26 października

26 października

Porozmawiajmy o tym, o czym zwykle się nie rozmawia, czyli "Świat kupek" Terry'ego Pratchetta



Nadszedł dzisiaj taki dzień, w którym będę się rozwodzić nad książką o kupkach. Zanim zaczniecie się zastanawiać, czy wszystko ze mną w porządku i czy to już jest ten moment, w którym trzeba dzwonić po pilną pomoc lekarską, zwróćcie proszę uwagę na to, kto jest autorem tej książki. Bo gdyby nie on, to na pewno bym po taką książkę nie sięgnęła.

Terry Pratchett to pisarz, na którego książkach się wychowałam. Do jego twórczości żywię miłość głęboką i niezmienną aż po dziś dzień, i w moich oczach jest to jedyny autor, który nawet o takim śmierdzącym temacie potrafiłby napisać ciekawie. I zrobił to, aczkolwiek Świat kupek bardziej adresowany jest do dzieci, niż do dorosłych, chociaż sięgać po taką książkę mogą osoby w każdej grupie wiekowej. Widzicie, właściwie jest to bajka, ale oczywiście byłoby to zbyt nudne, gdyby Pratchett wymyślał zwyczajne bajki o rycerzach, księżniczkach i małych dziewczynkach zagubionych w lesie, a więc my możemy czytać o kupkach. Warto dodać, że tak naprawdę jest to książka, która powstała na kartach innej książki, ponieważ pierwsza wzmianka o niej pojawiła się w Niuchu.

Jak dobrze pamiętamy z Niucha, Młody Sam Vimes uwielbiał Świat kupek autorstwa panny Felicity Beedle, autorki takich pozycji jak Siuś-ludzie, Radość woskowiny czy Chłopiec, który nie potrafił dłubać we własnym nosie. Przez świat fekaliów przeprowadza nas młody Geoffrey, chłopiec, który w wyniku pewnych rodzinnych zawirowań trafia pod opiekę Babci w Ankh-Morpork. Tam zaczyna interesować go temat kupek, i tak jak niektórzy zbierają znaczki, a inni pocztówki, to nasz bohater postawia kolekcjonować kupki każdego stworzenia na świecie i założyć poświęcone temu muzeum. Przy okazji dowiaduje się wielu przydatnych informacji o tym, jak funkcjonuje nasz świat od tej mniej przyjemnej strony.


 
Jak powiadają, co odpływa, to powraca, choć nie musimy się przyglądać, kiedy nas mija. Ale zachowywanie się jak koty i wiara, że jeśli czegoś nie widzimy, tego nie ma, to sposób myślenia, który nie uchodzi w eleganckim towarzystwie. Bez nawozu, bez gnoju nie istniałoby rolnictwo, a bez rolnictwa nie byłoby ludzi wartych uwagi. Tak więc dedykuję tę książkę mojemu staremu przyjacielowi, Harry’emu Królowi, człowiekowi, który gnój potrafi zmieniać w złoto.


Okej, nie ukrywajmy: temat jest niesmaczny i nawet jeśli pisze o tym Pratchett, czasem może nas złapać chwila refleksji, co my właściwie czytamy. Nie sposób jednak nie uśmiechnąć się pod nosem w niektórych momentach, a nawet nie zaśmiać otwarcie, ponieważ wyobraźnia i humor autora co rusz potrafią nas do tego sprowokować. A humoru jest tutaj mnóstwo (inaczej by się nie dało), standardowo pełno jest też przypisów, no i to po prostu znany i kochany Pratchett, z tym że bohaterem jest chłopiec, a nie osoba dorosła, przez co automatycznie zmienia się docelowy wiek odbiorcy. Książka jest też bogato ozdobiona ilustracjami Petera Dennisa, które bardzo dokładnie odnoszą się do tego, o czym właśnie czytamy. W tym miejscu wypadałoby wrzucić jakieś foty, ale niestety ja czytałam książkę w legimi i fizycznego egzemplarza nie posiadam, jednak całość możecie obejrzeć na filmiku opublikowanym przez wydawnictwo TUTAJ.

Być może nie widać tego na tym filmie, ale książka jak wiele innych pozycji tego rodzaju została wydana w taki sposób, jakby faktyczną autorką była panna Felicity Beedle, a nie sam Terry Pratchett. Na początku książki mamy spis innych pozycji opublikowanych przez pannę Beedle, a nawet, uwaga, autograf dla Młodego Sama. Dla mnie jest to niesamowicie pozytywny akcent, który automatycznie podnosi wartość książki w moich oczach.


 
Koty to tajemnicze zwierzęta, a ich odchody cuchną tak mocno, że same koty nie lubią tego zapachu i dlatego wszystko zakopują. Koty są także bardzo zakłopotane, jeśli wiedzą, że człowiek im się przygląda, więc odwracają się w inną stronę. Nawet czarownice, które do tworzenia zaklęć potrafią wykorzystać prawie wszystko, na kocich odchodach stawiają granicę. 


Jednak tym, co najbardziej mi się spodobało w Świecie kupek jest podejście innych ludzi do Geoffreya i jego, bądź co bądź, ekscentrycznego hobby. Spójrzmy już na zachowanie samej Babci: kobieta nie strofuje go, nie wyśmiewa i nie poucza, że powinien znaleźć sobie bardziej przydatne i normalniejsze zajęcie, ale zachęca go i wręcz pomaga mu dowiedzieć się więcej o tym zagadnieniu, organizując wycieczki do różnych, ciekawych miejsc w Ankh-Morpork. Pozostałe, napotkane osoby w książce również nie próbują wybić chłopcu tego pomysłu z głowy, a raczej uważają go za ciekawego, zaradnego i pracowitego młodego osobnika, który przejawia inicjatywę, chce się uczyć i ma jakiś pomysł, którym mógłby się zająć. I to jest w tej książce absolutnie wspaniałe, że nie gasi się pomysłowości i ciekawości dziecka, nawet jeśli cóż, rozmawiamy o kupkach. 

Świat kupek
polecałabym przede wszystkim fanom Świata Dysku jako uzupełnienie serii (książka do niej należy i ma numerek 39.5 wg LC) i zaznajomienie się z pozycją, za którą szalał Młody Sam. Do tych, którzy nie czytali: niech wam tylko nie przyjdzie do głowy zaczynanie przygody z Dyskiem od tej właśnie książki. Najlepiej sięgnąć po nią już po lekturze Niucha i po zaznajomieniu się trochę z tym światem, ponieważ wtedy wyciągniecie z niej najwięcej. Jeśli natomiast temat kupek jest dla was zbyt obrzydliwy i czujecie, że zwyczajnie by was to przytłoczyło, to śmiało możecie książkę pominąć, ponieważ jest to jedynie dodatek. Niemniej jednak miło jest przeczytać coś nowego od Pratchetta w sytuacji, kiedy wiemy, że nic nowego już nie powstanie - a przynajmniej nowego dla nas, ponieważ książka w oryginale została wydana w 2012 roku, czyli rok po premierze Niucha. Trzymam teraz kciuki za polską wersję Where is my cow?, a także za Nanny ogg's cookbook. Przede wszystkim za Nanny ogg's cookbook :)


P.S. Dodałam do infografiki na stałe serię i numer tomu, bo bardzo mi tej informacji brakowało. Dodałabym jeszcze datę pierwszego wydania, ale zabrakło mi miejsca :)
  


15 komentarzy:

  1. Brzmi zabawnie, ale chciałabym te książki przeczytać w końcu po kolei... Mam u siebie niby Kolor Magii w oryginale, ale właśnie przez to, że jest w oryginale, a Pratchett bawi się językiem, gdy próbowałam czytać, po prostu się irytowałam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jestem w mniejszości, ale nie polecam czytania Pratchetta od 1 tomu. Zacząć od początku cyklu o Straży, czy Wiedźmach - ok, ale te "pierwsze-pierwsze" są bardzo, bardzo specyficzne. Do tego stopnia, że swoje sprzedałam, bo nie mogłam na nie patrzeć ;) aż takim kolekcjonerem nie jestem...

      Usuń
    2. Popieram w pełni, żeby nie zaczynać od pierwszego tomu, a raczej sięgnąć po Straż albo Wiedźmy, ale z tego co pamiętam Katrina już czytała coś od Pratchetta, więc Kolor Magii nie byłby pierwszy :) W oryginale nawet nie próbuje czytać bo obawiam się, że pół rzeczy nie zrozumiem. Ale może kiedyś...

      Co do kolejności to proponuję czytać cyklami :)

      A jeśli już mówimy o kolekcjonowaniu, to ja natomiast chcę zebrać cały Świat Dysku :D A jak zaczynałam czytać tę serię to właśnie uwielbiałam magów i Rincewinda, potem przerzuciłam się na Straż i Wiedźmy ;)

      Usuń
    3. U mnie na półkach siedzi już wszystko poza magami właśnie (ok, za wyjątkiem Niewidocznych akademików, których lubię) :) Rincewind niestety nigdy mnie nie ujął, zakochałam się za to w Śmierci (Kosiarz to był mój pierwszy tom ŚD w życiu, miałam zdaje się 12 lat :)), a potem przyszedł czas na Straż i docenienie Wiedźm. Ostatecznie z tego trio Śmierć wylądował na końcu, ale nadal mam sentyment ogromny.

      Usuń
    4. Mnie Śmierć jakoś najmniej przypasowała. To znaczy uwielbiam Śmierć jako postać, ale do książek o nim mam raczej neutralny stosunek. A sentyment mam do Rincewinda z tego samego powodu: od niego zaczynałam i bardzo go lubiłam jako dziecko :)

      Usuń
  2. Właśnie skończyłam czytać :) Niestety, ja Pratchetta tu czułam tylko i wyłącznie w przypisach, a i to nie zawsze. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to jednak trochę odcinanie kuponów, bo ani świat, ani fani ŚD nie zbiednieliby, gdyby taka książka się nie ukazała... Jakby nie patrzeć, Pratchett jest chyba najbardziej płodnym nieżyjącym autorem ever, a już myślałam, że Tolkiena nic nie przebije.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełnie inaczej niż ja, bo dla mnie to był po prostu Pratchett tylko w wersji bardziej dla dzieci, ale przyznaję że najwięcej jego humoru było w przypisach.

      Zawsze w przypadku takich książek można myśleć o odcinaniu kuponów, ale powiem na swoim przykładzie: ja uwielbiam cykl o Straży, to mój ulubiony wśród całego Świata Dysku, i uwielbiam Vimesa, więc możliwość przeczytania książeczki, którą on czytał swojemu dziecku to dla mnie ogromna frajda. Racja, nikt by nie zbiedniał, gdyby to się nie ukazało, ale nie jest to książka napisana na odwal, bo fani i tak kupią, więc miło ją przeczytać i zobaczyć, co też Młody Sam tak uwielbiał. To po prostu fajne :)

      Co do kwestii płodnego, nieżyjącego pisarza: Świat kupek ukazał się, kiedy autor żył, tak jak i wszystkie Dyskowe dodatki. To tylko u nas ukazują się one po jego śmierci. Natomiast w przypadku Tolkiena mnóstwo jego pozycji zostało opublikowanych po raz pierwszy po jego śmierci. U Pratchetta nie jest możliwe, żeby cokolwiek wyszło nowego po jego śmierci, ponieważ dysk twardy z jego zaczętymi pracami został zniszczony i nikt tego nie dokończy. Więc jest spora różnica i zupełnie się z tobą w tym przypadku nie zgadzam :)

      Usuń
    2. O, patrz, dzięki za sprostowanie! Byłam przekonana, że "kupki" wyszły pośmiertnie. Faktycznie, zrobiłam research i te książki, które ukazały się już po śmierci Pratchetta, a które miałam na myśli, to zbiory opowiadań dla dzieci z początków twórczości. Inna sprawa, że o ile pamiętam z wywiadów, to on niekoniecznie chciał te pierwsze, gazetowe teksty reanimować i rozpowszechniać ;) Więc faktycznie porównanie z Tolkienem trochę z czapy. Mea culpa :D

      Usuń
  3. Lubię wszelkie dodatki do serii, ale... w tym przypadku najpierw musiałabym przeczytać cały Świat Dysku. może kiedyś :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam z całego serca, warto, dużo tu humoru, przytyków do naszego świata i absurdu :)

      Usuń
  4. Zaczęłam świat dysku, ale inne rzeczy stały się ważniejsze i nie skończyłam. Ale w końcu się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama nie skończyłam czytać całego Dysku, ale mam taki cel żeby stopniowo wyczytać wszystko podseriami :)

      Usuń
  5. Cóż, jako osoba pochodząca z rodziny, w której na tematy niesmaczne rozmawia się częściej, niż na smaczne, książka o kupkach to must have:P A już zwłaszcza w wykonaniu Pratchetta, którego uwielbiam za humor i przenikliwy wgląd w absurdy naszego świata. Dziś nawet w księgarni widziałam egzemplarz, ale zupełnie zapomniałam, że synek Vimesa się w niej zaczytywał!

    Ciekawe, czy ciocia, która koniecznie chce kupić mi książkę na święta, będzie bardzo oburzona, jeśli poproszę o tą "śmierdzącą" pozycjęXD

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na pewno będzie bardzo zdziwiona, że chcesz książkę o kupkach xD

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger