30 września

30 września

Czytamy klasykę: "Ziemiomorze" Ursuli LeGuin

Czytamy klasykę: "Ziemiomorze" Ursuli LeGuin

Nadrabiając klasykę fantasy w pierwszej kolejności postanowiłam wziąć się za Ziemiomorze Ursuli LeGuin. Przeczytanie całej serii zajęło mi w sumie jakieś dwa miesiące. Niektóre tomy pochłonęłam w zastraszającym tempie, nad innymi musiałam się trochę pomęczyć. Dzisiejszy tekst będzie krótkim opisem wrażeń z mojej wyprawy do krain Ziemiomorza, wyprawy pełnej magii, refleksji i piękna.

Przede wszystkim muszę napisać, że Ziemiomorze zaskoczyło mnie tym, jak odmienne od siebie potrafią być poszczególne tomy w serii, a jednak tak naprawdę skupiać się na tym samym. Pierwsze trzy części kręcą się wokół dorastania, wewnętrznej przemiany i pokonywaniu samego siebie; jest tu dużo o odpowiedzialności za swoje czyny i o rzeczach, które są (powinny być) w naszym życiu najważniejsze. Co ciekawe, każdy z tych tomów śledzi losy innego bohatera, który na kartach książki dorasta. I tak w Czarnoksiężniku z Archipelagu będzie to Ged, w Grobowcach Atuanu poznamy Tenar, a Najdalszy brzeg przedstawi nam postać młodego księcia Arrena.
 
 Tylko dwójca tworzy jedność: świat i jego cień, jasność i mrok. Dwa bieguny Równowagi. Ze śmierci wyrasta życie, z życia śmierć; przez to, że są swymi przeciwieństwami, przyciągają się i na wieki odradzają. A wraz z nimi wszystko inne: kwiat jabłoni, migotanie gwiazd... W życiu czai się śmierć, w śmierci odrodzenie. Czym byłoby życie bez śmierci? Niezmienną, wieczną, jednostajną wegetacją? Czyż nie oznacza to śmierci pozbawionej odrodzenia?

Również atmosfera w tych książkach jest inna. W Czarnoksiężniku z Archipelagu podążaliśmy za Gedem, którego ścigał Cień, razem z nim uczyliśmy się magii i zaczynaliśmy rozumieć, że pewne błędy potrafią się ciągnąć za nami przez całe życie. W Grobowcach Atuanu praktycznie nie ruszamy się z jednego miejsca, a cała książka przesycona jest mrocznym, ponurym klimatem grobowców, śmierci i nieustannej ciszy. Najdalszy brzeg prezentuje nam wyprawę Arcymaga Krogulca i młodego chłopca ku nieznanemu, w której trakcie obaj, oczywiście, wkroczą na kolejny etap swojego życia. Dużo mówiło się tutaj o śmierci i jej akceptacji, idei nieśmiertelności, a w późniejszym tomie ten temat wraca. Z tych trzech książek i w ogóle z całej serii najbardziej podobał mi się tom pierwszy, ale tak naprawdę każdy z nich ma w sobie coś, co cenię. I im więcej czasu mija od momentu, w którym skończyłam czytać te książki, tym doceniam je coraz mocniej.


Późniejsze tomy nie są już dla mnie tak dobre, jak te trzy pierwsze, z wyjątkiem Opowieści z Ziemiomorza. To zbiór opowiadań, który w fantastyczny sposób dopełnia historię tej krainy i który czytało mi się tak dobrze, jak Czarnoksiężnika z Archipelagu. Najgorszym tomem jest dla mnie niewątpliwie Tehanu, czyli część czwarta w kolejności, która opowiada historię miłości dwojga doświadczonych przez życie ludzi, a także skrzywdzonej przez los Therru. Największy nacisk został tutaj położony na ukazanie zwykłej, szarej codzienności oraz trudów pracy kobiety, przez co ten tom bardziej przypomina obyczajówkę niż powieść fantasy. Przyznam, że Tehanu ogromnie mnie drażniło ukazaniem w jak najlepszym świetle kobiet, jednocześnie starając się pokazać mężczyzn od tej złej strony. Inny wiatr to opowieść o królu i jego towarzyszach, w której oczywiście chodzi o coś więcej niż tylko o kolejną wyprawę. Właściwie w całym Ziemiomorzu chodzi o coś więcej, to naprawdę piękna, filozoficzna seria fantasy, która zmusza nas do zatrzymania się i zastanowienia nad pewnymi rzeczami.

 - Czy szaty czynią z nas magów? - odparł ponuro.
- Nie - odpowiedział starszy chłopak. - Choć słyszałem, że dobre wychowanie czyni z nas ludzi.

Biorąc się za Ziemiomorze trzeba pamiętać, że nie są to książki przesycone akcją, widowiskowymi walkami, zabawnymi scenami czy wszystkimi tymi innymi rzeczami, do których przyzwyczaiła nas dzisiejsza fantastyka. Ziemiomorze to seria bardzo nieśpieszna, gdzie pewne rzeczy trzeba czytać między wierszami, bo autorka bardziej opisuje je czynem, niż słowem. Seria nie obfituje w dialogi, przez większość czasu ma się wrażenie, że historia opowiadana jest przez niezwykle uzdolnionego bajarza przy ognisku. Nie ma tu zbyt wielu bohaterów, wszystko jest bardziej kameralne, ciche, spokojne, i jest w tym niesamowity urok. Owszem, znajdziemy tutaj magię, znajdziemy i smoki oraz pełne niebezpieczeństw wędrówki, ale trzeba się nastawiać na to, że największy nacisk został położony na dojrzałe rozważania o ludzkiej naturze, życiu i śmierci, miłości i przyjaźni, a nie na elementy rozrywkowe.

Ziemiomorze oczywiście polecam każdemu, kto chciałby się z taką klasyką fantasy zapoznać. Jest to piękna seria napisana równie pięknym, dopracowanym językiem. Pozwala się zadumać i zatrzymać w pędzie dzisiejszego świata, wyciszyć, dlatego nie można jej czytać na szybko i po łebkach. To fantastyka bardziej wymagająca, ale warta poznania, choć jak wszystko nie spodoba się każdemu.


W serii || Zwartość tomu:
1. Czarnoksiężnik z Archipelagu <- ten tom omawiałam oddzielnie
2. Grobowce Atuanu
3. Najdalszy brzeg
4. Tehanu
5. Inny wiatr
6. Opowieści z Ziemiomorza




27 września

27 września

Między dwoma Londynami. "Nigdziebądź" Neil Gaiman

Między dwoma Londynami. "Nigdziebądź" Neil Gaiman

Zaczynając swoją przygodę z prozą Neila Gaimana wiedziałam tylko tyle, że to ten pan, który napisał wspólnie z Pratchettem Dobry Omen. Potem z przedmowy Gaimana do Kiksów Klawiatury dowiedziałam się, że Ci panowie właściwie byli przyjaciółmi. Jeszcze później odkryłam, że film Gwiezdny pył, który bardzo lubię, w istocie jest ekranizacją książki Gaimana. W efekcie coraz bardziej byłam zainteresowana zarówno osobą autora, jak i jego książkami, aż wreszcie postanowiłam coś z tym zrobić i sięgnęłam po Koralinę.

W tym miejscu mogę wam powiedzieć, że Koralina nie jest najlepszą książką na początek znajomości z twórczością Gaimana. To dlaczego dałaś jej osiem gwiazdek?, zapytacie, a ja wam odpowiem, że to dobra książka i czytało mi się ją świetnie, ale oceniałam ją z wiedzą, że... no właśnie, że jest to książka docelowo przeznaczona dla młodszego czytelnika. Bogata w nowe doświadczenia mogę stwierdzić, że w ogóle nie widać w niej pełni możliwości autora. To zaledwie przystawka do głównego dania. Nie wiem, czy tym głównym daniem jest Nigdziebądź, kiedy to dopiero moja druga książka autora, czy też w jego dorobku jest coś jeszcze lepszego (Amerykańscy bogowie?), ale na ten moment Nigdziebądź jest dla mnie posiłkiem, którego się nie zapomina. Dzięki tej książce na kilka godzin przeniosłam się do świata pełnego magii; do świata, którym się zachłysnęłam.

Drogi pamiętniku. W piątek miałem pracę, narzeczoną, dom i sensowne życie, o ile w ogóle życie może mieć sens. Potem znalazłem na chodniku ranną, krwawiącą dziewczynę i próbowałem zostać dobrym Samarytaninem. Teraz nie mam narzeczonej, domu ani pracy i wędruję sto metrów pod ulicami Londynu z perspektywą życia krótszego niż jętka o skłonnościach samobójczych.

Akcja Nigdziebądź rozgrywa się w Londynie, a właściwie w dwóch Londynach: Londynie Pod oraz Londynie Nad. Ten drugi jest nam dobrze znany z autopsji, ponieważ to świat, z którym mamy do czynienia na co dzień. Londyn Pod natomiast jest przed nami ukryty; to tutaj istnieje magia, szczury porozumiewają się z ludźmi, w labiryncie żyje Bestia, a w pociągu metra swój dwór ma stary Hrabia. W Londynie Pod trzeba wyłączyć rozsądek i logikę - w tym świecie możliwe jest wszystko. Głównym bohaterem książki jest Richard, który żyje w Londynie Nad, ma własne mieszkanie, stabilną pracę w korporacji i piękną, ambitną narzeczoną, czyli wszystkie te rzeczy, które powinien posiadać przykładny, twardo stąpający po ziemi dorosły człowiek. Jednak pewnego dnia śpiesząc wraz z Jessicą na ważną kolację, napotyka na swojej drodze ranną, ściganą przez zabójców dziewczynkę imieniem Drzwi. Wbrew oburzeniu narzeczonej postanawia jej pomóc i od tej pory nudny, acz solidny świat Richarda zostaje całkowicie wywrócony do góry nogami.


Nigdziebądź to bardzo baśniowa historia, która jednocześnie pełna jest makabry. Za jej głównych sprawców uchodzą dwaj sadystyczni, płatni mordercy, którzy ujmują nas swoim dowcipem (albo wręcz przeciwnie) i kurtuazją. Kreacja Croupa i Vandemara to coś, co absolutnie przypadło mi do gustu, bo uwielbiam takie groteskowe postacie. Jednak nie tylko oni przykuwają naszą uwagę, bo równie fantastyczną postacią jest Markiz de Carabas, cyniczny łotr i oszust rozkochany w swoim płaszczu, który zobowiązuje się pomóc damie w opresji, a więc ją zdeopresjować. Sam Richard jest natomiast postacią, z którą identyfikować się może każdy z nas. To człowiek zupełnie zwyczajny, który rozpaczliwie trzyma się rozsądku i próbuje przetrwać w oparach absurdu, w których nagle się znalazł. A na koniec autor stawia i jemu i nam pytanie, czy szare, nudne życie przeciętnego Kowalskiego zamknięte w ścisłych ramach narzucanych nam przez społeczeństwo to wszystko, czego powinniśmy w życiu pragnąć. Bo może jednak chodzi w nim o coś więcej?

Pan Croup podniósł słuchawkę. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. 
- Croup i Vandemar - warknął. - Oczu wydłubywanie, nosów łamanie, języków rozrywanie, podbródków rozbijanie, gardeł podrzynanie.

Swoje odczucia po lekturze Nigdziebądź mogę tak naprawdę porównać do Harry’ego Pottera. Z tym że pomiędzy tymi dwoma książkami jest jedna, zasadnicza różnica, a jest nim mój wiek. Kiedy zaczynałam czytać przygody o młodym czarodzieju mając te jedenaście, dwanaście lat nagle odkryłam, że w świecie dobrze mi znanym może istnieć magia. Że tuż obok mnie mogą żyć czarodzieje, trzygłowe psy, olbrzymy i smoki, że może ja też pewnego dnia dostanę list z Hogwartu. I nie chodzi mi tutaj o to, kto Pottera lubi a kto nie, kto uważa go za dobrą książkę a kto nie - chodzi mi o samo wrażenie, jakie zostało wywarte na dzieciaku z podstawówki, którego głowa nagle wypełniła się magicznymi stworzeniami i czarodziejami, którzy też chodzą do szkoły. Nigdziebądź sprawił, że poczułam się podobnie, z tym że tutaj odnieść mogłam się do zwykłego, szarego pracownika korporacji.

Gaiman pisze prosto, acz przewrotnie, bawiąc się słowem. Niby korzysta ze znanych motywów, ale wychodzi mu coś, co z miejsca nas oczarowuje i wciąga z siłą, której ciężko się oprzeć. Jego styl jest lekki, swobodny, pełno w nim ironii i humoru z pewną dozą groteski i makabry. Pisząc Nigdziebądź Neil Gaiman chciał stworzyć baśń dla dorosłych, która wywarłaby na nas takie samo wrażenie, jakie baśnie wywierają na dzieci i na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że w pełni mu się to udało. Po tej książce ja jestem całkowicie kupiona i nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po więcej. Aczkolwiek mam wrażenie, że z Gaimanem jak Pratchettem: zbyt duża ilość w krótkim czasie szkodzi, i trzeba dawkować z umiarem.


P.S. Pierwotnie Nigdziebądź było serialem telewizyjnym.
P.S2. To wydanie zawiera wstęp Neila Gaimana oraz opowiadanie O tym jak markiz odzyskał swój płaszcz.




17 września

17 września

Tag książkowy

Tag książkowy

Dzisiaj prezentuję Wam inny post i mam nadzieję, że będzie to miła odmiana od ciągłych recenzji. Sylwka z z unserious.pl nominowała mnie do tagu książkowego, za co bardzo dziękuję i z werwą biorę się do odpowiedzi. Lubię tagi, bo dzięki nim można lepiej poznać blogującego :)

1. Jaki jest Twój ulubiony autor/autorka i dlaczego?
Gdyby ktoś mi zadał to pytanie jakiś rok temu, bez wahania odpowiedziałabym, że Terry Pratchett. Teraz jednak mam problem, bo z tego zaszczytnego pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu Pratchetta spycha Brandon Sanderson. I chyba jednak wybiorę tego drugiego. Za niesamowite, dopracowane światy. Za Drogę Królów, najbardziej epickie fantasy, jakie do tej pory przyszło mi czytać. Za oryginalne systemy magii, fantastycznych bohaterów, za końcówkę pierwszej ery Z mgły zrodzonego, która złamała mi serce, za Mostowych, za Kaladina, za... może po prostu napiszę, że za wszystko :)

2. Jakiej książki nie poleciłabyś swojemu najgorszemu wrogowi?
Zmierzchu. Aż się wzdrygam na samą myśl o tym.

3. Który gatunek literacki jest najbliższy Twojemu sercu?
Fantastyka, oczywiście :) Zaczytuję się w niej od dziecka. 

4. Który bohater jest najbardziej podobny do Ciebie lub którym chciałabyś być?
To pytanie przysporzyło mi nieco trudności. Myśląc o tym, do kogo jestem najbardziej podobna, niemal od razu do głowy przyszła mi Steris ze Stopu prawa. Kiedy zapytałam Kam, do kogo ona by mnie porównała, też wytypowała Steris (nie wiedząc, że myślałam o tym samym), więc może coś w tym jest? Steris jest nudna, sztywna i poważna, ale kto ją pozna lepiej ten wie, że to tylko pozory :) 

5. Czy oceniasz książkę po okładce?
Lubię ładne, estetyczne rzeczy, więc automatycznie ładna okładka mnie do siebie przyciąga. Oczywiście jest to tylko pierwsze wrażenie, bo jak coś chcę przeczytać, to i tak przeczytam, a samej książki przez okładkę nie ocenię. Niemniej jednak nie lubię mieć w domu starych i zniszczonych książek.

6. Czy bierzesz udział w wyzwaniach czytelniczych? 
Tak! :) W tym roku po raz pierwszy zaczęłam się w nie bawić. Na dobry początek wybrałam sobie standardowe wyzwanie "52 książki w ciągu roku" i mam już 49 na koncie :D Drugie wyzwanie, w którym biorę udział, to wyzwanie u Wiedźmy :)

7. Ebook czy tradycyjna książka? A może audiobook?
Jest mi najzupełniej w świecie obojętne, czy czytam ebooka, czy papierową książkę. Nie skreślam ani e-czytania, ani czytania w tradycyjnej formie, lubię obie i z obu korzystam. Audiobooki to forma, którą ostatnio testuję, i jeszcze nie wiem, jak się do niej ustosunkować. 

8. Jaką książkę koniecznie musisz mieć na swojej półce i dlaczego?
Dawcę przysięgi? :D Nie no, może zostawmy tego Sandersona, bo to się robi już nudne. Wybiorę Belgariadę Davida Eddingsa, serię, którą w omnibusie ma wydać w tym roku Prószyński (w takiej samej formie, jak LeGuin). Miałam już kupować ją po angielsku, bo zebranie polskich tomów graniczy z cudem, więc Prószyński zrobił mi miłą niespodziankę :) Kocham tę serię, jest bardzo prosta, ale niezwykle humorystyczna i ma wspaniałych, wyrazistych bohaterów. To jedyny cykl, który czytałam dwa razy :)

9. Czy zdarzyło Ci się zarwać noc dla książki? 
Jasne, że tak. Ale odkąd poszłam na studia nie praktykuję już takich rzeczy, tym bardziej, że jak zarywam nocki, to następnego dnia jestem nie do życia (zombie mode on). Poświęcałam się jednak dla Władcy Pierścieni, wspomnianego wyżej Eddingsa, Sagi o Midkemii i Kelewanie Raymonda E. Feista, Skrytobójcy Robin Hobb... to pierwsze, co mi przychodzi do głowy :)

10. Którego bohatera książki chciałabyś spotkać i dlaczego?
Chciałabym spotkać Hermionę Granger z Harrego Pottera, żeby jej zwinąć Zmieniacz Czasu. Wyobraźcie sobie: tyle dodatkowego czasu na czytanie książek! :)

Do zabawy zapraszam:

  • Wiedźmę z bloga Wiedźmowa Głowologia
  • Wszystkie osoby, które miałyby ochotę na takie pytania odpowiedzieć :)

Pytania:
1. Jaki typ bohatera najbardziej Cię drażni?
2. W jakim książkowym świecie chciałabyś zamieszkać i dlaczego? 
3. Jednotomówki czy długie serie?
4. Jaki jest Twój ulubiony autor/autorka i dlaczego?
5. Częściej czytasz wypożyczone książki czy raczej preferujesz własny zakup?
6. Jakiej książki nie poleciłabyś swojemu najgorszemu wrogowi?
7. Jaka książka zrobiła na Tobie największe wrażenie, kiedy byłaś dzieckiem?
8. Jaka książka zrobiła na Tobie największe wrażenie w ostatnim czasie?
9. Czy w Twoim otoczeniu dużo osób czyta?
10. Na jakie elementy w książce zwracasz największą uwagę (fabuła, rozbudowany świat, postacie...)?

14 września

14 września

Z walizką do Częstochowy. "Stancje" Wioletty Grzegorzewskiej

Z walizką do Częstochowy. "Stancje" Wioletty Grzegorzewskiej

Do polskiej literatury podchodzę jak pies do jeża. Niby już się trochę do niej przekonałam, ale wciąż nieufnie spoglądam na wszelkie książki polskich autorów, mimo wszystko starając się przełamać te wewnętrzne bariery. W tym przypadku zainteresowały mnie Stancje Wioletty Grzegorzewskiej, autorki dość znanej i docenionej zarówno wśród czytelników, jak i krytyków książki pt. Guguły. O Gugułach usłyszałam na jednym z książkowych kanałów na youtube, który cenię i regularnie oglądam, toteż gdy dostałam możliwość przeczytania Stancji, szybko te Guguły nadrobiłam. To, co zachwyciło mnie w obu książkach, to piękno języka Grzegorzewskiej, pełnego niedopowiedzeń, ale i poetyckości. Jednak o ile same Guguły były dla mnie po prostu dobre, o tyle Stancje spodobały mi się tak mocno, że aż sama jestem tym zaskoczona.

Na początku warto nadmienić, że Stancje nawiązują do Guguł osobą bohaterki, ponieważ i tu, i tu śledzimy losy Wiolki, jednak wcześniejsza znajomość książki Grzegorzewskiej w ogóle nie jest potrzebna, by Stancje zrozumieć (chociaż pozwoliłoby to spojrzeć na nie w szerszym horyzoncie). W Stancjach nasza bohaterka jest już dorosła i tuż po maturze postanawia opuścić swoją rodzinną wieś, Hektary, by wyjechać na studia do Częstochowy. Jednak te studia są poniekąd pretekstem do rzeczywistego celu Wiolki: znalezienia Pana Kamila, doktoranta, w którym dziewczyna się zakochała.

Stancje są mi zdecydowanie bliższe pokoleniowo, niż Guguły, bo ich akcja osadzona jest w latach dziewięćdziesiątych, a więc w latach mojego dzieciństwa. Również tematyka studiowania to coś, co jest u mnie w tej chwili bardzo aktualne... tyle że tego studiowania w Stancjach w ogóle nie ma. Niby wiemy, że Wiola chodzi na zajęcia, ale nic poza tym - w końcu kto by się przejmował edukacją bohaterki? Znacznie ciekawszym tematem jest ona sama, dziewczyna ze wsi, która próbuje sobie poradzić w wielkim mieście. Pierwszą moją myślą było to, że Wiola będzie zagubiona i zahukana, ale o ile dziewczyna faktycznie nie potrafi odnaleźć tutaj siebie, to do wszystkiego podchodzi z niebywałą odwagą. Ze względu na to, że nie przyznano jej akademika, Wiolka zmuszona jest mieszkać w różnych dziwnych miejscach (tytułowych stancjach), i choć za każdym razem ma ochotę uciec z powrotem na Hektary, to jednak zostaje.

Skoro akcja dzieje się w Częstochowie, to wklejam zdjęcie miasta nocą || źródło

Książka jest cieniutka, liczy sobie około 190 stron, ale jej akcja rozgrywa się w ciągu trzech lat. Spotkamy kilku znajomych z Guguł, ale też mnóstwo nowych postaci, które wpływają na to, kim dziewczyna się staje. Będziemy mogli porozmawiać z Rosjanami w nieogrzewanym hoteliku Wega, napić się dziwnych ziółek u sióstr Oblatek, wysłuchać miłosnej historii znajomego ochroniarza, poznać demony ludzi naznaczonych piętnem wojny. Czasem przeszłość miesza się tu z teraźniejszością, kiedy Wiola przypomina sobie fragmenty z życia, które ją ukształtowały, a innym razem do głosu dojdzie dziadek Władek, przemawiając do nas gwarą. Pośród tego wszystkiego Wiola gubi i odnajduje samą siebie, dojrzewa i odkrywa własną cielesność; włóczy się po Częstochowie z lat dziewięćdziesiątych, pokazując nam miasto i ludzi tamtych czasów.

Jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić to wątek pierwszej miłości Wiolki, który był w porządku, dopóki w końcu nie pojawił się rzeczony pan Kamil. Bo kiedy już się pojawił, fragmenty z nim w moich oczach wyszły jakoś tak sztucznie i drętwo, ale na szczęście nie ma ich zbyt dużo. Reszta książki - bez wad. Jej długość jest w sam raz, opowiedziana historia zaabsorbowała mnie tak mocno, że gdyby nie to, że rano musiałam wstać do pracy, najchętniej czytałabym ją całą noc. Poruszyły mnie wspomnienia Wiolki, w których widzimy, że całe dzieciństwo ktoś ją bił - czy to ojciec z powodów, których nie rozumie, czy to babcia dla zasady, nauczycielka linijką po palcach za to, że nienawidzi swojej pracy a chłopcy z prostego powodu, że była bezbronną dziewczynką. I tylko dziadek, który musiał zabijać podczas wojny, nikogo bić już nie zamierza. Przemówiła do mnie końcówka, która tak subtelnie, a jednak dosadnie pokazuje kolejny punkt zwrotny w życiu dziewczyny. Wreszcie z ciekawością zasłuchiwałam się, tak samo, jak bohaterka, w historiach kolejno poznawanych ludzi, bez których Stancje byłyby książką bardzo pustą, ponieważ to w większości oni tę historię tworzą. Jak mówi sama Wiolka, ona tylko szła z walizką pozwalając po drodze, by inni wybierali dla mnie rolę, dyrygowali i wyznaczali kierunek dalszej podróży. 

Stancje są więc dla mnie niesamowicie klimatyczną, melancholijną, duszną i dojrzałą opowieścią. Trafiły do mnie znacznie bardziej niż Guguły być może przez różnice pokoleniowe, a może przez to, że bohaterka jest w wieku zbliżonym do mojego i na podobnym etapie życia. Napisane są pięknym, czasem poetyckim językiem, który co prawda tym razem krył w sobie mniej niedopowiedzeń, niż Guguły, ale wciąż potrafił zaczarować. Książkę pozostaje mi tylko polecić, bo zdecydowanie jest tego warta, a sobie, i Wam życzyć jak najwięcej takich pięknych, literackich doznań.


 Za egzemplarz do recenzji dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal.




10 września

10 września

Przetrwają najsilniejsi. "Wrota Obelisków" N. K. Jemisin

Przetrwają najsilniejsi. "Wrota Obelisków" N. K. Jemisin
 

Po fantastycznej Piątej Porze Roku przyszła kolej na drugi tom Trylogii Pękniętej Ziemi, czyli na Wrota Obelisków. Kontynuacja bezpośrednio podejmuje wątki opowiedziane w tomie pierwszym, niemożliwym jest więc sięganie po nią bez wcześniejszego przeczytania Piątej Pory Roku. Tym razem będzie znacznie spokojniej, bo książka nie obfituje w ogrom wydarzeń, jaki mieliśmy poprzednio; autorka odsłania za to dużo więcej kart dotyczących funkcjonowania jej świata.

We Wrotach Obelisków historia ponownie jest opowiadana z kilku perspektyw. Wciąż mamy Essun, która zatrzymuje się na dłużej w Castrimie, miejscu, gdzie ludzie i górotwory żyją razem we względnym pokoju, ale obserwujemy też losy Nassun, córki Essun. Sporadycznie rozdziały są pisane z perspektywy Stróża i Zjadacza Kamieni, co jest świetnym ruchem, bo pozwala spojrzeć na wszystko oczami najbardziej tajemniczych postaci z pierwszego tomu.

W Piątej porze roku autorka dużo uwagi poświęciła tematom takim jak tolerancyjność, ślepa wiara w stereotypy i własne uprzedzenia, i tak samo dzieje się tutaj. Bardzo dobrze widać to w wątku Essun, która, nawet jeśli trafiła do wspólnoty względnie akceptującej górotwory, to w końcu odkrywa, że ta sielankowa idylla zbudowana jest na kruchych fundamentach. Również wątek Nassun świetnie pokazuje, jak bardzo wmawiane nam od małego stereotypy potrafią niszczyć i zaburzać nasz własny osąd świata - nawet do własnego dziecka. Ojciec Nassun jest więc rozdarty między dwoma prawdami i nie wie, w co powinien wierzyć: z jednej strony wpajano mu, że górotwór to coś gorszego, to przekleństwo, nieczłowiek; z drugiej Nassun to przecież jego córeczka, oczko w głowie. I chociaż od początku czujemy do niego niechęć, to w pewnym momencie możemy czuć jedynie litość do tego ślepego i ograniczonego człowieka.

Zna tę cenę. Lepiej już umrzeć, niż ją zapłacić. Co innego jednak postanowić umrzeć, a co innego utrzymać to postanowienie, kiedy naprawdę się umiera.

Najciekawszą postacią okazała się jednak dla mnie Nassun. To tylko dziecko, kilkuletnia dziewczynka, której większość świata stanowią rodzice. Matka była dla niej od zawsze szorstka i surowa, toteż siłą rzeczy miłość Nassun skierowała się w stronę rozpieszczającego ją ojca... który potem gołymi rękami zabija jej młodszego braciszka. Naszą pierwszą myślą jest to, że Nassun przerazi się ojca i będzie chciała uciec, ale nie - ona z miejsca bierze winę na siebie, a potem obarcza nią paskudną w jej oczach matkę. Dziewczynka zbyt mocno kocha ojca, by naprawdę zobaczyć i zrozumieć to, co się stało, i jest to moim zdaniem jeden z najlepszych elementów książki. Łącznie z tym, jak bardzo przewrotny okazuje się los Nassun, a z czego może wyjść bardzo ciekawa konfrontacja w przyszłości.

We Wrotach Obelisków wyjaśnia się sporo na temat funkcjonowania świata. Autorka rozwija temat wprowadzonych już w pierwszym tomie Zjadaczy Kamieni, dowiadujemy się też więcej o Stróżach oraz o tym, do czego to wszystko zmierza. W tym tomie mocniej niż w Piątej porze roku pokazany jest motyw post apokalipsy, ponieważ Sezon już się zaczął i wyraźnie widać, że przetrwają najsilniejsi. Jest tu jednak znacznie mniej akcji i więcej rozmów, a bohaterowie prawie w ogóle się nie przemieszczają; ten tom jest zdecydowanie bardziej stonowany i nie ma tu takich trzęsień ziemi, jakie autorka zaserwowała nam w pierwszej części. Można uznać to za wadę, ja jednak jestem usatysfakcjonowana, bo Jemisin w zamian za to skupiła się na rozwoju bohaterów, relacjach między nimi i rozbudowaniu swojego świata, aczkolwiek porównując ten tom do pierwszego sama dam gwiazdkę niżej. Zabrakło mi tego elementu zaskoczenia, czegoś, co nami potrząśnie i sprawi, że zdumieni będziemy wpatrywać się w tekst.

Czy warto więc sięgać po Wrota Obelisków i w ogóle po Trylogię Pękniętej Ziemi? Tak! Wciąż podtrzymuje zdanie, że to jedna z lepszych serii fantasy, jakie przyszło mi ostatnio czytać, i zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Wrota Obelisków tak samo, jak poprzedniczka otrzymały nagrodę Hugo, niedawno też ogłoszono, że na podstawie tej serii wyjdzie serial. Dobra passa autorki trwa i mam nadzieję, że rozciągnie się ona też na trzeci tom. Oby dla The Stone Sky nie starczyło mi skali.

W serii:
2. Wrota obelisków



07 września

07 września

Opowieść o pijaczkach, a może coś więcej? "Tortilla Flat" John Steinbeck

Opowieść o pijaczkach, a może coś więcej? "Tortilla Flat" John Steinbeck
Nie samą fantastyką człowiek żyje, a nawet jeśli jest to mój ulubiony gatunek, to staram się też sięgać po inne książki. Tortillę Flat wygrzebałam w bibliotece i jest to moje pierwsze spotkanie z Johnem Steinbeckiem. Na początku nie byłam do tej książki przekonana, ale w miarę czytania odkryłam, że jest to lektura naprawdę przyjemna i rozbrajająca, a jednocześnie starająca się przekazać coś więcej. Pytanie tylko, czy za otoczką pijaństwa i lenistwa to coś więcej dostrzeżemy. 

Książka opowiada historię Danny'ego i jego przyjaciół. Po powrocie z wojny Danny dowiaduje się, że jego dziadek zostawił mu w spadku dwa domy w miasteczku Monterey, w dzielnicy Tortilla Flat. Jeden z domów postanawia wynająć, i tak powoli zaczynają tam mieszkać jego przyjaciele: Pilon, Jezus Maria, Pablo, Wielki Joe Portugalczyk oraz Pirat ze swoimi psami. Ich życie kręci się wokół wina, drobnych kradzieży, zdobywania jedzenia, kobiet i... czy wspominałam już o winie? 

Na pierwszy rzut oka Tortilla Flat to opowieść o alkoholikach, którzy żadną pracą swoich rąk skalać nie chcą. Może poza Piratem, który dzień w dzień pchał przed sobą taczki z drewnem na opał, aż wszystkiego nie sprzedał. Codzienność naszych bohaterów to ciągła walka o przetrwanie, a mimo posiadania nieruchomości i tak żyją w skrajnej nędzy. Tutejsza rzeczywistość sprawia, że  spokojnie mógłby to być dramat, jednak sposób przedstawienia historii przez Steinbecka oferuje nam zupełnie co innego. Danny i spółka niezwykle pozytywnie podchodzą do otaczającego ich świata, a wytrwale w tym pomaga im wino. I chociaż to pijaczkowie podbierający ci jajka z kurnika, to nie sposób w końcu nie zapałać do nich sympatią i myśleć o nich źle. Zazwyczaj mają bardzo dobre zamiary, ale gdzieś po drodze ich pokrętna logika doprowadza do bardzo przewrotnych, zabawnych wniosków. Sutkiem tego są działania zupełnie inne, niż początkowo zamierzali, i tak dobre zamiary kończą się tylko na zamiarach, aczkolwiek są oni święcie przekonani, że czynią dobrze (swoją drogą ile razy my potrafimy sobie tłumaczyć coś tak długo, aż w końcu wyjdzie na nasze?). Z czasem cała szóstka zaczyna mieć swój własny kodeks moralny i tworzy zgraną grupę, dla której spoiwem jest Danny. Dla niego są w stanie wiele zrobić, a on w zamian jest w stanie wiele im wybaczyć. 

Jest rzeczą dowiedzioną i wykazaną w wielu opowieściach, że dusza zdolna do najlepszych uczynków jest także zdolna do najgorszych przestępstw. Czy można znaleźć większego ateistę od staczającego się w rynsztok kapłana? Czy jest niewiasta bardziej namiętna i nienasycona od niedawnej dziewicy? A może to jednak tylko sprawa pozorów.

Książkę charakteryzuje prostota, naturalność i lekki, niewymuszony humor. Jest to czwarta książka Johna Steinbecka, ale pierwsza, która została doceniona przez czytelników i krytyków. A czy kryje ona w sobie coś więcej niż tylko banalne historyjki o alkoholikach? Wiecie, kiedy Jezus Maria opowiada przyjaciołom pewną historię, Pablo kwituje ją słowami: Mnie się podoba, bo nie ma żadnego specjalnego znaczenia, które od razu widać, a jednocześnie zdaje się coś znaczyć. I ja tak właśnie myślę o Tortilla Flat. Każdy epizod z życia bohaterów chce nam coś przekazać, nieść jakieś moralne przesłanie, które tylko czeka, aż je dostrzeżemy. Ja dostrzegłam i polubiłam sposób pisania Steinbecka, aczkolwiek Tortilla Flat jest dla mnie książką jedynie dobrą.




03 września

03 września

Sierpień w książkach, czyli podsumowanie miesiąca

Sierpień w książkach, czyli podsumowanie miesiąca
W sierpniu nie udało mi się pobić czytelniczego rekordu z lipca, ale utrzymałam normę, więc nie jest tak źle. Zupełnie nie chciało mi się w tym miesiącu czytać, i z książkami przeprosiłam się dopiero wtedy, jak za chwilę miał być wrzesień. Miałam urlop, z którego tydzień poświęciłam na naukę, a drugi spędziłam nad morzem, w Trójmieście. Jeśli będziecie w tamtych okolicach polecam wybrać się zwłaszcza do Gdyni Orłowo. 

Filmy / Seriale

Niewiele czytałam, ale i niewiele obejrzałam. Miesiąc zaczęłam od Konga: Wyspa Czaszki i naprawdę dobrze się na tym filmie bawiłam. Szczególnie podobał mi się tutejszy zwierzyniec. W kinie byłam na Bodyguard Zawodowiec i dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam: pokręconą komedię akcji z dużą ilością pościgów, wybuchów i nieco durnego humoru. Uśmiałam się na tym nieźle, z Reynoldsa i Jacksona wyszedł naprawdę fajny duet. W domu odpaliłam sobie po raz enty Władcę Pierścieni: Drużynę Pierścienia, i od razu miesiąc stał się lepszy. Jak ja kocham te filmy! We wrześniu przyjdzie pora na Dwie Wieże :) Z filmów to wszystko, a z seriali oglądałam tylko Grę o Tron. Nie bójcie się, nie będzie tu spoilerów. Nowy sezon na początku ogromnie mi się podobał, ale ile im dalej w las, tym było gorzej. Najbardziej dobijająca była ciągła teleportacja postaci. Ech. Po poprzednim sezonie w trybie natychmiastowym chciałam kolejny, teraz jakoś mi się do następnego nie pali. Polecam podsumowania odcinków pisane przez Gryzipióra oraz Catus Geekus na fejsie.


Opublikowane teksty

Garść statystyk

Wyświetlenia: 12 229 (było 10 155)
Liczba obserwatorów: 92 (było 86)
Liczba obserwatorów na facebooku: 60 (było 52)
Liczba obserwatorów na instagramie: 240 (było 182)

Co przeczytałam?


Najdalszy brzeg, Ursula K. LeGuin
Tehanu, Ursula K. LeGuin
Inny wiatr, Ursula K. LeGuin
Japoński wachlarz. Powroty, Joanna Bator
Nigdziebądź, Neil Gaiman

W sumie 5 książek, czyli nie jest tak dobrze jak w lipcu, ale utrzymuję swoją normę. Chyba muszę ją podnieść z 4 książek do 5, bo jak zawsze twierdziłam, że moja średnia to 4, tak ostatnio jest to książka więcej :) Byłam pewna, że skończyłam już Ziemiomorze, ale okazuje się, że zostały mi jeszcze Opowieści z Ziemiomorza. Jestem już w połowie, więc skończę na dniach. Książki czytałam pojedynczo, a nie w tym jednotomowym wydaniu, ale tekst ukaże się o całości. Japoński wachlarz. Powroty to najlepsza książka o Japonii, jaką do tej pory przeczytałam. Nigdziebądź to kontynuacja mojej przygody z Gaimanem i rany, jakie to było dobre! Początkowo czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy, wszystko mi się w niej podobało, ale chociaż po drodze gdzieś ten zachwyt się zagubił, to i tak oceniam wysoko.


Stosik


Ani nie poszalałam w tym miesiącu z kupowaniem książek, ani specjalnie nie ma posuchy. Jest w sam raz. Zaczynając od góry mamy Rolanda Stephena Kinga, pierwszy tom Mrocznej Wieży, którą pożyczyłam od Kam. Mam nadzieję, że we wrześniu uda mi się przeczytać. Niżej są dwie książki, które już czytałam, ale Piąta pora roku i jej kontynuacja spodobały mi się tak bardzo, że musiałam mieć własne, papierowe egzemplarze. Mitologia nordycka Gaimana to pierwsza książka od... tak dawnych czasów, że nawet ich nie pamiętam, którą kupiłam w księgarni stacjonarnej po cenie okładkowej. Miałam zły dzień, weszłam do księgarni i wyszłam z książką. Zabawę w chowanego Ketchuma wygrałam u Kasi, za co bardzo dziękuje :) Lśnij, morze Edenu to też książka wygrana, ale na blogu Micha Kultury, który prowadzi Mirya. Również dziękuję :)

I to wszystko. Mam nadzieję, że we wrześniu dalej utrzymam swoje czytelnicze tempo bo nie łudzę się, że przeczytam więcej książek, kiedy zaczynają mi się studia (mój początek roku już w połowie miesiąca, a nie w październiku, ha). Chociaż, kto wie... wykłady bywają nudne :) 
Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger