W tym roku zaczęłam się też bawić w wyzwania czytelnicze. Biorę udział w wyzwaniu u Wiedźmy i próbuje przeczytać 52 książki w ciągu roku. Póki co mam wynik 4/52, i jestem dumna z siebie, że przeczytałam aż 4 książki w miesiącu najeżonym egzaminami na studiach. Ale marne są szanse, że dociągnę do magicznej liczby 52 :)
31 stycznia
Styczeń w książkach. Podsumowanie miesiąca
28 stycznia
W poszukiwaniu mitycznego artefaktu. "Żałobne opaski" Brandona Sandersona
18 stycznia
Mroczne kulisy władzy. "Królowie Przeklęci. Tom 1" Maurice Druon
Wstyd przyznać, ale "Królów Przeklętych" kupiłam ze względu na… okładki. Pakiet trzech tomów w kartonowym boxie tak długo mnie kusił, że wreszcie mu uległam. Wydanie jest prześliczne: twarda oprawa, piękna grafika, czcionka, odpowiednie marginesy, kolorowa wklejka odpowiednia kolorystycznie do okładki… To wszystko urzekło mnie niemal natychmiast.
15 stycznia
Przeznaczona przyjaźń, czyli seria "Królotwórca Królobójca" Karen Miller
Istnieje
pełno książek z gatunku fantasy, które mimo podążania utartymi schematami
mają w sobie coś wciągającego, dzięki czemu potrafią pochłonąć czytelnika bez reszty. Bardzo często używanym chwytem w fantastyce jest tajemnicza Przepowiednia, która rządzi losem bohatera i rzuca go dokładnie tam, gdzie chce, oraz magia. Taki właśnie zabieg zastosowano w dwutomowej serii Karen Miller "Królotwórca Królobójca". Ale czy i w tym przypadku mamy do czynienia ze sztampowym dziełem? Wydaje mi się, że niezupełnie. "Królotwórca,
Królobójca" to bardzo interesująca odmiana klasycznych rozwiązań.
12 stycznia
Niech twój uśmiech krwawi, czyli "Cienie tożsamości" Brandona Sandersona
„Cienie
tożsamości” to druga część kwadrylogi Waxa i Wayna, a zarazem piąta całego
cyklu. Po poprzednim, brawurowym tomie pełnym akcji, strzelanin i dobrego
humoru, Sanderson nieco zwalnia i nadaje historii powagi. Owszem, humor wcale
nie zniknął i wciąż można przeczytać wyśmienite, cięte i zabawne dialogi, ale
całość stała się znacznie poważniejsza. Dowiadujemy się więcej o przeszłości
naszych bohaterów, oraz jesteśmy świadkami pewnej
tragedii w życiu Waxa. Na scenę wkracza też bóg, Harmonia, który ma brzydki
nawyk gadania do ciebie w twojej głowie. Żeby wszystko dobrze zrozumieć, tym
razem bardzo potrzebna jest znajomość trzech pierwszych książek z cyklu, bowiem
przeszłość powraca i odgrywa tutaj znaczącą rolę.
Waxilium pomyślał szybko i zrobił to, co przyszło mu najłatwiej. Przyjął dramatyczną pozę na gruzach (…)
W
„Cieniach tożsamości” nie ma porwań, ale za to jest wyścig z czasem aby dopaść
oszalałego mordercę i powstrzymać wybuch rewolty. Świat Sandersona przeżywa
rewolucję przemysłową, pojawiają się elektrownie, automobile, a wśród klasy
robotniczej i tych najbiedniejszych mieszkańców Elendel zaczynają się niepokoje
i bunt. Miastu grozi chaos, który pracowicie podsyca morderca. Rzecz jasna na
jego drodze stanie duet Waxa i Wayna… a właściwie trio, bo do całej paczki
dochodzi jeszcze błyskotliwa Marasi, poirytowana faktem, że legendarny stróż
prawa z Dziczy ją ignoruje.
Kusiło go, by nazwać go najgorszym w życiu, ale to by z pewnością była przesada. Najgorszym dniem jego życia będzie ten, w którym umrze.
W
tym tomie bliższa stała mi się Steris, narzeczona Waxa, która zrobiła się ciut
bardziej ludzka… a może po prostu mi jako czytelnikowi łatwiej było ją w końcu
zrozumieć. I choć Waxowi bardziej pasuje Marasi (w końcu to ona jest tą
inteligentą, bystrą kobietą, która chce bronić prawa i łapać morderców), to ja
kibicuję skrytej w sobie Steris, która ma problemy w dogadywaniu się z ludźmi
do tego stopnia, że na każdą okazję musi mieć plan - i to w kilku wariantach.
Pojawiła się też nowa postać konstabla-generała Aradela, który robi to, co
trzeba i nie jest zadufanym w sobie bucem, oraz MeLaan,
kobiety, z którą można iść do baru na piwo i urządzić konkurs bekania. Tak, to
wciąż jest zabawna i absolutnie nie drętwa książka, gdyby ktoś się zastanawiał.
Tatko mi kiedyś rzekł: „Synu, trzymaj fason i zawsze się uśmiechaj”. Dlatego kiedy sprawy zaczynają się sypać, walę twarzą w ścianę, aż uśmiech zaczyna mi krwawić, i czuję się lepiej. Na mnie działa. A przynajmniej tak myślę. Niezbyt dobrze pamiętam, bo zbyt wiele razy oberwałem w głowę.
Osobiście
nie mogę się też nadziwić postaci, jaką jest Wayne. Wbrew pozorom, kiedy się
przebić poprzez głupotę, błazenadę i ogólny idiotyzm, jaką Wayne sobą
przedstawia, możemy odkryć, że to naprawdę mądry, spostrzegawczy facet, o tak
dobrym sercu, że spokojnie można by go rozdzielić na kilka osób i jeszcze by
zostało. Wayne jest genialnym bohaterem, który doskonale rozumie innych ludzi,
i choć ma trochę nierówno pod sufitem, to zwyczajnie nie sposób go nie kochać.
(…)
popatrzył na Wayne’a i skinął głową z miną, którą Marasi często
widziała, kiedy dwaj mężczyźni na siebie patrzyli. O ile umiała to
ocenić, oznaczała ona coś pomiędzy „Niezła robota” a „Dupek z ciebie,
sam chciałem to zrobić”.
„Cienie
tożsamości” to książka odrobinę grubsza od swojej poprzedniczki, o jakieś 50
stron. Wydanie wciąż jest świetne: marginesy o odpowiedniej wielkości, dobra
czcionka, łatwość, z jaką książką się otwiera, tasiemka do zaznaczania strony,
no i ta twarda oprawa. Wewnątrz ponownie znajdują się strony zawierające
wycinek z gazety, i jest to bardzo fajny akcent, choć przyznam się, że tym
razem nie chciało mi się ich czytać.
Ocena: 10/10.
Chyba nikt nie spodziewał się innej :)
"Cienie tożsamości", Brandon Sanderson, wydawnictwo MAG, rok wydania 2016, s. 352
Poprzednie w serii:
1. Z mgły zrodzony
2. Studnia wstąpienia
3. Bohater wieków
4. Stop prawa
08 stycznia
2016 w książkach, czyli podsumowanie ubiegłego roku. Cz. 2
Cześć! Z tej strony Kirima. Moja droga współtowarzyszka zbrodni... to znaczy moja wspólniczka przy prowadzeniu misieczytania zrobiła już dosyć obszerne podsumowanie swojego czytelniczego 2016 roku. Śmieszna sprawa z tym, bo poprosiłam ją o jakąś topkę, a ona przygotowała całą listę przeczytanych książek wraz z opisem. Miło z jej strony, prawda? :)
Moje czytelnicze osiągnięcia nie są tak wspaniałe, jak Kamyczuś. W minionym roku przeczytałam zaledwie 21 książek. To mało, mniej, niż w 2015. Na swoje usprawiedliwienie mogę mieć tylko wymówkę o pisaniu pracy licencjackiej. Zabrało mi to mnóstwo czasu i nerwów, ale, ale! Challenge complete :)
05 stycznia
2016 w książkach, czyli podsumowanie ubiegłego roku. Cz. 1
Skoro to blog poświęcony książkom, to może warto podzielić się tym, jak wiele było ich w zeszłym roku? Oczywiście im więcej, tym lepiej, ale liczy się przede wszystkim jakość. Wszędzie teraz pełno podsumowań, więc i my dorzucimy do tego swoje trzy grosze. Jest nas dwie, więc to całkiem logiczne, że nasze podsumowanie będzie miało dwie części.
