20 lipca

20 lipca

Jak wkręcić czytelnika, czyli o "Narzeczonej księcia" Goldmana


William Goldman to straszny dowcipniś. Od 45 lat wkręca czytelników i jeśli popatrzy się na lwią część wpisów o tej książce, to od razu widać, że robi to z powodzeniem. Narzeczona księcia jest więc przykładem takiej książki, o której lepiej nie wiedzieć nic przed jej czytaniem — a przynajmniej lepiej nie szukać o niej niczego w internecie, bo zepsujecie sobie przyjemność bycia wkręconym. No chyba, że nie jesteście tak bardzo naiwni, jak ja i od razu podczas czytania wyczujecie, że coś jest nie tak. Mnie czerwona lampka zapaliła się dopiero pod koniec książki, kiedy Goldman wciągnął w to wszystko Stephena Kinga. W tekście są oznaczone spoilery.

Narzeczona księcia to powieść, która prawdopodobnie bardziej jest znana za sprawą ekranizacji z 1987, w której główne role grali młodziutka Robin Wright oraz Cary Elwes. Goldmana natomiast możecie znać za sprawą scenariuszy do takich filmów jak Maratończyk, O jeden most za daleko, Wszyscy ludzie prezydenta czy Butch Cassidy i Sundance Kid (za te dwa ostatnie został nagrodzony Oscarem). Jego dwie najsłynniejsze powieści to Maratończyk oraz Narzeczona księcia. A czymże jest rzeczona Narzeczona księcia? Po okładce i tytule można pomyśleć, że jest to kiepskie romansidło. Patrząc na wydawnictwo, które postanowiło książkę wznowić, czyli wydawnictwo Jaguar specjalizujące się w młodzieżówkach, można pomyśleć, że jest to książka dla młodzieży. Nic z tych rzeczy. William Goldman napisał bowiem pastisz powieści przygodowych i fantasy, a przy tym klasyczną, awanturniczą powieść i historię romantyczną w jednym.

Zanim jednak w ogóle dojdziemy do tej powieści, trzeba najpierw przebrnąć przez bardzo długie wstępy Goldmana. Książkę czytałam na czytniku i właściwa jej część zaczyna się od 14%. Aż kusi i skręca, żeby te wstępy pominąć, nie róbcie tego jednak. Sama się na nie denerwowałam, sama z rezygnacją patrzyłam na wolno ubywające strony i piszę to z całą świadomością tego, że mogą być nudnawe. Wstępy są jednak istotne, jeśli chcecie zrozumieć dowcip... no i mnie na przykład w pewnym momencie wciągnęły tak bardzo, że prawie przejechałam przystanek. Autor potrafi ciekawie opowiadać nawet o bzdurach, a w tym przypadku rozwodzi się o tym, jak powstawała ta książka, jakie perypetie przeżywał w związku z kręceniem filmu, jak to S. Morgenstern napisał oryginalną wersję tej powieści, a on ją tylko skraca, aby była bardziej przyjazna dla czytelnika, czy też prostu podaje urywki ze swojego życia.




Kiedy natomiast dojdziemy już do mięsistej treści... oj, dzieje się, moi drodzy. Historia ma miejsce w krainie Floren, miejscu położonym pomiędzy przyszłymi państwami: Szwecją i Niemcami. Było to jeszcze przed powstaniem Europy, lecz po powstaniu Paryża; przed wynalezieniem makijażu, ale po zaprojektowaniu dżinsów. Buttercup jest przeuroczą, lecz kapryśną, humorzastą panną ze skrytym pod warstwą brudu potencjałem na zostanie najpiękniejszą kobietą w swoim stuleciu. Westley natomiast to jej zabójczo przystojny parobek, który daje sobą pomiatać na prawo i lewo, każde żądanie Buttercup kwitując nieodmiennie prostym "jak każesz". Los chciał, że ta dwójka zapałała do siebie miłością tak silną i czystą, że nic, dosłownie nic nie było w stanie ich rozłączyć. A dużo ludzi próbowało, ba! Nawet śmierć okazała się nieskuteczna.

Narzeczona księcia zawiera w sobie naprawdę urokliwą, porywającą i zabawną historię, o ile trafi do Was ten typ humoru. Tutaj wszystko niby jest na poważnie, ale jednak nie jest, a Goldman wyolbrzymia i przejaskrawia każde wydarzenie i każdego bohatera do granic możliwości. Jeśli Fezzik ma być silny, to jest silny aż do przesady, a przy okazji wielki i głupi, co kojarzy nam się ze stereotypowym opisem osiłka. Jeśli Inigo Montoya chce się zemścić, to mści się całym sobą, całe życie poświęcając na doskonalenie szermierczej sztuki. Buttercup jest szalenie piękna, ale przy okazji beznadziejnie głupia. A Westley... Westley to chodzący ideał.




Głównym zadaniem powieści jest to, żeby czytelnika bawić. Autor przedstawia nam konkretną, awanturniczą przygodę od punktu A do punktu B i koniec. Nie jest to książka, która skupiałaby się na psychice bohaterów i ich rozwoju osobistym. Absolutnie nie jest to też książka, którą należy brać na serio. Sporo sytuacji jest tutaj absurdalnych, więc jeśli lubicie absurd w książkach, powieści Pratchetta czy Douglasa Adamsa, to jest to powieść, na którą powinniście zwrócić uwagę. Osobiście jestem zachwycona poczuciem humoru Goldmana i tym, jak bardzo pokręconą i uroczą historię napisał. Najbardziej jednak podoba mi się jego literacki dowcip i to, że się na niego złapałam. I wiecie, są takie książki, które czyta się dla misternej fabuły, pięknego języka czy wartościowego przekazu. Narzeczoną Księcia warto przeczytać dla formy i tylko po to, żeby dać się wkręcić.

Będę się trzymać tego, że najlepiej czytać tę książkę, nie wiedząc, o co chodzi, a potem poszukać sobie w internecie informacji na jej temat, bo żeby odkryć żart, trzeba wyjść poza. A ponieważ nie mogę się powstrzymać, żeby o tym nie napisać, to po przeczytanej książce możecie zajrzeć do poniższego fragmentu wpisu, gdzie są...

... SPOILERY


Widzicie, Goldman po mistrzowsku miesza fikcję z rzeczywistością i w efekcie nie wiadomo, którym z jego słów można dać wiarę. Czytelnikowi przez myśl nawet nie przechodzi, żeby kwestionować to, o czym tak przekonująco i rozwlekle pisze w tak długich wstępach. I choć od początku można mieć podejrzenia, że ten cały S. Morgenstern, którego książkę rzekomo Goldman skraca, nie istnieje — bo nie istnieje i nigdy nie istniał, a książka od początku do końca jest napisana przez tylko przez Goldmana — to na przykład to, że autor wcale nie miał syna, lecz dwie córki, nie jest już takie oczywiste. Prawdopodobnie wszystkie fragmenty dotyczące jego życia są zmyślone. Poza tym, że skłamał w sprawie swoich dzieci, to też jego ojciec nie był fryzjerem, lecz biznesmenem, a jego żona nie miała na imię Helen, lecz Ilene. Co jeszcze zmyślił? Któż to wie, ale wyobraźcie sobie, że Goldman przez około 70 stron książki we wstępach przedstawia nam z ogromnym zaangażowaniem historię, jak to w dzieciństwie ojciec czytał mu tę książkę, jak on później próbował zaszczepić miłość do niej u swojego syna, jak wytoczono mu sprawę o prawa do niej, a nawet, że sam Stephen King chciał się w całą sprawę wmieszać, i to wszystko to fikcja.

Mało tego, w trakcie książki są fragmenty odautorskiego komentarza, że o, w tym właśnie miejscu Morgenstern rozwodzi się przez kilkanaście stron na nudne tematy, więc je pominiemy. Są też komentarze samego S. Morgensterna, który, jak już zostało wspomniane wyżej, nigdy nie istniał. I to tylko dowcip, moi drodzy, czy też trolling, jak to byśmy dziś nazwali. Coś niesamowitego, naprawdę jestem pod wrażeniem.

KONIEC SPOILERÓW


Książkę gorąco polecam osobom, które lubią absurdalne rozwiązania, brak powagi w powieściach i akcję prowadzoną półżartem, półserio. Narzeczona księcia to specyficzna książka, którą albo się pokocha, albo nie. Sporo zależy od tego, czy odpowiada Wam taki humor. Znajdziecie tutaj wielką miłość, porwania, spiski, zemstę i wiele, wiele więcej. I koniecznie sprawdźcie sobie potem, o co chodzi z tym żartem. Wtedy zupełnie inaczej spojrzycie na całą książkę. :)




17 komentarzy:

  1. Powiem tak: o rany! Strasznie mnie zaciekawiłaś, bo patrząc pobieżnie na okładkę i tytuł spodziewałam się właśnie niezbyt lotnej młodzieżówki albo romansu. A tu taka niespodzianka! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym nie wiedziała, co to jest, to też bym tak pomyślała i zignorowała książkę. :) Ciesze się, że zaciekawiłam. :D

      Usuń
    2. @Katarzyna - miałam dokładnie tak samo, po okładce od razu "romans - idź dalej". :D

      Usuń
  2. Czytałam dawno temu i pamiętam, że mi się nie podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, ale rozumiem, czemu może się nie podobać. :)

      Usuń
  3. Wzbraniałam się przed tą książką, bo wygląda... cóż, wygląda jak wygląda. Sam opis również nie wydawał się zachęcający, a autora skojarzyłam dopiero, gdy napisałaś, że odpowiada za Wszystkich ludzi prezydenta. Generalnie może spróbuję dać szansę tej książce, ale nieco się obawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba, jeśli zaryzykujesz. Ja miałam z niej dużo frajdy. :D

      Usuń
  4. Już od dłuższego czasu planuję przeczytać, ale nadal czeka na półce. Mam nadzieję, że trafi do mnie ten rodzaj humoru, bo na necie jest mnóstwo pozytywnych recenzji zagranicznych blogerów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śledzę zagranicznych blogów, ale książka jak najbardziej zasługuje na mnóstwo pozytywnych recenzji. :D Oby Ci się spodobało. :)

      Usuń
  5. Mam ją w planach, a że uwielbiam humor sir Terry'ego, to coś czuję, że mi się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy o niej nie słyszałam i przyznam, że mnie zaintrygowałaś. Na wszelki wypadek pominęłam spoilery ;) Ściągnęłam już na legimi i tylko nie wiem, kiedy ją wcisnę w napięty grafik czytelniczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, bardzo się cieszę. :D Wciśnięcie książki w grafik to zawsze jest problem, niestety. Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba. :)

      Usuń
  7. Zawsze miałam wrażenie, że widziałam film, po czym ostatnio odkryłam, że widziałam zaledwie fragmenty^w^;;; Dobrze, dobrze, przynajmniej do książki podejdę jak do czegoś nieznanego i nowego!
    Lubię śmiać się podczas czytania, zwłaszcza gdy humor wypełniony jest dużą ilością ironii, sarkazmu i częstego puszczania do czytelnika oczka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero po przeczytaniu książki dowiedziałam się, że jest film. :D Miałam obejrzeć, ale jeszcze mi się to nie udało. :)

      Usuń
  8. Ten tytuł został wręcz doskonale skrojony, choć zrozumienie żartu faktycznie wymaga wyjścia "poza". Nie chcemy również pozostawiać spoilerów, więc dodamy tylko, że długi wstęp mógłby sam w sobie być "powieścią" i gorąco polecamy tę pozycję! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. :) Mnie jednak wstęp troszkę zmęczył, zwłaszcza na początku, kiedy irytowałam się, że jest taki długi, a ja chcę już właściwą treść. :)

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger