Władcę much polecono mi jakiś czas temu jako antyutopię. Była to dla mnie na tyle skuteczna rekomendacja, że właściwie nie patrząc nawet, o czym ta książka jest, postanowiłam ją przeczytać. Do tej pory Władca much kojarzył mi się jedynie z telewizyjnym serialem Włatcy móch i jak się okazuje niebezpodstawnie, bo serial ten nawiązywał do wątków przedstawionych w powieści. Tak samo, jak i Zagubieni, Simpsonowie czy South Park.
W książce Wiliama Goldinga banda dzieciaków, chłopców wyłącznie, trafia na bezludną wyspę. Nie wiadomo, jaka to wyspa, nie wiadomo, w jakich jesteśmy ramach czasowych, wiadomo natomiast, że dzieci trafiły na nią w wyniku katastrofy lotniczej. Najważniejszą informacją jest jednak to, że nie ma z nimi żadnego dorosłego. Ani jednego. Wolność, Tomku, w swoim domku, pomyślały dzieci i upojone nagłą wolnością w ekstazie zaczęły planować, jak to fantastycznie będzie im tutaj samym. Zero zakazów, zero nakazów, słowem: róbta, co chceta. To jest nasza wyspa. Wspaniała wyspa, mówił Ralf, Będziemy sobie używali, póki dorośli po nas nie przyjdą.
Władca much to klasyka światowej literatury i jedna z lepszych antyutopii, jakie napisano. Jednak nawet nie wiedząc o tym, że książka nie będzie sielankową opowieścią o przygodach zaradnych chłopców na bezludnej wyspie, z miejsca wyczuwamy, że w jakiś sposób skończy się to źle. Książkę łatwo daje się przewidzieć i z jednej strony jest to wada... z drugiej można uznać, że powieść konsekwentnie dąży do swojego końca. Dzieci są dziećmi, zachowują się jak dzieci i myślą jak dzieci, i na tym polu nie spotka nas żadne większe zaskoczenie.
Roger pochylił się, wybrał jeden kamień, zamierzył się i rzucił w Henry'ego - rzucił specjalnie tak, żeby nie trafić. Kamień, ów symbol niedorzecznej epoki, śmignął o kilka kroków w prawo od Henry'ego i plusnął w wodę. Roger zebrał garść kamyków i zaczął nimi rzucać. Wokół Henry'ego była jednak przestrzeń o średnicy może sześciu jardów, w którą Roger nie śmiał trafić. Oto niewidzialne, jednakże silne tabu dawnego życia. Bawiące się dziecko było nietykalne - strzegli go rodzice, szkoła, policja i prawo. Ruch ręki Rogera warunkowała cywilizacja, która nie wiedziała o nim nic i leżała w gruzach.
Władca much to opowieść o ludzkiej naturze, o podłościach, do których jesteśmy zdolni i o tym pierwotnym złu, które siedzi w każdym z nas, a które w książce przyjmuje postać tajemniczego zwierza. Niewątpliwie jest to też historia o tym, do czego zdolne są dzieci, "porządni, brytyjscy chłopcy", którzy wszak pochodzą z tak cywilizowanego kraju. Co zrobimy, jakie myśli przyjdą nam do głowy, kiedy wiemy, że jesteśmy bezkarni? Do pewnego momentu ograniczać nas będzie karzący bat wychowania w społeczeństwie, zaszczepiony nakaz przestrzegania pewnych norm moralnych, ale co się stanie, kiedy zostanie to zupełnie zagłuszone? Na pewnej płaszczyźnie książka jest też ukazaniem konfliktu między siłą, prawem dżungli, a sprawiedliwym, pokojowym i zwyczajnie rozsądnym podejściem do rządów. Pełno jest w niej też symboliki i alegorii.
Fragment grafiki z wydania z 2012 roku, zawierającego wstęp Stephena Kinga |
Powieść napisana jest bardzo prostym językiem, można w niej znaleźć takie zwroty jak "klawo", "fajowo" czy "fajniście". Dla jednych będzie to wada, dla innych zaleta; ja myślę o tym w kategoriach zalet, ponieważ taka stylistyka pozwoliła mi lepiej wczuć się w książkę. We Władcy much nie znajdziemy żadnych fajerwerków i porywających zwrotów akcji ani wszelkich innych upiększeń, a jednak książka ma w sobie to tajemnicze coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Nie jest to lektura trudna w odbiorze, a mimo tego zawiera w sobie głębokie przesłanie, nad którym możemy się zadumać, a rozgrywające się na jej kartach wydarzenia z pewnością w jakiś sposób nas poruszą i zapadną w pamięć.
Książka została po raz pierwszy wydana w Polsce w 1967 roku i muszę powiedzieć, że starzeje się znakomicie. Władca much wciąż jest aktualny i czyta się go lepiej, niż niejedną współczesną powieść, a przez nieskomplikowane słownictwo sięgnąć po niego mogą także nastoletni czytelnicy. Odnajdą się oni w powieści tak samo dobrze, jak i osoby dorosłe; w końcu to oni świeżo mają w pamięci to, jak okrutni potrafią być ich rówieśnicy.
Ze swojej strony powieść gorąco polecam i szczerze zazdroszczę wszystkim tym, którzy Władcę much mają jeszcze przed sobą. To jedna z lepszych książek, które przeczytałam w tym roku i jedna z tych nielicznych pozycji, do których kiedyś z chęcią chciałabym wrócić. Wciąż o niej myślę i na swój egzemplarz z biblioteki spoglądam ze smutkiem, bo zaraz będę musiała go oddać. A rozstać się z tak wyśmienitą literaturą jest niezwykle ciężko.
P.S. Za polecenie książki dziękuję Ewelinie :)
Władcę czytałam jeszcze w LO, mieliśmy świetną polonistkę i zaproponowała nam ją jako lekturę. Minęło tyle lat, a ja nadal jestem pod jej wrażeniem. Aż sobie chyba odświeżę :)
OdpowiedzUsuńU mnie Władca much nie był lekturą, ale może to i lepiej, bo w czasach szkolnych traktowałam lektury po macoszemu. Dopiero teraz doceniam taką literaturę :)
UsuńMy byliśmy wtedy jedyną klasą w roczniku, która ją przerabiała i akurat się cieszę, bo ja byłam raczej z tych, co lektury czytali. Moim wyrzutem sumienia jest tylko nieskończony Lord Jim z LO i jakaś książka o bitwie pod Monte Cassino z ósmej klasy ;)
UsuńNo ja tych wyrzutów sumienia mam dość dużo :D W podstawówce i gimnazjum jeszcze czytałam, ale w liceum w sporej mierze leciałam na streszczeniach, ale miałam na tyle przyzwoitości, że chociaż te cieńsze lektury czytałam :)
UsuńStrasznie się cieszę, że moje antyutopijne polecanki przyniosły taki pozytywny rezultat :) Ja też jestem niezmiennie pod wrażeniem "Władcy much", a czytałam tę książkę już ładnych parę lat temu. Dobrze, że o niej napisałaś - może ktoś zdecyduje się sięgnąć po takiego zapomnianego starocia :)
OdpowiedzUsuńPrzyniosły i mam teraz na oku pozostałe książki z Twojej listy :)
UsuńOgólnie fabułę znam, bo pomagałam siostrze pisać jakieś tam wypracowanie, kiedy przerabiała Władcę much jako lekturę. Na pewno kiedyś sama sobie przeczytam, bo już w czasie analizowania lektury przez siostrę byłam całkiem tej książki ciekawa. I gratulacje, że czytasz klasykę ;)
OdpowiedzUsuńStaram się czytać jednego klasyka na miesiąc gdzieś od początku roku :)
UsuńKlasyka przez duże K. I to ta z worka podpisanego "Rewelacyjne" i "Koniecznie trzeba znać". Polecam. ;)
OdpowiedzUsuńJakby się dało, to kliknęłabym "lubię to" ;)
UsuńJuż wcześniej miałam ją zapisaną na liście, a teraz muszę odświeżyć, co by o niej pamiętać ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto o niej pamiętać i w końcu sięgnąć :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Władcę much" czytałam dość dawno, ale przemawia do mnie ten rodzaj antyutopii. Dobrze to określiłaś - od razu wiadomo, że ta powieść nie skończy się dobrze. Od pierwszych stron uderza czytelnika niepokojący, ale jednocześnie niedający się na długo od niej oderwać klimat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cieszę się, że to nie było tylko moje wrażenie. Czytałam "Władcę much" zastanawiając się, kiedy w końcu stanie się coś złego i co to dokładnie będzie :)
UsuńTak, to zdecydowanie jedna z tych książek, które koniecznie muszę przeczytać, ale jakoś do tej pory tak nie po drodze mi z nią było - nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że jest topornie napisana i mimo objętości będę się z nią męczyć tygodniami. A tu zaskoczenie. Więc tym bardziej jestem przekonana, że sięgnę raczej wcześniej niż później, bo w końcu aż wstyd nie znać. ;)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie jest to topornie napisana książka, bardzo szybko i bez bólu się ją czyta i przede wszystkim bardzo wciąga :)
Usuń"Władca much" porusza ważne tematy i jest dobrze napisana, ale ma jeden minus - wszystkie dzieci to chłopcy, w związku z czym podczas czytania cały czas miałam gdzieś w tle głowy pytanie: jak rozwinęła by się sytuacja, gdyby na wyspie wyładowały dziewczyny, na ile różnie reagowałyby w podobnych sytuacjach? Z tego powodu po przeczytaniu książki czułam spory niedosyt, bo "Władca" chwalony jest jako opowieść o ludzkiej naturze, a dla mnie połowy tej natury w ogóle w książce nie było. Nie mniej książkę warto przeczytać, z tym nie sposób się nie zgodzić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ania
Faktycznie można się nad tym zastanawiać i gdzieś nawet widziałam, że chcą kręcić film, gdzie bohaterami byłyby dziewczynki, ale tak naprawdę nie sądzę, żeby to się specjalnie różniło w efekcie końcowym i pisząc to myślę przede wszystkim o swojej chrześnicy (5 lat) która jest dużo, dużo gorsza w zachowaniu od swojego brata (7 lat) :)
UsuńMogło być tak, że autor zdawał sobie sprawę, że z jakiś względów nie stworzy tak dobrych postaci żeńskich i poprzestał na bliższych mu męskich. Jeśli autor nie czuję się na siłach, to wolę przeczytać genialną książkę z samymi chłopcami niż niedopracowaną z różnorodnymi bohaterami. Ale przyznaję, też chętnie zapoznałabym się z wersją z chłopcami i dziewczynkami.
UsuńA to też prawda.
UsuńCzytałam dawno temu, ale pamiętam, że była fantastyczna :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam antyutopie i już od dłuższego czasu myślę o przeczytaniu "Władców Much", muszę w końcu się zabrać za niego. :)
OdpowiedzUsuńJak uwielbiasz antyutopie to bierz się jak najszybciej :D
UsuńJuż nawet nie pamiętam kiedy ją czytałam - LO, albo początek studiów. Świetna książka i zastanawiam się czy sobie jej nie odświeżyć. :D
OdpowiedzUsuńDo takich lektur warto wracać, więc wcale się nie dziwie :) Mi na przykład zwykle szkoda czasu na powtórne czytanie książek ale są takie, dla których robię wyjątki :)
UsuńKojarzę ten tytuł tylko z Czesia, ale chętnie siegnelabym po klasykę
OdpowiedzUsuń