W części pierwszej głos zabieram ja - Kamyczuś. W paru słowach chciałam powiedzieć coś o każdej z przeczytanych przeze mnie pozycji; o tych, które chwyciły mnie za serce, i o tych, na które raczej zmarnowałam czas. Szansę jednak
należy dać każdemu (chociaż trochę tej szansy...). Oto moja lista przebojów (i
upadków). Przygotujcie się, bo jest długa.
03 stycznia
Sherlock Holmes w stylu Sandersona, czyli o "Stopie prawa"
Brandon Sanderson to moje osobiste odkrycie ubiegłego roku. Zaczęło się od „Drogi Królów”, potem przyszła pora na serię ze świata Scadrial, którą rozpoczynał „Zrodzony z mgły”. W internetach panują podzielone opinie na temat tego, która z tych dwóch historii jest lepsza; ja do niedawna uważałam, że niezaprzeczalnie jest to Archiwum Burzowego Świata, ale teraz wiecie co?
Teraz zwyczajnie nie jestem w stanie zdecydować.
Pierwsza era, w skład której wchodziły książki „Z mgły zrodzony”, „Studnia wstąpienia” i „Bohaterów wieków” niezaprzeczalnie była świetna, a im dalej, tym robiło się coraz lepiej. „Stop prawa” zapoczątkował drugą erę, gdzie Sanderson zaserwował nam przeskok czasowy o trzysta lat do przodu. Bohaterowie poznani w trzech poprzednich tomach są już przeszłością, a świat się zmienił, rozwinął, ewoluował. Zmienił się też zupełnie klimat książki – wcześniej był mroczny, pełen popiołu i tego poczucia, że na kartach książki dzieje się coś wielkiego. Tutaj mamy lekką, komediową historię pełną zwrotów akcji, humoru i Waxa i Wayne’a.
- (…) No dobrze. Studiuję prawo karne i behawiorystykę kryminalną.
- I to jest coś, czego należy się wstydzić? – spytał Waxilium. Popatrzył zdezorientowany na Wayne’a.
- Cóż, usłyszałam, że to mało kobiece. Ale poza tym… cóż, siedzę tu z wami.. i… no wiecie… jesteście jednymi z najsławniejszych stróżów prawa na świecie i w ogóle…
- Zaufaj mi – odezwał się Waxilium. - Nie wiemy tak wiele, jak mogłoby ci się wydawać.
- Co innego, gdybyś studiowała błazenadę i idiotyzm – dodał Wayne. - W tej kwestii rzeczywiście jesteśmy ekspertami.
- I to jest coś, czego należy się wstydzić? – spytał Waxilium. Popatrzył zdezorientowany na Wayne’a.
- Cóż, usłyszałam, że to mało kobiece. Ale poza tym… cóż, siedzę tu z wami.. i… no wiecie… jesteście jednymi z najsławniejszych stróżów prawa na świecie i w ogóle…
- Zaufaj mi – odezwał się Waxilium. - Nie wiemy tak wiele, jak mogłoby ci się wydawać.
- Co innego, gdybyś studiowała błazenadę i idiotyzm – dodał Wayne. - W tej kwestii rzeczywiście jesteśmy ekspertami.
No
chyba, że akurat Sanderson wypuścił nową książkę.
Wracając
do tematu przewodniego, "Stop prawa”, choć w innym klimacie niż trylogia go
poprzedzająca, wciąż jest świetny i wciąga jak bagno. Książka jest znacznie
chudsza niż wcześniejsze tomy, ale to nic, bowiem wszystko wynagradza tempo.
Ledwo zdążysz przyswoić sobie jeden zwrot akcji, ochłonąć po nim, a tu bach!
Już dzieje się coś kolejnego często w momentach, w których zupełnie się tego
nie spodziewasz. Siłę napędową nowej serii (podserii?) niewątpliwie stanowi
barwny, genialny i przewspaniały duet Waxa i Wayne’a. Brak tej dwójki sporo by
książce odjął. Sanderson znany jest z tego, że tworzy oryginalne, dopracowane
światy i wyrazistych bohaterów; tutaj stworzył swój własny duet stróżów prawa,
których zwyczajnie nie sposób nie pokochać. Są to postacie przeciwstawne, i w
ten sposób Wax jest tym poważniejszym, bardziej odpowiedzialnym lordem z
Miasta, który większość swojego życia spędził pilnując porządku w Dziczy, a
Wayne to uroczo nieznośny, bezczelny lekkoduch o lepkich palcach, który nie
kradnie, ale się wymienia. No bo kto by nie chciał wymienić dobrej, jedwabnej
koszuli za policyjny mundur? Obu panów łączy silna, męska przyjaźń, i obaj mają
na swoim koncie bagaż doświadczeń. Oprócz tej dwójki są oczywiście jeszcze inni
bohaterowie, spośród których najbardziej wyróżnia się Marasi, bystra,
inteligentna i odważna dziewczyna, która stanowi kobiecy pierwiastek w tej
historii, i choć dotrzymuje kroku naszym stróżom prawa, to nic nie traci ze
swojej kobiecości. Nawet kobiece postacie w wydaniu tego autora nie są
irytujące, ale szybko zrównują naszą sympatię :)
- Wayne! Chyba nikt wcześniej nie zwrócił się do mnie w tak ordynarny sposób.
- Dążę do doskonałości, kobieto. Dążę do doskonałości. Ale nie martw się, jak już mówiłem, jesteś bardzo miła, ale nie masz dla mnie wystarczającego kopa. Lubię kobiety, które mogłyby mi zdefasonować twarz ciosem z półobrotu.
- Dążę do doskonałości, kobieto. Dążę do doskonałości. Ale nie martw się, jak już mówiłem, jesteś bardzo miła, ale nie masz dla mnie wystarczającego kopa. Lubię kobiety, które mogłyby mi zdefasonować twarz ciosem z półobrotu.
No
dobrze, ale o czym „Stop prawa” w zasadzie jest? Ciężko tutaj napisać cokolwiek
bez spoilerów, powiedzmy więc jedynie, że jest to książka o porwaniach i
pilnowaniu porządku, ze świetnymi dialogami, żywymi bohaterami, gdzie pełno
jest rewolwerów, strzelanin i pościgów, a wszystko to doprawione szczyptą
romansu i całym wiadrem genialnego humoru. Ponownie mamy do czynienia z
Allomacją, gdzie ludzie potrafią wyczyniać różne cuda dzięki połknięciu
konkretnych metali, oraz z Feruchemią, gdzie magazynuje się w nich własne… hm,
„zdolności”. Książki z pierwszej ery można czytać niezależnie od tych z
drugiej, ale ja polecam jednak zacząć od „Z mgły zrodzonego”, bo dzięki temu
jest się w stanie wyłapać pewne smaczki i ogólnie lepiej zrozumieć świat, w
którym się znaleźliśmy. No i szkoda pominąć te trzy genialne pozycje.
Generalnie bardzo podoba mi się koncepcja tego czasowego przeskoku, gdzie
bohaterowie których znamy z poprzednich tomów, są teraz legendą, są tymi,
którzy zmienili świat i dokonali czegoś wielkiego, a w „Stopie prawa” widzimy
skutki ich działań, widzimy to, co udało im się stworzyć. Myślę, że to jest
niesamowite i przez to mój szacunek do Sandersona tylko rośnie.
Na
koniec chciałam powiedzieć kilka słów o wydaniu, które ponownie cieszy oczy i
och, kurczę, jak to ślicznie prezentuje się na półce! Twarda oprawa i
przepiękna okładka, szata graficzna utrzymana w tej samej tonacji, odpowiednia
szerokość marginesów i łatwość, z jaką książką się otwiera i nie zamyka nam w
trakcie czytania to coś, co uwielbiam i będę wychwalać w nieskończoność :)
A
gdybym miała mówić o wadach „Stopu prawa”… zaraz, wady? Jakie wady?
Ocena: 10/10
"Stop prawa", Brandon Sanderson, wydawnictwo MAG, rok wydania 2016