Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami nowego roku szkolnego, Wiedźma z bloga Wiedźmowa głowologia postanowiła zrobić TAG lekturowy (który zresztą jest jej autorskim TAGiem) i przy okazji nominować do tego TAGu mnie. Pomyślałam, że to faktycznie świetna okazja, by odpowiedzieć na kilka pytań związanych z lekturami.
Poza tym dawno już nie robiłam żadnego TAGu, a taki luźny wpis jest mi w tej chwili bardzo potrzebny, bo dopadł mnie czytelniczo-blogowy kryzys, z którego co prawda powoli wychodzę, ale jeszcze nieco trzyma. ;)
1. Moja ukochana lektura szkolna to…
W pierwszej chwili myślałam, że to będzie trudne pytanie, ponieważ nigdy się z lekturami szkolnymi specjalnie nie lubiłam. Potem przypomniałam sobie o Narnii, którą kocham całym swoim serduszkiem. W podstawówce przerabiałam pierwszy tom tej serii i było mi przykro, że to już koniec. Potem odkryłam, że hej, to przecież ma dalsze części! Byłam wniebowzięta i zaraz przeczytałam całość. Moją ulubioną częścią jest Srebrne krzesło, ale bardzo miło wspominam też Konia i jego chłopca. Ostatni tom złamał mi serce… płakałam na nim rzewnymi łzami.
Tak odchodząc od tematu, to bardzo podoba mi się idea lektur szkolnych, które są pierwszymi tomami serii fantasy czy w ogóle jakiejkolwiek innej serii, bo nie dość, że zachęca to do dalszego czytania, kiedy dziecku spodoba się tom pierwszy (na co zwróciła uwagę już Wiedźma w swojej wersji tego TAGu), to pozwala na dłużej zostać ze swoimi ulubionymi bohaterami w swoim ulubionym świecie, nawet kiedy jest to lektura. Sama zawsze lubiłam długie serie, więc jest to dla mnie ogromny plus. :)
2. Najgorsza lektura szkolna, jaką przeczytałem/-am, to…
Znacznie łatwiej byłoby mi wybrać książkę, której nie przeczytałam i uważam ją za najgorszą, bo z takimi przeczytanymi będzie już gorzej. Ale po dłuższym zastanowieniu (i przejrzeniu listy lektur) wybiorę Jądro ciemności Josepha Conrada. Nienawidziłam tej książki wyjątkowo mocno i przebrnięcie przez nią stanowiło poważne wyzwanie. Wspominam ją jako gęste, ponure i depresyjne bagno, którego nie potrafiłam ogarnąć. Być może dziś odebrałabym ją inaczej. Przemknęło mi nawet przez myśl, że sprawdzić to nowe tłumaczenie spolszczenie Dukaja, ale jeszcze nie dojrzałam do tego psychicznie.
Straszne było też czytanie Świata Zofii. Przeczytałam całą książkę i robiłam z niej mnóstwo notatek, bo mój polonista bardzo szczegółowo nas wszystkich z niej odpytywał. Nie fajnie być odpytywanym z książki o filozofii… Źle to wspominam.
3. (Pierwsza) lektura, której nie przeczytałem/-am, to…
To chyba będą Przygody Robinsona Cruzoe. Próbowałam ją czytać, ale przeraźliwie mnie nudziła i w końcu się poddałam. Inną ciężką przeprawę miałam z Anią z Zielonego Wzgórza, ale tę książkę jednak udało mi się przeczytać do końca. Byłam wtedy na etapie "wolę czytać o elfach i krasnoludach, a nie jakieś dziewczyńskie książki", więc czytanie Ani odbierałam jako bardzo niemiłe przeżycie. Prawdopodobnie, gdybym czytała ją w innym okresie swojego życia, moglibyśmy się polubić. Ekranizacje oglądaną później miło wspominam, bardzo podobał mi się też serial od Netflixa.
W późniejszym okresie mojej edukacji takich porzuconych lektur było już znacznie więcej, niestety. Przykładnie czytałam je do końca gimnazjum. W technikum już sobie odpuściłam, bo raz, że nie wyrabiałam z materiałem, a dwa, to właśnie w liceum dopadł mnie poważny czytelniczy kryzys na książki. Zwykle doczytywałam lektury do połowy, te cieńsze udawało mi się kończyć na czas. Potop natomiast był pierwszą książką w ogóle, którą próbowałam przyswoić sobie w audiooboku, bo codziennie pokonywałam 40 minut do szkoły w jedną stronę. Niestety nie potrafiłam wtedy "czytać" książek w formie słuchanej, ale z przymusu, skacząc od audiobooka do wersji papierowej i odwrotnie, jakoś przebrnęłam. Taka mała dygresja. :)
4. Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am więcej niż raz, to…
Konrad Wallenrod. Śmieszna historia z tym Wallenrodem, bo pierwszy raz przeczytałam go w podstawówce. Nie była to żadna książka na konkurs ani nic z tych rzeczy, po prostu przeczytałam ją z zazdrości.
Jak się czyta książki z zazdrości? Widzicie, musicie mieć brata (siostra też dozwolona), najlepiej starszego, w którego jesteście wpatrzeni jak w obrazek. I ten oto brat pewnego pięknego dnia przyprowadza do domu pierwszą dziewczynę w ogóle, której udziela korepetycji. Pomaga jej z różnych przedmiotów, na przykład z języka polskiego, sprawdzając napisane przez nią wypracowanie o aktualnie przerabianej lekturze.
No więc wyobraźcie sobie moją frustrację, kiedy jakaś obca baba nagle zabiera mi brata i gada z nim o jakimś Wallenrodzie.
Książkę wypożyczyłam w szkolnej bibliotece. Do dziś pamiętam zdziwienie na twarzy bibliotekarki, i jak tak o tym myślę, to chce mi się śmiać. Książkę oczywiście przeczytałam całą, żeby chociaż wiedzieć, o czym tamta dwójka mówi. Niestety przy następnym spotkaniu uczyli się już o fizyce, więc cały mój wysiłek poszedł na marne. Drugi raz Wallenroda czytałam wtedy, kiedy sama miałam tę książkę jako lekturę.
Dziewczyna natomiast jest obecnie żoną brata. :)
5. Lektura szkolna, do której wróciłem/-am po latach…
Mogłabym tu wstawić Hobbita, ale nie przerabiałam go w szkole, chociaż i tak czytałam sama z siebie w podstawówce. Innych przykładów nie mam. :)
6. Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am zanim dowiedziałem/-am się, że jest lekturą, to…
Wspomniany wyżej Hobbit, ale tak jak napisałam, nie przerabiałam jej w szkole i o tym, że to jest lektura, dowiedziałam się dużo później.
7. Lektura szkolna, którą udało mi się przeczytać dopiero niedawno, to…
Oj, nie ma takiej. Przynajmniej z książek, które były moimi lekturami, bo patrząc na obecny spis lektur, byłyby to takie książki jak Rok 1984 Orwella czy Nowy wspaniały świat Huxleya. Natomiast bardzo chciałabym przeczytać Zbrodnię i karę Dostojewskiego, bo przeczytałam go tylko do połowy. Podobał mi się, ale byłam zmuszona go porzucić przez brak czasu i kolejne lektury w kolejce. Nigdy do tej książki nie wróciłam i strasznie mnie to męczy.
8. Lektura szkolna, która powinna zniknąć z kanonu, to…
Nie sądzę, żebym była odpowiednią osobą do wypowiadania się na ten temat. Najchętniej wywaliłabym z kanonu co najmniej połowę książek. Uważam jednak, że lektury są nie po to, żeby je lubić, ale żeby mniej więcej orientować się w dorobku kulturowym i mieć jako taką bazę. Owszem, są perełki, które się lubi, nawet jeśli są lekturami, ale wydaje mi się, że większość takich książek jest na wczesnym etapie nauczania. A może dla dzieci w podstawówce po prostu wybiera się takie książki, które są fajne do czytania, ale jednocześnie wartościowe. :) Mimo wszystko nawet w technikum znalazłam lektury, które mi się podobały. Wspomniana Zbrodnia i Kara, Ojciec Goriot, Mendel Gdański, Inny świat… Właściwie tak sobie myślę, że większość moich problemów na tym polu mogła wynikać z tego, że musiałam czytać te książki na czas w okresie, w którym w ogóle nie miałam ochoty czytać.
9. Książka, która według mnie powinna być lekturą szkolną, to…
Przy okazji ostatniego wpisu z okazji Dnia Dziecka pisałam Wam o kilku moich ukochanych książkach młodzieżowych i najchętniej wybrałabym coś z tej listy. Felix, Net i Nika akurat już został lekturą (nawet nie wiecie, jak bardzo mnie to cieszy, bo to świetna książka i wspaniała seria), więc mogę nie brać go pod uwagę, a to byłby mój pierwszy wybór. Bardzo chętnie zobaczyłam w kanonie jakąś książkę od Cornelli Funke, bo tworzy magiczne i wartościowe powieści (Atramentowa seria albo Król złodziei), lub Zwiadowców. Johnny Maxwell czy jakakolwiek inna młodzieżowa książka Pratchetta jako lektura to byłby szczyt moich marzeń.
Z poważniejszych książek cudowny byłby Władca much. Nie widzę go w obecnych spisach lektur, ja sama też go nie przerabiałam, ale poprawcie mnie, jeśli on jednak jest (lub był) lekturą. :)
10. Lektura dowolna to ostatnia lektura przerabiana w czerwcu na języku polskim. Nauczyciel nie podaje żadnych wytycznych, uczeń sam wybiera książkę, którą chce przeczytać i przedstawić klasie. Co sądzisz o idei "lektury dowolnej"?
To byłby świetny pomysł! Aż pożałowałam, że w moich szkołach czegoś takiego nie było. Lektura dowolna pozwoliłaby nieco otworzyć się przed klasą, pokazując własne zainteresowania, a jednocześnie poznać innych po ich wyborach. Przy okazji można byłoby odkryć ciekawe książki i urozmaicić lekcje języka polskiego. Nie mówiąc już o tym, że czytanie dowolnej książki w ramach lektury to marzenie, a i każdy mól książkowy miałby swoje pięć minut. Jestem bardzo za!
Zapraszam do opowiedzenia o swoich przygodach z lekturami:
Moją ulubioną był "Potop" :). Pierwszy raz przeczytałam dużo wcześniej niż pojawił się na mojej liście lektur. Potem jeszcze parę razy :D.
OdpowiedzUsuńmoją też :) a potem w wakacje przeczytałam z rozpędu resztę trylogii :)
UsuńCzasem się zastanawiam czy dalej by mi się podobał, ale nie ma czasu sprawdzić ;)
Ja fanką nie jestem, ale podobało mi się Quo Vadis od Sienkiewicza. :) Do Potopu mam ochotę wrócić i przeczytać całą Trylogię, ale nie wiem, czy to kiedyś dojdzie do skutku :D
Usuń"Quo Vadis" też mi się podobało :). W ogóle, co ciekawe, słyszałam, że książki Sienkiewicza są bardzo dobrze odbierane w... Chinach :D. Więc może warto by jednak je jeszcze bardziej wypromować :D. Taaaaki rynek w końcu :D
UsuńTo fajnie, nie miałam o tym pojęcia. :D Dzięki za info. :)
UsuńCo do dowolnej lektury to w gimnazjum mojej córki było to w zeszłym roku. Według mnie świetny pomysł, a jednak na 19 osób o wybranej książce opowiedziały 3. Reszta wolała dostać 1, choć nie było żadnych ograniczeń. Można było nawet nowelkę, komiks cokolwiek i czy to serio tylko szkoła i program są winne?
OdpowiedzUsuńA co do lektur to trudne one życie mają, bo wszyscy do nich podchodzą jak do kary, a to często całkiem fajne książki są.
Faktycznie, patrząc na osoby, które na książki patrzą jak na zło konieczne mogłaby to być ciężka przeprawa, ale to chyba zawsze lepsza opcja, kiedy możesz sobie wybrać nawet komiks, niż czytać kolejną "nudną" lekturę. Zwłaszcza, że tak łatwo można sobie tym podciągnąć ocenę z polskiego. To podejście, jakie przedstawiasz, to chyba po prostu lenistwo i niechęć do jakiegokolwiek wysiłku... W sumie dużo zależy też od nauczyciela. Może optymalnym rozwiązaniem byłoby mówienie o dowolnej lekturze dla chętnych.
UsuńTo prawda. Ja wychodzę z założenia, że do czytania lektur i w ogóle kanonu literatury trzeba po prostu dojrzeć, a i kiedy czyta się z przymusu (czy cokolwiek innego robi z przymusu), to człowiek mimowolnie się buntuje. Z tym dojrzeniem do czytania lektur to mówię na swoim przykładzie, bo kiedyś miałam z nimi ciężkie przeprawy, a teraz chętnie bym wróciła do tych książek, których nie przeczytałam, a i wzięłam się za czytanie klasyki. :)
No i tym oto sposobem jutro przed wylotem zamiast pisać recenzję dwóch książek, będę robić tag 😉
OdpowiedzUsuńLektury szkolne czytałam zazwyczaj z przyjemnością, nawet jeśli któraś mi nie odpowiadała, wkurzałam się na nią, a nie na fakt, że zmuszają mnie do czytania czegoś, czego nie chcę czytać. Wiesz, o co mi chodzi? Rozumiałam potrzebę lektur i sprawiało mi radość poznawanie nowych książek, tylko czasami książka sama w sobie mnie odrzucała (jak choćby znienawidzone „Przedwiośnie”).
Ogółem jeśli chodzi o kanon lektur, to mam wrażenie, że nie jest on dobrze dopasowany do wieku uczniów, bo zwłaszcza we wcześniejszych klasach niektóre pozycje są zbyt trudne dla większości dzieci i mogą jedynie zniechęcić do czytania.
Ostatni punkt to świetny pomysł! Nie chce mi się wierzyć, że nawet osoby nie przypadające za książkami nie skusiłyby się na chociażby komiks o superbohaterach, zwłaszcza teraz, w dobie MCU😊
Ja to Cie w ogóle podziwiam za tempo tych recenzji, nie nadążam czytać Twoich wpisów. :D
UsuńDoskonale Cię rozumiem, bo miałam podobnie. Tylko potem jak odechciało mi się czytać, to i z lekturami szło gorzej, zwłaszcza że trzeba było czytać je na czas. :)
Myślę że nigdy nie będzie on dobrze dopasowany do wieku, bo dzieci rozwijają się w różnym tempie. No i ja z kolei miałam wrażenie, że w tym wczesnym okresie nauczania lektury są właśnie najbardziej przyjemne. :D Potem to tylko jakieś weltschmerze, Dziady czy literatura obozowa, która nawet jeśli ciekawa, to nie jest przyjemnym tematem.
Też myślałam że to świetny pomysł i nie będzie problemu, też od razu pomyślałam o komiksach i MCU, ale komentarz pani Małgorzaty wyżej pokazuje, że obie myślimy błędnie i dzieciaki nawet po komiks nie chcą sięgać. :(
Wydaje mi się, że nie tyle nie chcą sięgnąć, ile wstydzą się tego, że sięgają i wolą dostać jedynkę niż przyznać się do bycia wielbicielem Spider-mana czy innego Dragon Balla. Poza tym powiedzmy szczerze, jeśli w ciągu całego roku osoba ucząca języka polskiego nie tylko nie zachęca, ale niekiedy wręcz tępi te "inne" lektury (a znam osobiście takie przypadki), to jedna lekcja na końcu roku nie rozwiąże problemu.
UsuńPlus oczywiście kwestia braku czytelnictwa u rodziców, ale to już zupełnie inny problem.
No to prawda, dlatego dużo zależy od nauczyciela, ale idąc tym tokiem rozumowania, to pewnie sporo zależy też od samej klasy. Kwestia czytelnictwa u rodziców to tak, zupełnie inny problem. Ja uważam, że najlepszą zachętą do czytania jest pokazywanie, że się samemu czyta. U mnie czytającym był brat, książki czytał też tata, obecnie książki czytam tylko ja, niestety.
Usuń"Zbrodnia i kara" - uwielbiam. Tak samo "Lalka" - piękna klasyka. Niestety, cała moja klasa była zniesmaczona czytaniem tych lektur i ograniczyli się do streszczeń - a co poniektórzy streszczenia streszczeń. A szkoda, bo to dzieła warte uwagi.
OdpowiedzUsuń"Lalkę" czytałam, nie pamiętam już, czy w całości, ale żebym była fanką, to nie. Natomiast koniecznie muszę wrócić do "Zbrodni i kary". :) A czemu klasa była zniesmaczona?
UsuńJa z lekturami mam ten problem, że nikt nie rozumie mojej miłości do nich.
OdpowiedzUsuńJedyną, której nie przeczytałam były "Kajtkowe przygody". Z premedytacją. Miałam jakąś szaloną niechęć do tego bociana biednego. A potem zadania o życiu na wsi na podstawie lektury robiła mi babcia, bo sama się na takiej wsi wychowywała 😀 I uszło mi to płazem.
Większość raczej z niechęcią odnosi się do lektur, więc akurat się nie dziwie. :) Nie zdarzyło mi się z premedytacją czegoś nie przeczytać, z reguły doczytywałam lektury chociaż do połowy, jeśli nie udawało mi się całej, ale jednak starałam się je chociaż tknąć. Ale to dobrze, że Ci się upiekło. :)
UsuńŁączę się w bólu, gdy wspominam swoje przygody z prozą Conrada, tyle że nasz polonista wybrał "Lorda Jima". Nie dałam rady tego przeczytać i rzuciłam w kąt, co rzadko mi się zdarzało.
OdpowiedzUsuńZ wieloma lekturami jest ten problem, że człowiek jest za młody, by je zrozumieć i docenić. Z drugiej strony kiedy zapoznać ucznia z klasyką, jak nie w szkole? To chyba problem nierozwiązywalny.
Cieszę się, że ktoś mnie rozumie. :)
UsuńTo prawda. Konflikt tragiczny. :)
Ja przestałam czytać wszystkie lektury w liceum, ale to też dlatego, że jak zaczął się pozytywizm, to z tygodnia na tydzień trzeba było cegły po 800 stron czytać i nie wyrabiałam. Za to ambitnie potem wszystkie po maturze nadrabiałam :D I bardzo mi smutno, że nie spodobał Ci się "Świat Zofii", ale to chyba kwestia podejścia Twojego polonisty, bo sama w sobie książka jest naprawdę genialna :)
OdpowiedzUsuńJa teraz chce to ponadrabiać, może nie wszystkie lektury, ale niektóre tak. :D "Świat Zofii"... możliwe, że to dlatego, no i gorzej się książkę czyta, jak się robi z niej dużo notatek. :)
UsuńJejku, jak ja nie lubiłam "Jądra ciemności". To jedyna lektura, która nie, że mi się nie podobała, ja jej z całego serca nieznosiłam...
OdpowiedzUsuńCO ciekawe, ja też nie przeczytałam Orwella w liceum jak powinnam!
Bardzo BARDZO podoba mi się pomysł lektury dowolnej!!
Świetny tag i przeczytałam o Twoich lekturach z prawdziwą przyjemnością!
To przybijam piątkę. :D Ja w liceum Orwella nie miałam i bardzo się z tego cieszę, bo nie doceniłabym wtedy tej książki.
UsuńDzięki. ;)
Pierwszy raz słyszę o "Konradzie Wallenrodzie", a tu się okazuje, że był on całkiem istotną pozycją w Twoim życiu! :D
OdpowiedzUsuńCzy istotną to nie wiem, ale na pewno mam z nim ciekawe wspomnienia. :D
UsuńO rany, ale się rozjechałyśmy we wrażeniach przy tym tagu :D "Jądro ciemności" to jedna z moich ukochanych lektur (zaraz obok Mistrza i Małgorzaty oraz Dżumy). Co prawda jak najbardziej podpisuję się pod tym, że jest to gęste, ponure i depresyjne bagno (ja na ogół dodawałam jeszcze słowo "duszne"), ale podobało mi się barrrdzo! A "Srebrne krzesło" to moja najmniej ulubiona część Narni. Tak mnie wkurzali bohaterowie (no bo jak można być tak naiwnym?!), że wkurzałam się przez całą książkę. Ciekawe, czy teraz byłoby inaczej :D Ale Narni niestety w szkole nie omawiałam w ogóle, przez co trafiłam na nią dopiero w gimnazjum.
OdpowiedzUsuńHistoria z Wallenrodem obłędna! Ja z zazdrości przeczytałam W pustyni i w puszczy po raz pierwszy (bo czytałam parę razy), miałam wtedy 6 lat. Czytał ją akurat nieco starszy kuzyn i chciałam koniecznie udowodnić, że wcale nie jestem za mała na tę powieść, a w ogóle to na pewno przeczytam szybciej niż on ;) Czy ten drugi element się sprawdził - juz nie pamiętam, ale przeczytać przeczytałam ;)
Dawanie Johnny'ego Maxwella na początek przygody z Pratchettem grozi zrażeniem do autora na wieki wieków, amen, tak tylko ostrzegam ;) Bezpieczniejszy wydaje mi się już Maurycy.
Idź ty siło nieczysta, co lubi "Jądro ciemności". :D Mnie z kolei bohaterowie w "Srebrnym krześle" bardzo rozczulali i łapali za serce, no ale hej, ja byłam w podstawówce wtedy. :D
UsuńHaha, dziękuję. :) I no proszę, ile ciekawych wspomnień może się wiązać z książkami, a już zwłaszcza zabawnych historii z dzieciństwa. :D
Naprawdę? Ja właśnie zaczynałam od Maxwella. Albo od Nomów, nie pamiętam... ale dam 99%. że to był Maxwell. Bardzo mi się podobał. :) Potem poszły kolejne młodzieżówki od Pratchetta i w końcu Świat Dysku, dlatego się dziwię, że Maxwellem można się zrazić. A Maurycy to już zupełne cudo. :)
Przybijam piątkę za "Opowieści z Narnii"! Uwielbiam tą serię i przeczytałam ją zanim jeszcze dowiedziałam się, że to lektura :) A ostatnio wróciłam do "Ani z Zielonego Wzgórza" i w końcu zabrałam się za jej kolejne części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ♥
https://ogrodliteracki.blogspot.com/
Ja chętnie wróciłabym do Opowieści z Narnii, ale czasu brak. :)
UsuńCiężka przeprawa z "Anią z Zielonego Wzgórza" 😮
OdpowiedzUsuńWiem, to straszne. :(
UsuńAle fajnie, że przerabiałaś "Opowieści z Narnii". Ja niestety tego szczęścia nie miałam. Chociaż może to i lepiej, bo polonistkę w klasach 4-6 miałam raczej nieprzyjemną i mogłaby mi je obrzydzić. W ogóle teraz mam wrażenie, że w szkołach, do których chodziłam, nigdy nikt nie wysilił się, jeśli można było przeczytać coś naprawdę fajnego. Raz tylko pozwolono nam wybrać książkę do przerobienia w gimnazjum i był to "Oskar i pani Róża", którego do tej pory darzę sentymentem.
OdpowiedzUsuńOch, Oskar i pani Róża! Bardzo lubię tę książkę. Nie przerabiałam jej w szkole, ale dostałam w prezencie jak byłam w podstawówce, i kompletnie się na niej rozkleiłam. ;)
UsuńDzięki tobie już chyba wiem o czym napiszę w weekend ;)
OdpowiedzUsuńMi się "Jądro Ciemności" bardzo podobało, ale czytałam to w liceum chyba w szczytowej fazie mojej fascynacji twórczością Kurta Vonneguta, więc ogólnie to klimat "gęstego, ponurego i depresyjnego bagna" (nawet bez humoru Vonneguta) to było to ;) Jak sobie o tym pomyślę to aż mam teraz ochotę coś takiego przeczytać ;)
Za to się bardzo ciesze, że nigdy nie musiałam czytać "Konrada Wallenroda" bo i tak jak na mój gust zostałam zmuszona w życiu do przebrnięcie przez zbyt wiele Mickiewicza ;)
<3
UsuńJa akurat Wallenroda darzę sentymentem, ale to bardziej przez moją historię z nim związaną. :D
Dziękuję za nominację :D to będzie mój pierwszy tag!
OdpowiedzUsuńZ lekturami chyba największy problem wynika z tego, ze mało jest czasu na przeczytanie wszystkich, bo tak naprawdę większość jest całkiem ok. Mi się Robinson Cruzoe i Jądro ciemności podobały, za to Wallenroda nie przeczytałam :D
O, to super, że mogłam się przyczynić do tego, byś jakiś zrobiła. :D
UsuńTeż trochę doszłam do takiego wniosku. Niektóre książki wymagają większej ilości czasu, do niektórych po prostu trzeba dojrzeć, a czytanie na czas naprawdę potrafi książki obrzydzić.