To już koniec "trylogii w pięciu tomach". Standardowo możemy przygotować się na jazdę bez trzymanki i atakujący zewsząd absurd. Przyznam, że będę tęsknić, ale jednocześnie uważam, że to był najwyższy czas na zakończenie tej serii. Bo choć wciąż można dobrze się bawić przy ostatnich dwóch tomach, to można też postawić pytanie: czy były one potrzebne?
Na początek kilka informacji technicznych. Cześć, i dzięki za ryby oraz W zasadzie niegroźna to czwarty i piąty tom serii Autostopem przez Galaktykę, które zostały wydane razem w jednym zbiorczym wydaniu od wydawnictwa Zysk i S-ka. Wydanie to prezentuje się bardzo ładnie, jest w twardej oprawie i z ilustracjami, które oddają klimat całej serii. Całość posiada pięć tomów*, natomiast we wznowieniach zostały one wydane w trzech zbiorczych. Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, możemy przejść do konkretów.
Cześć, i dzięki za ryby można potraktować jako odpowiedź na pytanie, co by było, gdyby Douglas Adams postanowił napisać romans. Oczywiście nie taki zwykły romans, bo musi pasować do tak zwariowanej i absurdalnej serii, jaką jest Autostopem przez Galaktykę. Akcja rozgrywa się na planecie Ziemia, która co prawda trzy tomy wcześniej została unicestwiona, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu nagle znowu istnieje. Tak czy inaczej, Artur po kosmicznej tułaczce wraca do domu z Mgławicy Konia. Na swojej rodzimej planecie poznaje Fenny, która sfiksowała gdzieś w kawiarni w Rickmanswortw, to znaczy "wstała, spokojnie oświadczyła, że doznała wyjątkowego objawienia czy coś w tym stylu, lekko się zachwiała, rozejrzała błędnym wzrokiem i z krzykiem padła twarzą na leżący na stole sandwicz z jajkiem. Od tej pory dręczą ją okropne majaki, że żyje w realnym świecie, halucynuje o wielkich żółtych statkach kosmicznych, nie pomaga szpital za szpitalem". Artur jednak swoje wie, w końcu sam był świadkiem zniszczenia Ziemi, i czuje, że z Fenny łączy go dziwna więź. Chciałby więc z nią porozmawiać. Chciałby też robić z nią wiele innych rzeczy. Miłych rzeczy.
Cześć, i dzięki za ryby to tom, w którym prym wiedzie Artur. Nie jest to właściwie trudne, bo poza gościnnym występem Marvina na jedną czy dwie strony i okazjonalnymi scenami z Fordem, innych znanych postaci z serii tutaj nie ma. Bardzo nad tym ubolewam, zwłaszcza nad tym, jak zmarginalizowany został Marvin, ale z drugiej strony to miło, że autor poświęcił więcej czasu postaci, która raczej nieustannie była spychana na bok. Artur w końcu nieco się ogarnął i wziął życie w swoje ręce, a choć wciąż wiele rzeczy nie wie i nie rozumie, to przynajmniej stara się nadążyć i nie jest już tak bardzo piątym kołem u wozu.
Czwarty tom serii jest zdecydowanie najspokojniejszym i najmniej absurdalnym ze wszystkich, a jednocześnie najbardziej logicznym i spójnym. Akcja prawie w całości toczy się na Ziemi, co nieco odbiera klimat serii, gdzie w większości odbywamy szalone podróże po kosmosie i poznajemy przeróżne, technologiczne cuda. Tutaj tego nie ma, ale wciąż pozostaje satyryczny humor Adamsa, mnóstwo dziwnych sytuacji i sporo trafnych spostrzeżeń o nas samych. Poza tym możemy poznać fenomenalną historię z herbatnikami i dowiedzieć się, jaka jest Ostatnia Wiadomość od Boga do Jego Stworzenia.
Jednak pod znakiem zapytania staje zasadność napisania Cześć, i dzięki za ryby, kiedy spojrzymy na tom piąty, czyli W zasadzie niegroźną. Widzicie, ostatnia część serii kompletnie neguje wszystko to, co stało się w poprzednim tomie, zupełnie tak, jakby nigdy go nie było. To znaczy ja wiem: to jest szalona seria i takie rzeczy powinny być tu na porządku dziennym, więc z jednej strony kwituje to krótkim "aha", i czytam dalej, ale z drugiej naprawdę można zadać sobie pytanie, po co był ten tom czwarty. No, chyba że dla historii z herbatnikami. Historia z herbatnikami to majstersztyk sam w sobie i doskonale rozumiem potrzebę napisania całego tomu tylko po to, by ją opowiedzieć.
W zasadzie niegroźna wraca już na dobrze nam znane, kosmiczne tereny i znów zaczynamy tonąć w oparach absurdu. I to do tego stopnia, że kompletnie nie wiadomo, o co chodzi, bo wszystko się pomieszało i poplątało poprzez przemieszanie rzeczywistości. Doceniam pomysł, ale przez ten chaos totalny ciężko się to czyta. Zupełnie nie wiadomo, kto z kim i dlaczego, ani jaki jest sens całego tego tomu. Owszem, wciąż było kilka zabawnych sytuacji, ale większość tomu była jednak męcząca i absolutnie nie dorównuje poziomowi z tomów pierwszych. Największą przeszkodą były dla mnie sceny z Fordem, co do których miałam wrażenie, że są po prostu zapychaczem, bo choć mnóstwo było w nich akcji i dynamizmu, to były niesamowicie nużące i zanim doszliśmy do meritum, minęło sporo niepotrzebnego czasu. Mimo wszystko Douglas Adams wciąż potrafił zaskoczyć na przykład takim Elvisem Presleyem, zaserwował nam doskonałe życiowe doświadczenia Trillian, dał Sandwicz Mana i całkiem udaną końcówkę.
Czy warto więc doczytać Autostopem przez Galaktykę do końca? I tak, i nie. Niewiele Was ominie, jeśli sobie darujecie, aczkolwiek uważam, że dla tych kilku jasnych punktów warto jednak te tomy przeczytać i serię zamknąć. Najlepiej wypada oryginalna trylogia, ale mimo wszystko przez całą serię autor nie przestaje pod płaszczykiem humoru i absurdu przemycać swoich komentarzy dotyczących funkcjonowania świata. Można się przy tych tomach zrelaksować, ale jednak nie da się ukryć, że ostatnie dwa tomy Autostopem przez Galaktykę nie dorównują jakością tym pierwszym.
Przede wszystkim to już nie jest ten sam humor. Z tomu na tom robiło się coraz bardziej absurdalnie i czasem bardzo na siłę, tak więc naprawdę się cieszę, że to już koniec, bo choć serię pokochałam, to nie chciałabym się przy niej męczyć i zapamiętać ją źle, a to niestety coraz bardziej zmierzało w tym kierunku. Niemniej jednak jest to seria, którą Wam polecam, a przynajmniej te pierwsze trzy tomy. A jak nie trzy, to chociaż ten kultowy tom pierwszy. Autostopem przez Galaktykę to cudowna książka i ma wiele, wiele zalet, które w tych kontynuacjach niestety gdzieś się rozmyły.
*Jest napisany tom szósty, i tak, wiem o tym, że teoretycznie to nie jest koniec, ale ponieważ tom szósty został napisany po śmierci autora, przez Eoin Colfera (ten gość od Artemisa Fowla) we współpracy z wdową po Douglasie Adamsie, to traktuje go trochę tak, jakby go nie było i uważam serię za zamkniętą całość.
W serii:
3. Cześć, i dzięki za ryby. W zasadzie niegroźna
Za egzemplarz książki do recenzji
Przykro mi, ale tytuły są tak bezsensowne, że nawet bym na nie nie spojrzała :D
OdpowiedzUsuńSzkoda. :)
UsuńTytuł posta czytałam trzy razy. I cały czas nie miał sensu :P Pierwszy tom mam nadal gdzieś tam na radarze "do przeczytania", ale jak czytam Twoje wrażenia z rozwoju serii, to chyba jednak na nim poprzestanę. Zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńTo wina autora, nie moja. :D Warto przeczytać jeszcze tom drugi, był świetny. Zmęczenie materiału zaczęło się pojawiać w trzecim. :)
Usuń"Autostopem..." przeczytałam dawno temu i mimo tego, że książka mi się spodobała jakoś nie potrafię przełamać się na więcej. A kilka recenzji takich jak Twoja tylko utwierdza mnie w moim przekonaniu. ;) :D
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać jeszcze tom drugi, był fantastyczny i bawiłam się przy nim równie dobrze, jak przy pierwszym. Od trzeciego zanotowałam spadek. :)
Usuń