Lavie Tidhar znany jest już w Polsce za sprawą dwóch książek, które ukazały się nakładem wydawnictwa MAG w serii Uczta Wyobraźni. Ja jednak nie czytałam ani Osamy, ani Stulecia przemocy, i dopiero Stacja Centralna pozwoliła mi zapoznać się z twórczością autora. Do tej książki podchodziłam z niejaką ostrożnością, ponieważ jak kocham fantasy, tak w science-fiction dopiero raczkuję. Poza tym jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki, której autorem byłby pisarz izraelskiego pochodzenia.
Stacja Centralna jest smutną wizją przyszłości, gdzie wirtualność miesza się z rzeczywistością, a granica pomiędzy człowiekiem a maszyną praktycznie nie istnieje. W tym świecie panuje nieustanny harmider, ponieważ odgłosy miasta i językowej różnorodności mieszają się z Konwersacją, nieprzerwanym strumieniem danych tworzącym równoległy świat wirtualny. Za pomocą specjalnych wszczepów niemal wszyscy ludzie podłączeni są do Konwersacji, dzięki czemu żyją w dwóch światach: fizycznym i wirtualnym. Wciąż jednak istnieją tacy, którzy się na to nie godzą lub z jakichś powodów mogą żyć tylko w rzeczywistości. W świecie Lavie Tidhara ludzie ci są wyrzutkami, dziwakami; traktuje się ich jak osoby niepełnosprawne. Tutaj nie uświadczy się dyskryminacji ze względu na płeć, religię czy orientację seksualną, bo nawet ślub dwójki mężczyzn przyjmuje się jako coś normalnego, ale dyskryminację ze względu na niemożliwość uczestniczenia w wirtualu jak najbardziej.
W powieści nie mamy jednego głównego bohatera, a wątków do opowiedzenia jest kilka. Boris Aaaron Chong po latach wraca na Ziemię z Marsa, ponieważ jego ojciec cierpi na raka pamięci i tonie we wspomnieniach swojego rodu. Na ojczystej planecie Boris spotyka swoją dawną miłość, Miriam Jones, która prowadzi knajpkę Mama Jones i opiekuje się dwójką adoptowanych dzieci, Krankim i Isobel. Isobel zakochuje się w Motlu, cyborgu, który kiedyś wykorzystywany był na wojnach, a od lat nikt o nim nie pamięta. Carmel, wampir danych przybywa na Ziemię za Borisem. Zamiast krwi wysysa z ludzi wspomnienia. Wszystkie te historie łączą się ze sobą i każda z postaci jest w jakiś sposób powiązana z inną, a to tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ postaci w książce jest znacznie więcej.
Fragment grafiki z angielskiego wydania |
Mam jednak wrażenie, że bohaterowie wykreowani przez autora nie są tak naprawdę istotni. Najważniejsza jest tutaj wizja, pomysł, pewien futurystyczny obraz świata. Żyją w nim ludzie, którzy stopniowo udoskonalają mechanicznie samych siebie, tajemniczy, całkowicie cyfrowi Inni oraz tak zwani Robotnicy, których umysły przeniesiono w ciało cyborga i wysłano na wojnę, by walczyli i ginęli raz po raz. Po wojnie zostali zmuszeni do żywienia się ochłapami i żebrania o części; ich los nikogo już nie obchodzi. Są też tacy, którzy opierają się mechanizacji, cyfryzacji i postępowi technologicznemu, tkwiąc pomiędzy przeszłością, a przyszłością. Padają pytania o człowieczeństwo, o wolność wyboru i o te najważniejsze w życiu wartości. Bo nawet jeśli świat tak bardzo poszedł naprzód, to pewne rzeczy i tak się nie zmieniają. Nie ważne, czy jesteś człowiekiem, czy robotem, każdy w gruncie rzeczy pragnie móc kogoś kochać i być kochanym. Każdy także pragnie w coś wierzyć, a wybór wiary jest doprawdy szeroki: judaizm, chrześcijaństwo, islam, hinduizm, Kościół Robota... odłamów jest mnóstwo, tak jak i rozmaitych kultur, które zderzają się ze sobą w Stacji Centralnej, kosmoporcie powstałym na pograniczu izraelskiego Tel Awiwu i arabskiej Jaffy.
Stacja centralna fascynuje tą wizją przyszłości, ale ma dla mnie jedną, poważną wadę. Nie wynika ona jednak z błędów autora, a z moich własnych preferencji. Bo widzicie, nie ma tutaj żadnej, jednolitej linii fabularnej; właściwie fabuły nie ma tutaj w ogóle. Stację Centralną czyta się jak zbiór opowiadań i tym właśnie ta książka jest: zbiorem powiązanych ze sobą historii, które były publikowane przez autora w ciągu kilku lat, a które potem zostały przerobione na powieść i wydane w jednym tomie. Ja niestety nie przepadam za opowiadaniami i nawet jeśli zostały nam one zaserwowane w formie powieści, to mimo wszystko czuć, że pierwotnie ta forma była inna.
Zabrakło mi też wspomnianej fabuły, jakiś większych wydarzeń, które angażowałyby czytelnika i nie pozwalały oderwać się od książki. W Stacji Centralnej tylko śledzimy życie poszczególnych postaci do tego stopnia, że w pewnej chwili pomyślałam, że to obyczajówka w klimatach sci-fi, ale nie — to nie jest książka tego rodzaju, bowiem wszystko stanowi jedynie pretekst do kreacji świata. Jednak w ostatecznym rozrachunku Lavie Tidhar i tak pozostawia nas z mnóstwem pytań bez odpowiedzi, a niektóre wątki aż proszą się o rozwinięcie, którego nie dostały.
Drugi fragment tej samej grafiki z angielskiego wydania |
Zabrakło mi też wspomnianej fabuły, jakiś większych wydarzeń, które angażowałyby czytelnika i nie pozwalały oderwać się od książki. W Stacji Centralnej tylko śledzimy życie poszczególnych postaci do tego stopnia, że w pewnej chwili pomyślałam, że to obyczajówka w klimatach sci-fi, ale nie — to nie jest książka tego rodzaju, bowiem wszystko stanowi jedynie pretekst do kreacji świata. Jednak w ostatecznym rozrachunku Lavie Tidhar i tak pozostawia nas z mnóstwem pytań bez odpowiedzi, a niektóre wątki aż proszą się o rozwinięcie, którego nie dostały.
Książkę polecam wszystkim, którzy mieliby ochotę po taką wizję przyszłości sięgnąć. Stacja Centralna nie przytłacza tym, że jest książką z gatunku fantastyki naukowej, ale brak konkretnej linii fabularnej może dla niektórych stanowić przeszkodę. Jest to książka smutna i nostalgiczna, pozwalająca się zadumać nad tym, czy taka właśnie przyszłość nas czeka i gdzie właściwie leży granica. Z pewnością nie jest to lektura łatwa i rozrywkowa, więc jeśli akurat szukacie czegoś takiego, to Stacja Centralna zdecydowanie odpada. W innym wypadku z pewnością jest to pozycja warta rozważenia.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Hmm... nie lubię science-fiction, choć z twojej recenzji jawi się całkiem ciekawa opowieść;-)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie do końca w moim guście, choć przyznam, że Twój opis mnie zainteresował. Może po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńScience fiction to nie do końca moja bajka, choć ostatnio czytam jej całkiem sporo. Mam wrażenie, że bohaterowie znikają w większości utworów tego gatunku, a zamiast nich ważniejsze są wizje świata... Nie do końca mi się to podoba, więc chyba nie sięgnę po tę powieść.
OdpowiedzUsuńJa się do sf coraz bardziej przekonuję, chociaż jeszcze niedawno trzymałam się od takich książek z daleka :)
UsuńHm, myślę, że i tak skusiłabym się na Stację centralną, bo już wiem, czego oczekiwac i z taką wiedzą lektura nie powinna aż tak mnie rozczarować. W sumie w wielu powieściach zdarzało się, że ogólna wizja świata była najważniejsza, a bohaterowie odgrywali rolę pośredników, którzy przekazują tę wizję czytelnikowi. Wtedy mniej się przywiązuje do postaci, ale jakaś koncepcja na powieść to na pewno jest. A zbiory opowiadań mi nie przeszkadzają, lubię króką formę.
OdpowiedzUsuńTak, i wcale nie uznaje tego za wadę :) Dla mnie największym problemem była ta forma opowiadań... myślę, że zupełnie inaczej bym do tego podeszła gdybym od początku wiedziała, że to były opowiadania. Teraz zastanawiam się, czy sięgnąć po Stulecie przemocy, bo mam pod ręką :)
UsuńBrzmi jak ciekawe s-f, ale jeśli to zlepek opowiadań sprasowanych w powieść, która nie do końca się klei jako jedna historia, to jednak dziękuję. Ta grafika jest fantastyczna!
OdpowiedzUsuńMi się nie kleiła, momentami zastanawiałam się nawet, czy przysnęłam i coś przegapiłam, bo nagle nie wiadomo dlaczego czytałam o zupełnie o innej sytuacji... :) Wszystkie te opowiadania są ze sobą powiązane i tworzą jakąś całość, ale myślę że lepiej by było, gdyby od początku była mowa, że to opowiadania. Większość recenzji niestety o tym nie wspomina.
UsuńGrafika jest genialna, zgadzam się :)