Dawca przysięgi to tom, na który fani Sandersona czekali długo i niecierpliwie, aczkolwiek daleko nam było do tego poziomu, jaki mamy przy Wichrach Zimy. Na Brandona można liczyć. Decyzja wydawnictwa MAG, by rozdzielić Dawcę przysięgi na dwa tomy, pomiędzy którymi była półroczna przerwa w publikacji, spotkała się z ogromnym niezadowoleniem, do którego i ja dołączyłam. Nie wyobrażam sobie czytania tylko połówki tomu, toteż cierpliwie czekałam, aż na rynku dostępna będzie całość. Poniższy wpis również całości dotyczy. Spoilery z poprzednich tomów.
Dzisiaj nadeszła ta wiekopomna chwila, w której będę narzekać na Sandersona. Na początku muszę wylać wiadro frustracji na korektę Dawcy przysięgi. Pomyślałby kto, że skoro już i tak musieliśmy tyle czekać na premierę tych tomów, to przynajmniej mogłoby w nim nie być błędów. Niestety, one są. I to jest ich całkiem sporo. Głównie tyczy to braku spacji pomiędzy słowami, przez co często są one ze sobą sklejone. Nie jest tego tyle, żeby trafiało się na każdej stronie, ale mocno rzuca się w oczy — zwłaszcza w drugiej połowie. Dalej, są literówki. Nawet jeden błąd ortograficzny, którego nie wynotowałam sobie od razu i teraz nie potrafię znaleźć, ale był. W jednym miejscu brakuje wyraźnego odznaczenia pomiędzy dwoma punktami widzenia, przez co zlewają się one w jedno i nie wiadomo, gdzie zaczynała się część kolejnego bohatera. Moash raz został przemianowany na Marsha, a Amaram na Adolina, i to są akurat błędy, które nagminnie przytrafiały się u Waxa i Wayne w drugiej erze Z mgły zrodzonego. Poza tym... na litość boską, czy naprawdę w dialogach musiało być tyle "yyyyyy"?!
MAGu, wstydź się.
Fragment ilustracji z Dawcy Przysięgi, czyli dziwnych rysunków Shallan część pierwsza || źródło |
Dawca przysięgi to powieść, która ma bardzo nierówno rozłożone napięcie i akcję. Sanderson zawsze robi tak, że największe i najbardziej epickie sceny mamy na koniec, ale w Dawcy wyjątkowo ta pierwsza połowa dziwnie się ciągnęła, podczas gdy w drugiej nabieraliśmy rozpędu... ale dopiero gdzieś od połowy. Zwykle, zanim dobrnęliśmy do tego epickiego, widowiskowego końca mieliśmy po drodze trochę ważnych fragmentów i jakiejś konkretnej akcji, ale tym razem w pierwszej połowie niemal ich brak (niemal — bo jednak jakieś są) i pokuszę się o stwierdzenie, że trochę wieje tam nudą. Jak już dochodzimy do czegoś ciekawszego, to najpierw trzeba przebić się przez ścianę tekstu, która do tego zmierza. Słowem: jakoś straszne rozwlekłe to wszystko. Poprzednie tomy ABŚ czytałam z zapartym tchem, tutaj natomiast bez żalu skończyłam książkę i nie umieram w oczekiwaniu na następną część. Dodatkowo Dawca przysięgi to ten tom, w którym zbieramy drużynę. Tutaj jednak nie dzieje się to na płaszczyźnie małej ekipy, która ruszałaby robić wielkie rzeczy, lecz na polu międzypaństwowym, ponieważ Dalinar buduje koalicję. Zjednocz ich, szeptał mu ciągle głos w umyśle, toteż Dalinar wciąż próbuje to zrobić, ale tym razem nie w obrębie własnego państwa, lecz sięga znacznie dalej. Wiąże się to ze sporą ilością polityki i gadania, co z kolei prowadzi do tego, że akcja jeszcze bardziej zwalnia. Swoją drogą bardzo podoba mi się to, jak fraza zjednocz ich nabiera coraz to szerszego znaczenia.
Przyznam się, że Dawca przysięgi na początku wzbudził we mnie dużo obaw. Zaczynaliśmy od kiepskich romansowych momentów Navani i Dalinara, które na szczęście były tylko przez chwilę. Dalinar z Kaladinem kończyli rozmowę pełnym patosu zdaniem "życie ponad śmiercią" płynącym z obu stron i naprawdę bałam się, że oni będą tak teraz za każdym razem. Na szczęście Sanderson zrobił to tylko raz i albo o tym zapomniał, albo uznał to za kiepski pomysł. Potem było już lepiej (choć to nieszczęsne "yyyyy" psuło mi wrażenia z całej książki), ale mam jeden poważny problem z Dawcą przysięgi. Tu prawie w ogóle nie ma Kaladina. Owszem, zaczynamy od jego wizyty w Palenisku, na którą wyruszał pod koniec Słów Światłości, ale potem jest go tyle, co kot napłakał — przynajmniej w pierwszej części, bo w drugiej już trochę wraca. Za to po Dawcy przysięgi mam absolutny przesyt Shallan i marzę o tym, żeby Sanderson wysłał ją na jakiś inny układ planetarny i nigdy więcej o niej nie wspomniał.
Urithiru || źródło |
Dawca przysięgi jest tomem, który został poświęcony na przybliżenie nam postaci Dalinara, ale mam wrażenie, że główną bohaterką tego tomu została właśnie Shallan. Dziewczyna ma poważny kryzys osobowości przez kłamstwa, którymi żyje, co z jednej strony ogromnie mi się podoba, a z drugiej w takiej ilości, w jakiej zostało to przedstawione, można mieć tego serdecznie dość. Shallan bardzo ładnie poszła do przodu w Słowach światłości, miała tam swój potężny wątek i... no cóż, ogarnęła się, za to w Dawcy przysięgi jakby cofnęła się w rozwoju, znów stając się biedną, zagubioną, dziewczyną z supermocami. Jestem w pełni świadoma, że powodem tego jest poważny kryzys tożsamości i objawiona jej prawda, ale jednak było tego stanowczo za dużo i właściwie przez cały tom wałkujemy (znowu) Shallan. Za to Dalinar jest czymś cudownym w tym tomie, zwłaszcza te fragmenty, w których poznajemy jego przeszłość. Uroczy barbarzyńca — inaczej tego skomentować nie potrafię, no i jego historia tak bardzo łamie serce.
Wracając do Kaladina, Sanderson jest absolutnym sadystą, jeśli chodzi o tę postać. Kiedy już jest dobrze i Kaladin radzi sobie ze swoją deprechą, autor musi, po prostu musi czymś mu dowalić, żeby Kal nie miał za dobrze. Ale hej, to Kaladin, on cierpienie ma wpisane w swoje jestestwo. Uwielbiam jednak, jak Sanderson przedstawia jego depresję i to, że w ogóle zdecydował się na taką postać. Wszyscy Świetliści są złamani i muszą sobie z tym radzić, ale depresja i rozkminy Kaladina to coś, o czym uwielbiam czytać, z czym mogę się trochę utożsamiać i co rozumiem. Poza tym dzięki temu otrzymujemy bardzo fajny, choć krótki bromance. No i Adolin. Nie da się nie kochać Adolina, który nawet w najbardziej patowej sytuacji potrafi uszyć sobie wdzianko, żeby ładnie wyglądać.
Fragment ilustracji z Dawcy Przysięgi, czyli dziwnych rysunków Shallan część druga || źródło |
Z przykrością muszę napisać, że w Dawcy Przysięgi znika klimat mostu czwartego. Sanderson co prawda zdecydował się na pokazanie kilku rozdziałów z perspektywy poszczególnych członków mostu, ale nie do końca podoba mi się rozbijanie mostu czwartego jako grupy na poszczególne jednostki, ponieważ wprowadza to nowe punkty widzenia, których i tak jest w książce dużo, i gubi tę atmosferę grupy szurniętych, lecz wesołych i zdeterminowanych wyrzutków. Z drugiej strony za żadne skarby nie pozbyłabym się malutkiego wątku Tefta.
Pisałam już przy okazji Słów światłości, że seria bardzo dobrze pokazuje konflikt moralny na tle tego, co jest właściwe, a co nie i kogo należy dźgać mieczem, a kogo nie. Dawca przysięgi pięknie to rozwija i to nie tylko u Kaladina, choć rzecz jasna u niego najmocniej. Bardzo mi się podoba również położenie akcentu na zwykłą ludność, która nie chce mieszać się w wojnę i nie rozumie, czemu właściwie ma walczyć. Świat nie bardzo nam się w tym tomie poszerza, choć dowiadujemy się więcej o państwach, które już poznaliśmy, i bardzo dużo na temat tajemnicy Świetlistych. Za to w Dawcy przysięgi jest najwięcej odniesień do Cosmere ze wszystkich tomów, jakie Sanderson napisał — nie licząc rzecz jasna Bezkresu magii (i są to odniesienia, które nawet ja wyłapuję). Zrobicie sobie przysługę, jeśli przeczytacie najpierw Rozjemcę (czy w starszym tłumaczeniu Siewcę wojny) oraz Tancerkę Krawędzi z Bezkresu magii (aczkolwiek Zwinki jest tu zaskakująco mało), przydałoby się też znać Elantris.
Fragment ilustracji ze sprenami Bramy Przysięgi. Uwielbiam! || źródło |
Archiwum Burzowego Światła w Dawcy Przysięgi idzie w kierunku bardzo superbohaterskim. Właściwie otrzymujemy tutaj superbohaterów w klimatach fantasy i nie jestem pewna, czy to mi się podoba. Pustkowcy fruwają sobie po niebie z przydługą, ciągnącą się za nimi pelerynką, a Świetliści mają stanowczo zbyt potężne supermoce i są praktycznie nieśmiertelni. W pewnym momencie jeden z nich dostaje strzałą w głowę i... nic. Po prostu zaciągnął burzowe światło i się wyleczył. Jak czytelnik może bać się o ukochanych bohaterów, kiedy Ci bez problemu wyjdą z najgorszych ran i przeżyją? Kiedy w trybie terminatora zabijają wrogów od niechcenia, nawet się na nich nie oglądając? Co ciekawe, panie wydają mi się potężniejsze od panów i ciekawi mnie, czy było to zamierzone, czy też jest to mimowolny efekt załączającego się Mary Sue (patrz: Shallan). Tak czy inaczej, u Sandersona totalnie brakuje poczucia zagrożenia. To już najnowsze Avengers: Infinity War miało go więcej niż Dawca Przysięgi!
Zasadniczo jestem trochę rozczarowana tym tomem i obawiam się, co w ABŚ zadzieje się dalej. Nie martwcie się jednak za bardzo — to wciąż Sanderson i to wciąż dobra książka, która ma cudownego Dalinara i z którą siedziałam do trzeciej w nocy, bo nie mogłam przestać czytać, kiedy w końcu udało mi się wciągnąć (szkoda tylko, że udało mi się to dopiero po 1,5 tomu...). W porównaniu do dwóch poprzednich tomów Dawca przysięgi wypada jednak słabiej. Smutno mi z tego powodu, a już zwłaszcza przykro mi, że tak mało było tutaj Kaladina, co (bądźmy realistami) dość poważnie może rzutować na moją ocenę Dawcy. Jednak starając się być obiektywną, to ten tom naprawdę ciężej się czytało, był za bardzo rozwleczony, a zbyt potężne supermoce i superbohaterskie fantasy (z całym moim zamiłowaniem do superbohaterów) nie nastrajają optymistycznie, zwłaszcza kiedy pomyślę sobie o Mścicielach...
W serii:
Rany boskie, to są tak grubaśne tomy, że aż mnie blady strach ogarnia na myśl o ich nadrabianiu :D Ale koniecznie muszę to zrobić, bo już mnie łapki swędzą :) Szkoda tylko, że ten tom wypada słabiej niż cała reszta :/
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto nadrabiać Sandersona. :) Ano szkoda, ale to byłoby dziwne, gdyby choć jeden tom nie wyszedł słabszy. :)
UsuńYyyyy, ale ja lubię Shallan, więc może nie będzie tak źle :) A co do korekty, no to faktycznie trochę słabo, skoro była tak długa przerwa między tomami, to mogliby się bardziej postarać.
OdpowiedzUsuńHaha. :D No może nie będzie tak źle, przynajmniej z nią. :)
UsuńWiele z moich odczuć było bardzo do Twoich podobnych i choć mniej mnie Shallan denerwowała, to parę razy miałam ochotę dać jej kopa z pół obrotu. Kaladina też było mi mało, ale za to to, co dostałam, podobało mi się okrutnie (pun intended). No i Dalinar... ach, ten Dalinar, mój ukochany z wszystkich bohaterów ABŚ ❤️ Wątek jego przeszłości złamał mi serce, wypłakałam podczas jego historii hektolitry łez. Nie przeszkadzało mi dużo polityki, wręcz przeciwnie, zauważyłam, że bardzo ją lubię w fantastyce. No i dzięki dobrym duchom czytałam książkę w oryginale, więc ominęło mnie wkurzanie się na korektę i kiepskie tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńW każdej serii zdarza się cześć słabsza i powiem Ci szczerze, jeśli tak ma wyglądać słabsza odsłona, to tylko sobie więcej takich życzyć ;)
To bardzo się cieszę, że nie jestem w tym osamotniona. ;) Wątek przeszłości Dalinara był cudny, wręcz szkoda, że nie było tego więcej. Polityka i mnie niespecjalnie przeszkadza, tylko tutaj jakoś tak się to skumulowało, że strasznie wolno wszystko szło do przodu.
UsuńMasz absolutną rację, to byłoby dziwne, gdyby choć jeden tom nie był słabszy. :) Aczkolwiek ta nieśmiertelność bohaterów i nadmiar epickości trochę mnie jednak martwi.
Ja myślę, że trup zacznie się ścielić gęsto w następnych częściach, bo w końcu to ma być dziesięć tomów i nie wierzę, że Sanderson nikogo nie zabije (choć do Martina to jeszcze mu spooooro zostało;P). Z drugiej strony jak sobie przypomnę, jak śmierć Lightsonga w "Rozjemcy" (jakżesz mu po polsku było?) mnie załamała, to może niech nie zabiera mi przynajmniej Kaladina i Dalinara, proszę!
UsuńUuuuu, jakiś negatyw o ABŚ, długo tego nie było. Nie czytałem w 100% opinii, żeby nie natknąć się na info, którego bym nie chciał sam poznać, ale widzę, że może w końcu Sandi obniżył lot i trochę za bardzo popłynął. Może go przerasta ta seria? Niedługo to sprawdzę. jestem ciekaw czy moje wrażenia się pokryją z Twoimi. Ale ta korekta, no słabo, słabo, to też pewnie wytknę.
OdpowiedzUsuńHm, ja tam całkiem niedawno czytałam jakiś negatyw o ABŚ, ale nie sądziłam, że sama kiedyś taki napiszę. :P Wiesz, to byłoby dziwne, gdyby choć jeden jego tom nie był słabszy. Mnie bardzo martwi ta nietykalność bohaterów i mocne skojarzenia z superbohaterami. Ja również jestem bardzo ciekawa, czy nam się pokryją wrażenia, i z niecierpliwością czekam na reckę, żeby móc o tym pogadać. :)
UsuńDokładnie. Ja też tak uważam. Nie ma cyklu, żeby był równy 100%. Najlepsze odniesienie tego cyklu będzie do Malazańskiej Ksiegi Poległych Eriksona, jak dla mnie, bo to też 10 tomów i oczywiście u Eriksona też się zdarzyły 2 tomy wyraźnie słabsze, ale cały cykl bardzo dobry. No zobaczymy jak się to potoczny dalej. A mi może akurat przy tym Dawcy nie będzie przeszkadzać jak Tobie. :)
UsuńJuż zaraz kończę tom 1 i powiem Ci, że mi się też trochę dłuży, ale tylko przez Shallan. Te jej wcielanie się w Woal mnie w ogóle nie interesi, a niestety jest tego sporo. Mogłoby być więcej Kaladina i Dalinara. Niektórzy narzekaja na forach na przeszłośc tego drugiego w tym tomie, a mi to jak najbardziej pasuje. A z tym 'yyyyy' to chyba masz jakieś osobiste natręctwo, które Cię specjalnie irytuje, bo niewiele tego jest w tomie 1, żeby mnie irytowało. No chyba, że w II? :)
UsuńTak, tak! Wcielenia Shallan i mnie nie interesowały i dlatego miałam już jej dość. Niby to jest ciekawe z jednej strony, ale nie w takiej ilości. Mnie się jeszcze dłużyło pod takim względem, że nie dzieje się tam za dużo. Była w pierwszym tomie jedna (?) konkretniejsza akcja, ale zanim do niej doszliśmy, to było tyyyyle Shallan... :) No wszystko wina Shallan, no. :D To też pewnie zależy od tego, jaką postać wolisz bardziej. Ja jestem też za Kaladinem i Dalinarem. :)
UsuńMożliwe z tym "yyyy", jak widzę coś takiego w dialogu to mi się ciśnienie podnosi. :D Jak to jest w fanfikach to spoko, w młodzieżówce też zaakceptuje, ale w takiej książce... nie. :D Z tego co pamiętam, więcej było w I, ale i w II się trafiło. :)
No ja też za Kaladinem i Dalinarem, ale w drugim tomie było bardzo dużo Shallan, a mimo to czytało się z ciekawością, bez znużenia. Tutaj jakoś tak w drugą stronę. Jak widzę kolejny rozdział z nią to myślę 'o nieee'.
UsuńAle to niejako jest normalne u ludzi. Rzadko kto ma taką płynną wymowę, żeby nie używał 'yyyy', więc wydaje mi się to tutaj bardziej realne. Bo normalnie w dialogach autorzy tego nie stosują. :)
Zgadzam się z Tobą, w drugim tomie czytało się o niej przyjemnie. A tutaj miałam jej szczerze dość. Widzę, że podzielamy wrażenia. :) Czekam na wpis. :D
UsuńJest normalne u ludzi, ale kiedy mówisz, wtedy to jest naturalne, a nie kiedy o tym czytasz. Wyobraź sobie, że w każdej książce masz w dialogach ciągle "yyy", "noooo", "eeeee", zwłaszcza w książkach, które przedstawiają sobą wysoki poziom, które są pięknie, poetycko napisane, a tu takie "yyyy". :P Dobra, Sanderson nie pisze pięknie i poetycko, ale i tak... :P A dlatego, że normalnie autorzy tego nie stosują, tym bardziej mnie to drażni. Owszem, są książki, gdzie to pasuje, ale to nie jest ta książka. No ale to tylko moje zdanie, może faktycznie jestem przewrażliwiona na tym punkcie. :)
Nie bardzo wiem, co napiszę w recce, ale na pewno też tam ponarzekam na Shallan. ;)
UsuńNo to jest racja, raczej rzadko spotykane w książkach, widocznie Sanderson postanowił to co jakiś czas wprowadzić tutaj. Ale ostatecznie nie ma źle, bardziej mnie irytuje Shallan/Woal. Jej rpzecież jest więcej niż Dalinara!
:)
UsuńTak, Shallan/Woal jest zdecydowanie bardziej irytująca od wszelkich mankamentów w tej książce. :D No dokładnie! A ja byłam taka podjarana książką głównie o Dalinarze, a tu taki psikus. Nie spodziewałam się, że znowu będzie Shallan, tym bardziej że w drugim tomie było jej dużo. Ale to chyba jednak nie ma takiej zasady, że jeden tom -- głównie jedna postać. W dwójce w końcu dużo było też Kaladina, a czwarty tom podobno ma być o Eshonai, która jest trupem. Pewnie tak by nam to nie przeszkadzało, jakby Shallan nie była tu tak denerwująca. :)
No tak, ale wyraźnie mniej Kaladina niż Shallan, zresztą nie mogło go być niewiele, bo w końcu jest częścią istotną Shallan. :) A Dawca to właściwie i Shallan, i Dalinar. Ale w drugim tomie mi się już lepiej to czyta. Nie mniej jednak Dawca słabszy od "Drogi" i "Słów". Jutro kończę.
UsuńPrzeczytałam tylko podsumowanie bo jestem w trakcie drugiego tomu. I też czuję troszkę "obniżenie lotów" jak na Sandersona. ;)
OdpowiedzUsuńTo miło, że to nie tylko ja, chociaż szkoda, że jest "obniżenie lotów". :)
UsuńTen tom jeszcze przede mną i właśnie słyszałam, że może zostać odebrany jako nieco rozczarowujący, bo jest spokojniejszy niż poprzednie. Nie zmienia to jednak faktu, że muszę to przeczytać!
OdpowiedzUsuńSpokojniejszy to jedno, ale dla mnie był po prostu rozwleczony. Czytaj i dziel się wrażeniami. :)
Usuń.
OdpowiedzUsuńKażdy autor ma gorsze momenty :D a w Polsce to chyba jakaś niepisana reguła żeby dzielić fantasy mimo że w oryginale jest jeden tom, strasznie mnie to denerwuje, ale z drugiej strony takie grubasy jak właśnie chociażby Sanderson to byłyby niezłe kloce
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. :) Mi się zdaje, że to dzielenie tomów rzadko się zdarza, przoduje w tym chyba Fabryka Słów. Przyznam, że tego podzielonego Sandersona czytało się tak o niebo wygodniej, ale z drugiej strony... trochę tak dziwnie. :P
UsuńTymi dialogami to się pewnie sama zirytuję. ALe powiem Ci, że Sanderson pisząc tak obszerny cykl już na samym początku wysoko sobie ustawił poprzeczkę (Droga Królów) i już później ciężko mu było utrzymać ten poziom. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Mimo wszystko z tym cyklem się zżyłam i nawet, jeśli nie darzę do jakąś nadzwyczajną sympatią, to czytać będę.
OdpowiedzUsuńSzkoda jednak, że w tej trzeciej części zgrzyta. I że mało jest Kaladina, bo w sumie to też jest jeden z najmocniejszych punktów ABŚ. I coś czuję, że jeżeli kiedyś będę się zastanawiała, czy warto kontynuować lekturę, to może zaważyć ewentualna krzywda, która mogłaby spotkać Kaladina nieodwracalnie.
Motyw superbohaterski - tego najbardziej się obawiam, bo ja samego świata superbohaterów za bardzo nie lubię (takie ze mnie dziwadełko). Zobaczę, jak odbiorę to w czasie czytania, ale postarama się mimo wszystko do Dawcy podejść neutralnie ;>
Tak. A przy tym tomie naprawdę zaczęłam się obawiać, jak to pójdzie dalej. Mam nadzieję, że się odbije w czwartym. Dopóki tak naprawdę nie zaczęła się akcja, a wszystko przygotowywał pod grunt nadchodzącej apokalipsy, że się tak wyrażę, wszystko było okej, ale teraz trochę słabiej jak już to nadeszło.
UsuńHm. To w sumie ciekawe, czy Sanderson zdecydowałby się Kaladinowi zrobić nieodwracalną krzywdę. Ale to też taki bohater, który ciągle wstaje, jak upada, więc nie wiem, co to mogłoby być... może jakby wybił mu cały most czwarty... :)
Czekam na wrażenia. ;3
No niby wstaje jak upada, ale co, jeżeli kiedyś mu zabraknie siły, żeby wstać? Wolałabym tego nie doświadczyć, ale wiesz jak to jest z najtwardszymi bohaterami, może tak być, że w pewnym momencie się Kaladin ugnie.
UsuńChyba na lipiec/sierpień sobie zaplanuję lekturę. A miałam nadrabiać Simmonsa. Ech, za dużo tego.
Tak, może tak się stać. Lubię Kaladina najbardziej z całej serii i nie chciałabym żeby go zabrakło, ale z drugiej strony byłoby to ciekawe i bardzo poruszające. :)
UsuńAno, za dużo... Mi Upadek Hyperiona ciągle leży...
Strasznie czaję się na książki tego autora, ale jakoś ciagle coś jest ważniejszego. A na polce stoi tyle nieprzeczytanych książek, że szok!
OdpowiedzUsuńZnam ten ból... :D
UsuńSkończyłam wczoraj i również brakowało mi Kaladina. Tak mało go było :/ A co do żeńskiej części Świetlistych - wydaje mi się, że panie mają po prostu bardziej spektakularne moce - czy to Shallan czy Jasnah, jak coś robią to z przytupem ;P No i faktycznie, autor zrobił Świetlistych trochę zbyt nieśmiertelnych. Fajnie się czytało te wszystkie walki, ale brakowało dreszczyku emocji związanego z tym, że ktoś może zginąć w tym całym rozgardiaszu.
OdpowiedzUsuńNudno czasami było, ale ja tak kocham tę serię, że chyba niemożliwe jest abym była niezadowolona :P Według mnie pierwsze 300 stron najbardziej przynudzało, później było lepiej, chociaż zdarzały się przestoje. Ogólnie akcja bardzo nierówna.
Szkoda, że się zawiodłaś. Dla mnie ta część też była gorsza od poprzednich, ale nadal bardzo dobra.
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Może i masz rację z tymi paniami. Chociaż Kaladin też ma spektakularne moce, lata w końcu. :P Dreszczyku niepewności brakowało bardzo, zwłaszcza przy końcówce.
UsuńRównież kocham tę serię i w moim przypadku to jest tak, że tym bardziej zawiedziona się czuję, bo chciałam czegoś, co chociaż będzie tak dobre jak poprzednie tomy. Nie jest to duży spadek, ale jednak jakiś jest. Mnie się lepiej zaczęło czytać dopiero w drugim tomie i tak, akcja bardzo nierówna.
No trudno, oby tylko potem było lepiej. :)
Mam w planach! :D Sanderson to jeden z tych autorów, z którymi trochę czekam aż minie wielki boom, bo bardzo się obawiam, że mój balon oczekiwań nadmiernie się nadmucha i książki nie spodobają mi się tak jak bym tego chciała.
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś nt. literówek/błędów/posklejanych słów ogromnie mnie wkurza. Ostatnio korekta książek jest po prostu tragiczna. Wciąż wspominam np. "Arystokratkę na koniu", zaledwie 180 stron lektury, a błędów (nawet ortograficznych!) chyba na co drugiej stronie! Widzę, że ostatnimi czasy korekta książek, nawet tych od najlepszych wydawnictw, które zawsze szanowałam właśnie za jakość, dramatycznie się pogarsza, a wcale nie czekamy na ich wydania tak krótko!
Hm, nie wiem, kiedy ten boom minie. :) Sanderson pisze często i ciągle gdzieś się jego książki pojawiają.
UsuńOj, to kiepsko z tym co piszesz o Arystokratce. Mnie się to właściwie nie zdarza, tylko tutaj było nagromadzenie tych wszystkich błędów. Szkoda, tym bardziej że o Arystokratce wiele dobrego słyszałam i sporo osób na nią czekało, a tu taki psikus. :(