Legimi - co jest i czy warto?
Oprócz tego opublikowałam jedną relację z Big Book Festival. Chciałabym, żeby w 2018 roku takie wydarzenia pojawiały się częściej. Zapoczątkowałam też Wyzwanie z klasyką i nawiązałam jedną stałą współpracę z wydawnictwem.

Jest dobrze.


Najlepsze książki



Trylogia Prochowych Magów, Brian McCllelan 
Fantasy, w której magia miesza się z prochem strzelniczym. Seria jest cudowna, dużo w niej akcji, pełnokrwistych bohaterów o silnych charakterach, są wątki detektywistyczne, rodzinne, jest trochę polityki, a nawet romansu. No i przede wszystkim jest to militarne fantasy, a ja mam do takiego straszną słabość.

Ziemiomorze, Ursula LeGuin 
W tym roku miałam przyjemność przeczytać całe Ziemiomorze autorstwa Ursuli LeGuin. Była to wyprawa cudowna, refleksyjna i bardzo symboliczna. Do tego język, jakim posługuje się autorka, jest przepiękny. Ziemiomorze pozwoliło mi się wyciszyć, nastroiło melancholijnie, dało pretekst do zadumy nad kilkoma sprawami. Jest to klasyka fantasy, którą warto znać i którą polecam wszystkim niezależnie od wieku.

Piąta pora roku, N. K. Jemisin 
Fantastyczną serią okazała się Piąta pora roku N. K. Jemisin. Nie przypuszczałam, że tak bardzo przypadnie mi ona do gustu, ale wywołuje we mnie takie same emocje, jak Sanderson... i myślę, że jest to największa pochwała z moich ust. Seria oryginalna, mocna, ze wspaniałym plot twistem w pierwszym tomie — po prostu idźcie to czytać.


Nigdziebądź, Neil Gaiman 
W 2017 roku zapoznałam się z twórczością Neila Gaimana i w kategoriach "najlepszych książek" muszę wspomnieć o jego Nigdziebądź. To wspaniała książka, która pod względem wywołanych wrażeń przywiodła mi na myśl Harrego Pottera, a więc pozwoliła znów poczuć się jak dziecko, które odkrywa nowy, fantastyczny świat. Poza tym zawiera fenomenalną kreację dwóch sadystycznych zabójców, a mianowicie Croupa i Vandemara.

Ostatni jednorożec, Peter S. Beagle 
Sięgnęłam też po prozę Petera S. Beagle i przeczytałam Ostatniego Jednorożca, który okazał się przepiękną baśnią. Jest to opowieść, którą uważam jednocześnie za smutną i dowcipną, melancholijną, przekorną i naiwną. Przede wszystkim jednak ta książka w cudowny sposób pozwala oderwać się od rzeczywistości.

Władca much, William Golding 
Klasyka literatury, która stała się jedną z moich ulubionych książek. Bardzo chciałabym jeszcze raz to kiedyś przeczytać i zdobyć swój własny egzemplarz. Władca much to antyutopia opisująca losy grupki dzieciaków (chłopców wyłącznie) na bezludnej wyspie. Książka ukazuje to, do czego jesteśmy zdolni, kiedy zabrać nam cywilizację, opisuje ludzką naturę i podłości, do których możemy się dopuścić. Przy tym powieść napisana jest bardzo prostym językiem i nie powinna stanowić dla nikogo trudności.

Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa 
Ta książka prawie pokonała mnie swoim absurdem. Potrzebowałam połowy, by w końcu przestawić się na całkowity brak logiki, jazdę bez trzymanki i zwariowany humor. Jednak kiedy już mi się to udało, Autostopem przez Galaktykę okazało się fenomenalną lekturą. Autor dużo rzeczy wyśmiewa, wiele jego spostrzeżeń jest w punkt, a jednocześnie wciąż nas one bawią. To trochę jak z Pratchettem, ale w kosmicznych klimatach.



EDIT: Elantris, Brandon Sanderson
Zabijcie mnie, ale na śmierć zapomniałam wrzucić tutaj książkę swojego ulubionego autora. Chyba za mało ostatnio śpię. Elantris jest w moim TOP 3 jego twórczości, a zachwyciło mnie przede wszystkim pomysłem na fabułę, bo mamy tutaj takie więzienne miasto dla trędowatych zombie. Książka nie jest pełna akcji, ale i tak niesamowicie wciąga. Od początku jesteśmy ciekawi, o co chodzi w przekleństwie Elantryjczyków, a ich ciężki los sprawia, że mimowolnie im kibicujemy. Zresztą samo nazwisko Brandona Sandersona to już pewien znak jakości, chociaż jego młodzieżówki są raczej średnie.

Rozczarowania


Honor Złodzieja, Douglas Hulick 
Ta chyba była najgorsza. Autor przez większość książki pokazywał nam, że główny bohater to drań bez zasad, który zdradzi każdego (nawet najlepszego przyjaciela), a potem nagle próbował nam wmówić, że ma on jakiś honor. Fabuła jest sztuczna i wymuszona, bohaterowie płytcy, końcówka do bólu sztampowa. Żeby było śmieszniej, nasz tytułowy złodziej przez większość książki nie spał, o czym wielokrotnie nam przypominano, więc pozostaje tylko pytanie, jakim cudem on funkcjonował.

Wszyscy patrzyli, nikt nie widział, Tomasz Marchewka 
To jest debiut, ale autor pracował już nad scenariuszem do Wiedźmina 3, więc z pisaniem już jakoś był związany. Książka zawiodła mnie pod wieloma względami: przede wszystkim drażnił mnie kompletny brak tła, a miasto jawiło się jako takie, w którym oprócz szulerki, złodziejstwa i zabójstw nie ma żadnych innych profesji. Postacie były słabo wykreowane, a na koniec główny bohater ni stąd, ni zowąd dostał zastrzyku mocy i osiągnął coś, w czym wcześniej koncertowo nawalił. Zupełnie to do mnie nie przemówiło.

Królowie Dary, Ken Liu 
To nie jest zła książka. Znalazła się w tym niepochlebnym towarzystwie dlatego, że rozczarowała mnie osobiście. Miałam wobec niej strasznie duże oczekiwania, bo wszyscy ją chwalili, no i nie wyszło. Odebrałam ją bardziej jako suchą, kronikarską relację, która dość mocno mnie wynudziła. Przykro mi z tego powodu, bo wiele osób, których gust szanuję bardzo ją sobie chwaliło.
Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger