08 stycznia

08 stycznia

9 najlepszych książek, 4 najgorsze i manga w bonusie, czyli część druga podsumowania 2018 roku


Dzisiaj mam dla Was to, co misie lubią najbardziej, czyli przegląd najlepszych książek, jakie udało mi się w minionym roku przeczytać. A żeby nie było tak słodko, mam też cztery najgorsze książki. Kolejność jest przypadkowa.

Naszykowałam też dla Was bonus w postaci najlepszej mangowej serii, jaka trafiła mi się od lat. No dobrze, może "od lat" to sformułowanie trochę na wyrost, ale od czasu Sagi Winlandzkiej, którą czytałam jakieś dwa czy trzy lata temu, niczym się tak nie zachłysnęłam, jak właśnie niżej zaprezentowaną serią.

Zanim jednak do tego dojdziemy, zacznijmy od książek.


Najlepsze książki 2018

...które chyba dla nikogo, kto do mnie zagląda, nie będą zaskoczeniem


Silmarilion

J.R.R. Tolkien


Monumentalne dzieło, które określiłabym jako mitologię Sródziemia (chociaż słowo "biblia" też da radę). Nie jest to lektura łatwa, ponieważ w gąszczu nazw, podobnych do siebie imion i ogromnej ilości powiązań między bohaterami bardzo łatwo jest się pogubić. Silmarilion był dla mnie jednym, wielkim, brakującym elementem układanki do historii znanej mi z Hobbita i Władcy Pierścieni. Można to sobie zwizualizować tak: te dwie ostatnie książki to drzewo, które widzimy, ale Silmarilion jest korzeniami.

Przeczytaj: Silmarilion




Wojna i pokój

Lew Tołstoj


Do klasyki niby przekonałam się już wcześniej, ale dopiero Lew Tołstoj pokazał mi, że można ją pokochać jak każdą inną książkę i cierpieć po niej na tak zwanego książkowego kaca. Wojna i pokój to niesamowita, wielowątkowa rosyjska epopeja narodowa. Jednak oprócz tego, że jest to imponujące dzieło historyczne, jest to też pasjonująca opowieść o ludziach. Tołstoj jak mało kto potrafi o nich opowiadać, a bohaterowie literaccy, których tu przedstawił, są tak bardzo z krwi i kości, jak w rzadko której książce.

Przeczytaj: Wojna i pokój


Narzeczona księcia

William Goldman


Cudowny, literacki dowcip, i przy okazji bardzo sympatyczna, humorystyczna powieść. To nie jest żaden romans ani młodzieżówka, jak można stwierdzić po okładce, lecz pastisz powieści przygodowych i fantasy, a przy okazji klasyczna, awanturnicza powieść i historia romantyczna w jednym. Jeśli lubicie książki Pratchetta, absurd i narrację prowadzoną półżartem, półserio, to Narzeczona księcia może do Was trafić. To specyficzny typ humoru i jestem świadoma, że nie spodoba się każdemu. Tutaj wszystko niby jest na poważnie, ale jednak nie jest, a Goldman wyolbrzymia i przejaskrawia każde wydarzenie i każdego bohatera do granic możliwości. I rada ode mnie: jeśli chcecie wiedzieć, o co chodzi z tym żartem, sprawdźcie to dopiero po przeczytaniu książki. W ogóle nie szukajcie o niej żadnych informacji wcześniej. 

Przeczytaj: Narzeczona księcia


Hyperion i Upadek Hyperiona

Dan Simmons


Czymże byłoby zestawienie najlepszych książek bez Dana Simmonsa i jego rewelacyjnego Hyperiona? Jestem absolutnie zachwycona jego twórczością: tym, jak fenomenalnie buduje klimat, jak cudowny mix gatunkowy stworzył w jednej książce, jak świetnie pisze. Hyperion to powieść szkatułkowa, w której poznajemy opowieści Pielgrzymów w drodze do Dzierzby. I każda z tych opowieści z powodzeniem mogłaby tworzyć odrębną, fantastyczną powieść. Jest tam historia o podróży księdza z wątpliwościami dotyczącymi własnej wiary, opowieść o epickich bitwach w kosmosie czy etycznych dylematach związanych z Abrahamem. Jest historia o wiecznie pijanym poecie, trochę o wartości literatury, a nawet sensacyjny pościg za podejrzanym mordercą. Właściwym pytaniem byłoby: czego tu nie ma? A Dan Simmons tak świetnie to wszystko łączy...! CUDO. 

Hyperion jest też książką, która ostatecznie przekonała mnie do książek science-fiction. Polecam gorąco na początek przygody z tym gatunkiem.

Przeczytaj: Hyperion


Pejzaż w kolorze sepii

Kazuo Ishiguro


Kazuo Ishiguro to jedno z moich tegorocznych odkryć. W ubiegłym roku czytałam dwie jego powieści i choć obie niezwykle mi się podobały, tak lekką przewagę ma Pejzaż w kolorze sepii i to właśnie tę książkę tu zamieszczam (ale po piętach depczą jej Okruchy dnia). Gdybym miała w jednym zdaniu opisać, o czym właściwie jest Pejzaż w kolorze sepii, powiedziałabym, że jest to powieść o wspomnieniach i różnym ich postrzeganiu. W Pejzażu bowiem nie wiadomo, co jest prawdą, a co jedynie ułudą, a autor jednym zdaniem potrafi odwrócić sens całej powieści. Ton książki jest bardzo formalny, grzeczny, nic nie jest powiedziane wprost i wiele trzeba czytać między wierszami. Siła tej książki tkwi w jej niejednoznaczności, bo bez niej byłaby to niewyróżniająca się obyczajówka z historycznym tłem.



Wyprawa czarownic

Terry Pratchett


Uwielbiam Pratchetta i to na tym autorze się wychowałam. Wiele jego książek czytałam już wcześniej, ale od przeszło roku powolutku wyczytuje wszystko po raz drugi. W tym roku za wiele ze Świata Dysku nie przeczytałam, ale spośród tych kilku książek wyróżniam Wyprawę Czarownic. Raz, że mamy tam wspaniałe wiedźmie trio, dwa, że jest świetna zabawa znanymi nam bajkami, trzy, że jest to opowieść o sile opowieści. No i ten humor! Pratchett zawsze bawi, ale tym razem wyjątkowo.






Zatracenie

Osamu Dazai


W Japonii Osamu Dazai jest jednym z najwyżej cenionych pisarzy swojego pokolenia. Zatracenie natomiast... widzicie, miałam napisać Wam o tej książce wpis, ale do tej pory ciężko znaleźć mi słowa. Tę powieść można interpretować na wiele różnych sposobów i wciąż zastanawia mnie, która z nich jest słuszna. Zatracenie to powieść niezwykle pesymistyczna z dwóch powodów: pierwszym z nich jest sama treść, która opowiada o człowieku wyobcowanym, samotnym, noszącym wiele masek, takim, który nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie, a drugim fakt, że po jej publikacji autor popełnił samobójstwo. Bohatera książki można traktować jako alter ego autora i jego pożegnanie z życiem. Smutna, smutna powieść, ale jedna z tych, o których zapomnieć trudno. 


Lewa ręka ciemności

Ursula LeGuin


Ursula załapała się do tego zestawienia ledwo, ledwo, ponieważ Sześć światów Hain skończyłam czytać dzień przed końcem roku. I pierwotnie miałam wyróżnić cały zbiór, ale ostatecznie zdecydowałam się nagrodzić tylko jedną książkę, która zrobiła na mnie największe wrażenie, czyli Lewą rękę ciemności. W książce czytamy o społeczeństwie hermafrodytów. Ich płeć objawia się tylko w okresie godowym co 26 dni, w tak zwanym okresie kemmeru. W kemmerze płeć nie jest uwarunkowana —  każdy może stać się zarówno kobietą, jak i mężczyzną. LeGuin zakwestionowała podział na rzeczy męskie i kobiece, na tych, którzy są silniejsi i słabsi, lepsi i gorsi, gwałceni i będący gwałcicielami. Męskość została zrównana kobiecości — a raczej takiego rozróżnienia po prostu nie ma. Lewa ręka ciemności to też przepiękna opowieść o miłości, bardzo ulotna i tak bardzo niebezpośrednia, jak tylko można. Rewelacyjna książka, filozoficzna, dojrzała... piękna. Najlepsza rzecz od Ursuli, jaka do tej pory wpadła mi w ręce.


Archiwum Burzowego Światła

Brandon Sanderson



W poprzedniej części podsumowania pisałam Wam, że powtarzałam czytanie dwóch pierwszych tomów ABŚ, a potem doprawiłam trzecim, nie mogłabym więc Sandersona w tym zestawieniu nie zamieścić. Co prawda Dawca Przysięgi obniżył poziom, ale całościowo to dalej cud, miód i orzeszki.

Przeczytaj: Droga Królów, Słowa Światłości, Dawca Przysięgi



BONUS: Najlepsza mangowa seria



Pluto

Osamu Tezuka, Naoki Urasawa


Jeśli lubicie czytać science-fiction, w którym stawia się pytania o naturę i granice człowieczeństwa, to ta seria dla Was. Akcja mangi osadzona jest w futurystycznym świecie, w którym roboty żyją obok nas i mają swoje prawa czy społeczności. Technologia jest tak zaawansowana, że ciężko odróżnić robota od człowieka, nie tylko z wyglądu, lecz także w sferze uczuć. Roboty kochają, cierpią, tęsknią... ogranicza je jednak znane nam prawo robotyki mówiące o tym, że nie mogą zabijać ludzi.  Nie mogą także kłamać. Sytuacja się komplikuje, kiedy ktoś nagle zabija znanego i kochanego na całym świecie robota Mount Blanca, przewodnika górskiego, który jest niemalże bohaterem narodowym. Zaraz potem ginie sympatyzujący z robotami człowiek, walczący o prawa robotów. Podejrzenia za obie te zbrodnie padają na... robota. 

Pluto powstał na podstawie dzieła Osamu Tezuki (uznawanego za ojca mangi) o tytule Astro Boy – Atom Żelaznoręki. Za "remake" wziął się Naoki Urasawa, aczkolwiek słowo remake biorę w cudzysłów, ponieważ Pluto nie jest odświeżoną wersją dzieła Tezuki, lecz czymś nowym, co na niej bazowało. Bohaterem mangi nie jest Atom, lecz postacie poboczne. Oprócz pytań o człowieczeństwo i dojrzałej historii Pluto oferuje też wartką akcję i bardzo ciekawą, wciągającą zagadkę związaną z tymi morderstwami. Świetne science-fiction, mocno poruszające, takie, gdzie autentycznie martwimy się o los bohaterów i, mimo że to tylko 8 tomów, niezwykle się do nich przywiązujemy. Nie czytałam Atoma Żelaznorękiego, więc nie mam spojrzenia na całość, ale po przeczytaniu Pluto chciałabym nadrobić wszystkie dzieła Osamu Tezuki i zostałam fanką. Urasawę znam z innej jego serii kryminalno-detektywistycznej, tj. Monstera, ale Pluto jest o kilka poziomów wyżej. 



Najgorsze książki 2018



Szkarłatny kwiat kamelii

Antoni Ferdynand Ossendowski


Książka, która niesamowicie mnie sfrustrowała i w pełni zasługuje na miano najgorszej tego roku. Jest to zbiór opowiadań o Japonii i jedno z najwcześniejszych świadectw o tym kraju. Większość historii ociera o banał lub nie ma absolutnie żadnej puenty. Kompletnie nie trafił do mnie też styl Ossendowskiego. Próbował on budować bardzo ładne, poetyckie zdania, które wyszły strasznie patetycznie, co w połączeniu z brakiem sensu niektórych historii czy wspomnianych banałów wywiera bardzo złe wrażenie. Nie polecam, chyba że jako ciekawostkę.




Cień rycerza

Sebastien de Castell


Kontynuacja Ostrza Zdrajcy, czyli bardzo fajnie zapowiadającej się serii, będącej wariacją na temat muszkieterów. W Cieniu Rycerza autor jednak ostro przesadził i wyszła mu książka o cierpieniu. Myślicie, że w Sparcie mieli ciężko? W porównaniu z Cieniem Rycerza mieli tam wakacje. Bardzo mi przykro, że tom drugi okazał się takim niewypałem, a wcale nie zapowiada się, żeby dalej miało być lepiej. Autor zrezygnował z humoru i autoironii na rzecz wszechobecnego patosu. Jego bohaterowie mogliby zostać poćwiartowani, a i tak by przeżyli, przy czym nasz drogi autor-sadysta poćwiartuje ich z prawdziwą przyjemnością.

Przeczytaj: Cień Rycerza


Czarnoskrzydły

Ed McDonald


Dark, dark fantasy z niezwykle twardym głównym bohaterem, który czasem rzuca takimi tekstami, że Jason Statham mógłby się schować. Efekt jest podobny jak rola tego pana w Agentce — czyli parodia superagenta supernajemnika. Dodatkowo wprowadzono romans niczym z młodzieżówki, który zupełnie do klimatu książki nie pasuje. Oddajmy jednak honory, ponieważ jest to debiut, a niektóre pomysły były całkiem ciekawe.

Przeczytaj: Czarnoskrzydły






Kamienne Niebo

Nora K. Jemisin


W 2018 roku miałam pecha do kontynuacji serii. Największym rozczarowaniem jest zakończenie trylogii Pękniętej Ziemi, czyli właśnie Kamienne Niebo. Trylogia zaczęła się rewelacyjnie, ale z każdym kolejnym tomem była coraz słabsza. Nie wiem, co się zadziało w tym trzecim tomie, ale dla mnie był on napisany zupełnie bez serca i pomysłu na ciekawsze zaprezentowanie treści, byle tylko serię zamknąć. Niby wszystkie wątki zostały wyjaśnione, niby tyle się działo i zakończenie takie zgrabne, ale całość wyszła nużąco i bez polotu. Szkoda. 

Przeczytaj: Kamienne Niebo

42 komentarze:

  1. O rany no, jak tak stawiasz sprawę, to właśnie ściągnęłam Narzeczoną księcia na Legimi :D (Ewelina Cię zabije, jak się dowie, bo po Modyfikowanym węglu miałam sięgnąć po Bramy światłości, jako że czuje potrzebę przedyskutowania, jak złe to było xD).

    I wiem, że już to mówiłam, ale boję się tego Cienia rycerza, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawa jestem, czy też Ci się spodoba, czy raczej nie. :)
      (Ewelino, daruj, jestem za młoda, by umierać!)

      I słusznie. Jest czego. :D

      Usuń
    2. Ewelina już ochłonęła po Bramach światłości i jak kogoś zabije, to co najwyżej Wiedźmę, bo jest bardziej pod ręką ;) Także bez obaw :D

      Usuń
  2. Przymierzam się do Ihiguro (choć akurat mam w domu "Pogrzebanego olbrzyma"). No i postanowiłam wrócić do Sandersona, więc przywlokłam z biblioteki "Cienie tożsamości". Choć nie wydaje mi się, żebym jakoś drastycznie zmieniła o nim zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat druga era "Z mgły zrodzonego" podobała mi się bardziej, niż pierwsza, ale też nie sądzę, żeby miało to sprawić, iż o Sandersonie zmienisz jakoś bardziej zdanie. ;)

      Usuń
  3. Oj, to "Kamienne niebo" wszystkim dało się we znaki. Tak świetnie rozpoczęta seria, a tak nużąco się skończyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, szkoda. :( Miałam sięgać po inne książki Jemisin ale tak jakoś teraz nie mam ochoty.

      Usuń
  4. Już zacieram rączki, skoro Świat Dysku taki dobry! To mój plan od dawna, aby się za niego zabrać, ale nie mogę dorwać tego Koloru magii. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat dysku to cudo. <3 Niekoniecznie zaczynaj od Koloru magii, to nawet nie jest polecane, proponuje na początek "Mort" albo "Straż! Straż!". :)

      Usuń
    2. Tak myślisz? Bo ja wiem, że w tej serii są jeszcze jakieś pomniejsze cykle, ale boję się, że coś pominę, pogubię, nie zrozumiem, więc stwierdziłam, że zacznę po prostu od pierwszego tomu Świata Dysku. ;)

      Usuń
  5. "Wojna i pokój" to faktycznie fenomenalna lektura, świetnie napisana i z ogromną ilością wątków. Też mogłabym polecić;)
    Szkoda, że "Kamienne niebo" okazało się takim rozczarowaniem. To tym bardziej przykre, że chodzi o zakończenie serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że mnie popierasz w sprawie "Wojny i pokoju". :D
      Tak, to straszna szkoda z tym "Kamiennym niebem", zwłaszcza, że seria miała naprawdę rewelacyjne otwarcie.

      Usuń
  6. Mam "Narzeczoną księcia", ale jeszcze nie czytałam. Może się w końcu kiedyś skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Silmarillion" chciałbym przeczytać. Miałem kiedyś jedno nieudane podejście do tej książki, bo choć bardzo mi się podobała, to jednak czas był nieodpowiedni, a mnogość bohaterów i wydarzeń spowodowała, że odłożyłem ją na inny dzień. Mam nadzieję, że ten właściwy dzień przyjdzie w tym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem. Ja czytałam "Silmarilion" około dwóch miesięcy, po trochu, jak był gorszy dzień, to sięgałam po inne książki. Myślałam, że szybko pójdzie, w końcu to Tolkien i ukochane Śródziemie, a tu taki psikus. :)

      Usuń
  8. "Silmarillion", "Hyperion", "Archiwum Burzowego Światła" i "Lewa ręka ciemności" - o tak, uwielbiam. "Wojnę i pokój" cenię, a "Narzeczoną księcia" to ledwie pamiętam ;) Pozostałych najlepszych nie znam. A jeśli chodzi o najgorsze - sama zachwycałam się "Piątą porą roku", ale po przeczytaniu tylu negatywnych opinii o zakończeniu serii to jakoś mnie nie ciągnie do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że tylko mnie się tak Narzeczona księcia podobała. :D
      Zakończenie "Piątej Pory Roku" to ogromne rozczarowanie. Już drugi tom obniżył loty, ale trzeci jeszcze bardziej. :( Ja bym jednak doczytała do końca, ale mnie ciężko porzucać serie. :)

      Usuń
  9. Ja bym aż tak nie skreśliła "Kamiennego nieba" i nie umieściła go w najgorszych książkach... no ale racja, nudziło, choć pod koniec się już trochę wciągnęłam. Szkoda tej serii, bo faktycznie zaczynała się rewelacyjnie, a potem jakoś tak... pff, zepsuło się.
    "Hyperiona" czytałam już dawno, boję się, że niewiele pamiętam, ale za każdym razem, gdy widzę tę książkę myślę o tym, jakie to było rewelacyjne.
    Dawno też nie czytałam Pratchetta (może by wreszcie wrócić?), ale gdy jeszcze czytałam, to seria o wiedźmach zawsze jakoś mi wyjątkowo pasowała. Poza tym Le Guin zawsze kocham, Silmarillionem też się zachwycałam, a Narzeczona dla księcia była fajna. Tylko nie mogę przeboleć, że zrobili wznowienie i dali taką okładkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kamienne niebo" nie jest aż tak fatalnie złe jeśli patrzeć na nie jak na pojedynczą książkę, ale jak wziąć pod uwagę całość serii, która zapowiadała się rewelacyjnie, a skończyła tak kiepsko, to po prostu musiałam je tu wsadzić. Dla mnie straszne rozczarowanie, bo "Piątą porą roku" byłam ogromnie zachwycona.
      Jeśli chodzi o Pratchetta, to u mnie wygrywa cykl o Straży. :D Mam wrażenie, że tylko mnie "Narzeczona księcia" tak bardzo podeszła. :) Ale zgodzę się z Tobą w pełni. Fajnie, że zrobili wznowienie, ale ta okładka to taka niedźwiedzia przysługa. :)

      Usuń
  10. W najlepszych same perełki ;). Zwłaszcza Silmarillion ;). Polecam też "Niedokończone opowieści", czy "Berena i Luthien". To dopiero Śródziemie, te wszystkie opowieści z dawnych wieków, znane z "Władcy..." odżywają :P.
    Natomiast, jeśli chodzi o pana Ossendowskiego, to jestem bardzo zaskoczony. Tej książki nie czytałem, ale czytałem inne i generalnie facet zdecydowanie nie dość, że potrafił pisać, to miał dużą wiedzę. Ale i najlepszym się gnioty trafiają czasem. Do dziś wspominam Lema i jego "Bajki robotów" - gniot jakich mało. A pisarz przecież genialny, wystarczy przywołać chociażby "Solaris" i "Głos Pana".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu dojdę i do tych książek. :) "Beren i Luthien" czeka na półce, a w styczniu zdążyłam już zaliczyć "Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa". Nigdy nie próbowałam czytać od Tolkiena czegokolwiek więcej oprócz "Władcy" i "Hobbita", a jak już zaczęłam, to zamierzam przeczytać wszystko. :)
      Nie wiem, jak inne książki Ossendowskiego, bo czytałam tylko tę i to dlatego, że pisał o Japonii. Teraz z kolei ja jestem zaskoczona, że inne jego książki są dobre. Albo naprawdę mi się trafił taki gniot, albo po prostu z Ossendowskim mi nie po drodze. :) Lem... próbowałam go zacząć czytać od "Bajek robotów" właśnie i kompletnie się odbiłam. :D Muszę zrobić podejście drugie. :)

      Usuń
    2. "Opowieści z niebezpiecznego królestwa" są dziwne po prostu i powiem Ci, że wielu fanów Tolkiena ma z nimi problem. Jak z angielskim Ci po drodze, to polecam kiedyś się wgłębić w historię Śródziemia, zwłaszcza "The Lays of Beleriand". niestety większości tego nie ma w języku polskim, a tam są wszystkie teksty, na których Christopher Tolkien bazował, tworząc Silmarillion.
      Mi temat podróży jest dosyć bliski, to czytałem jego dwie, "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" (Azja Środkowa) i jakąś jedną z Afryki, już nie pomnę jaką. W każdym razie fajne, zwłaszcza ta z Afryki, bo ukazuje to magiczne oblicze tego kontynentu, którego dzisiaj w dużej mierze nie ma. Ta azjatycka też bardzo dobra - też pomnik zapomnianego świata, ale lepszy, bo jednak przetrwało znacznie więcej, Mongolia dalej zachowała sporo magii z czasów Ossendowskiego.
      "Solaris" polecam, bardzo fajne :P Chociaż momentami też nuży, ostrzegam, ale mimo wszystko na plus

      Usuń
    3. Naprawdę? A to mnie zadziwiasz, bo mnie się te "Opowieści" bardzo podobały. :) Zwłaszcza historyjka o Łazikantym i Gospodarzu Gilesie z Ham. Na ten moment wystarczy mi przeczytać to, co Tolkien napisał, nie wiem, czy aż tak bardzo chcę się zagłębiać w jego twórczość... chociaż niby mam u siebie jest biografię, więc... :)

      Usuń
    4. Historia o Gospodarzu jest fajna, ale Łazikanty, jak dla mnie jest po prostu dziwny. Nie czytało mi się tego za dobrze, miałem wrażenie, że historyjka niego głupawa.
      Ale to jest właśnie zagłębienie się w twórczość Tolkiena bardziej bezpośrednio. Christopher Tolkien dokonał pewnej redakcji oryginalnych tekstów ojca, tworząc "Silmarillion". Gorzej, część fragmentów wyciął. Nie zastanawiało Cię na przykład, że skoro przysięga Feanora była tak straszna, to czemu jej nie przytoczono? Ano dlatego, że ten fragment wycięto.
      http://tolkiengateway.net/wiki/Oath_of_F%C3%ABanor
      Albo ojcostwo Gil-Galada - Christopher Tolkien sam przyznał, że podana w "Silmarillionie" wersja, jakoby on był synem Fingona jest edytorską pomyłką :P.

      Usuń
    5. Bo Łazikanty to historyjka dla dzieci, dlatego taka jest. :D Dla mnie była urocza. :)
      Nie zastanawiało mnie, aż tak głęboko w twórczość Tolkiena nie wchodzę, poza tym Silmarillion i tak był dla mnie ciężki do ogarnięcia pod względem tych wszystkich postaci z podobnymi imionami i wszystko mi się miesza. :) Szacun, że Ty to ogarniasz. :D Tak więc pozostanę na razie przy przeczytaniu biografii i reszty książek Tolkiena, a potem... się zobaczy. :)

      Usuń
  11. "Slimarilion" <3 Czytałam dwa razy, nadal nie pamiętam wszystkich bohaterów, powiązań i szczegółów, ale i tak to kocham. To prawda, że to taka "Biblia" Śródziemia, wiele historii bardzo przypomina mi te biblijne.
    Jak ja dawno już nie czytałam nic Pratchetta i Le Giun. Jeszcze nie udało mi się zapoznać z całą Ekumeną i tym samym z "Lewą ręką ciemności", ale z tego co już udało mi się przeczytać, to najbardziej mi się podobało "Miasto Złudzeń". Ale do tej pory żadna jej książka nie pobiła w moich oczach "Czarnoksiężnika z Archipelagu". Może "Lewej ręce" się uda ;)
    Co do "Cienia rycerza" mam nieco odmienne zdanie, rzeczywiście sporo tam cierpienia, ale uważam, że widać postęp w czysto technicznej sferze pisarstwa de Castella, fabuła jest nieco bardziej realistyczna (chociaż może nie całkowicie), chociaż co prawda szkoda tego wcześniejszego humoru. Niemniej myślałam, że kontynuacja będzie tragiczna, a mi przynajmniej dobrze się ją czytało. No i koniec był raczej optymistycznie zarysowany.
    Też się zawiodłam na "Kamiennym Niebie", może nie jest to książka zła, ale... to już nie to, co wcześniej. Jakby Jemisin zabrakło pomysłu na fabułę, ale miała jeszcze więcej pomysłów na świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja z "Miastem złudzeń" miałam straszny problem i utknęłam na tej książce. :D Ciekawa jestem, jak podeszłaby Ci "Lewa ręka ciemności". ;)
      Co do "Cienia rycerza" to zupełnie się nie zgodzę. Dla mnie to właśnie w ogóle nie było realistyczne, już w pierwszym tomie bohaterowie cudem wychodzili z wszelkich opałów, a tutaj było ich jeszcze więcej, jeszcze mocniej, a jakoś za każdym razem dało się wygrać. Nie mówiąc już o tej cudownej scenie tortur z Falciem... :D
      Jeśli chodzi o Jemisin to mamy pełną zgodę. :)

      Usuń
  12. Nie czytałam żadnej z tych książek, ale życzę Ci, aby w tym roku było jak najwięcej tych najlepszych. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie miałam okazji przeczytać żadnej z wymienionych przez Ciebie pozycji, w przyszłości chce jednak sięgnąć po "Wojnę i pokój". Życzę by ten rok był dla ciebie jeszcze lepszy. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A Wojnę i pokój gorąco polecam. :)

      Usuń
  14. Az trudno się nie zgodzić - Sanderson, Le Guin, Pratchett I Simmons również u mnie są bardzo wysoko w notowaniach. "Kamienne niebo" jest rzeczywiście najsłabsze z całej serii, choć uważam, że zakończenie wynika logicznie z problematyki pokazanej we wcześniejszych tomach i pokazuje dogłębnie katastrofy, które co i raz to powoduje ludzka natura. Ja akurat nie czułam się tym rozczarowana, ale wiem, że niektórzy czytelnicy liczyli na więcej sf. No i zmartwiłaś mnie tym de Castellem, bo akurat zamierzam zacząć czytać tę serię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Kamiennego Nieba, to nie mam nic do samych rozwiązań fabularnych, ale bardziej do tego, jak to wszystko zostało przedstawione. Bo zanim doszliśmy do finału, trzeba było zmierzyć się z całą pozostałą, nużącą treścią. Wiele było trupów w tej książce, ale kiedy nawet los głównych postaci przestał mnie ruszać, to co mam powiedzieć o pobocznych, których nawet nie zdążyłam poznać. :)

      Usuń
  15. Monster i Pluto mnie kuszą, ale kupuję już tyle serii komiksowych, że się głęboko zastanawiam... :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mnie ucieszył Hyperion w gronie najlepszych. Bardzo. Silmarillion też, ale Hyperion jednak bardziej. I... no wiedziałam, że cierpiałaś przy Cieniu rycerza bardziej niż ja, ale jednak nie myślałam, że spadnie aż do "najgorszych" książek... I ja nie tracę nadziei, że jednak w trzecim tomie zrobi się sympatyczniej (jestem w połowie jakoś).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Hyperion mógłby się tu nie znaleźć? Wątpiłaś we mnie? :( Smutno mi. :(

      Jakby nie było "Cień Rycerza" jest jedną z najgorszych książek, jakie czytałam w tym roku i żeby być szczerą ze sobą musiałam go tu wsadzić. Podziwiam za wytrwałość w wierze, ja już swoją straciłam. :)

      Usuń
  17. Chyba trochę wstyd, ale nie czytałam żadnej z wymienionych przez Ciebie książek:o

    OdpowiedzUsuń
  18. Silmarillion mnie bardzo ucieszył w tym zestawieniu - sprawiłaś, że jeszcze bardziej mam ochotę na powtórkę tej lektury. Ja doceniłam tę książkę dopiero za drugim razem, ale kocham ją niezmiennie. Bije dla mnie Władcę na głowę, o Hobbicie nie mówiąc ;) ale tak jak mówisz, to podstawa całego tego świata. Równie mocno, o ile nie mocniej cieszy Hyperion <3 Wiesz że zachwycam się nim wszędzie i ogromnie mnie cieszy, że coraz więcej osób go zna. To genialna książka jest, o!

    Za to zaskoczyłaś mnie Cieniem Rycerza. Wiem że cierpiałaś przy lekturze prawie równie mocno jak Falcio, ale nie myślałam, że wypadło to aż tak źle. Na pocieszenie - trzeci tom jest mniej drastyczny, choć, fakt faktem, jeszcze nie doszłam do końca, a z De Castellem nigdy nic nie wiadomo...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger