10 kwietnia

10 kwietnia

Oto fantasy idealne. "Droga Królów" Brandona Sandersona


Dwa lata temu po raz pierwszy stawiłam czoła arcyburzy. Było to na tyle silne doświadczenie, że nie zapomniałam go do tej pory. Dziś, z okazji zbliżającej się wielkimi krokami premiery trzeciego tomu Archiwum Burzowego Światła, postanowiłam znów dać się temu porwać. Byłam przekonana, że wiedząc już, z czym mam do czynienia, efekt będzie znacznie słabszy. Myliłam się. Nie doceniłam arcyburzy.

Droga Królów, która otwiera przewidziany na nie bagatela dziesięć tomów cykl, jest opowieścią epicką, monumentalną i pełną rozmachu. Brandon Sanderson przejawia zamiłowanie do pisania opasłych cegieł, toteż jeden taki tom liczy sobie około tysiąca stron w powiększonym formacie. I, jak to zwykle bywa w przypadku tak rozlazłych serii fantasy, ten pierwszy tom jest zaledwie wstępem do dalszej historii i zarazem wprowadzeniem do świata, który stworzył autor. A takie wprowadzenie jest tutaj wyjątkowo potrzebne, ponieważ świat stworzony przez Sandersona jest... cóż, powiedzieć, że bogaty, to za mało.

Autor stworzył wszystko totalnie od zera, zarówno faunę, jak i florę, waluty, miary, postawy walki, magię, religię... po prostu wszystko, odwracając też takie rzeczy jak to, że to nie mężczyźni są piśmienni, ale właśnie kobiety, a dla mężczyzny hańbą jest umieć czytać (chyba że jest się kapłanem żarliwcem). Sanderson wprowadził też ogrom zróżnicowania kulturowego i rasowego. To nie seria fantasy, w której będziemy mieli trzy państwa na krzyż tłukące się ze sobą nawzajem. W Drodze Królów przeróżnych nacji jest masa, każda z inną kulturą, zwyczajami czy wyglądem, i każda z nich ma swoje cechy charakterystyczne. Znudziły was elfy, trolle i krasnoludy? Ta książka jest dla was, bo w ogóle ich tu nie uświadczycie — a jednak ten świat pełen jest magii i fantastycznych stworzeń. Sanderson jest autorem, który daleko wykracza poza przyjęte schematy w fantasy. Mało tego, nawet po tym tomie, a właściwie po dwóch, bo piszę jako osoba, która i Słowa Światłości ma za sobą, ten świat odkryty jest przed nami tylko w maleńkiej cząstce. Sanderson niczym wirtuoz sadyzmu w kilku preludiach do poszczególnych części książki potrafi zanęcić obietnicą kolejnych nieodkrytych lądów, nowych zwyczajów, ludów i kultur sprawiając, że rozpościera się przed nami świat dopracowany w takich detalach, tak bardzo rzeczywisty, tak bardzo zróżnicowany, że z miejsca skłonni jesteśmy uwierzyć, że on gdzieś rzeczywiście istnieje.




Zbudowanie świata od podszewki wymaga pewnych zdolności we wprowadzeniu do niego czytelnika tak, by się w nim nie pogubił. Brandonowi Sandersonowi udaje się to w sposób mistrzowski, ponieważ ani przez chwilę nie czujemy się przygnieceni jego rozmachem. Autor we wszystko wprowadza nas powoli, kroczek po kroczku, co z kolei sprawia, że niestety Droga Królów wolno się rozkręca i potrzeba przebrnąć przez pewną pokaźną ilość stron, by tę historię w pełni pokochać. Uwierzcie mi jednak — warto. Świat ten trawiony jest wojną, toteż i wielbiciele militarnej fantasy znajdują tutaj łakomy kąsek. Cały ambaras rozpoczął się od zabójstwa króla Gavilara przez tajemniczego Skrytobójcę w Bieli. Zabójstwo to było tym podlejsze, że stało się w czasie imprezy z okazji zawarcia sojuszu z równie tajemniczym ludem Parshendich, który jednocześnie był zleceniodawcą skrytobójstwa. W efekcie tych wydarzeń na Strzaskanych Równiach od lat toczy się wojna między Aletharem a Parshendi w imię zemsty za zamordowanego króla. Jest to jednak tylko wycinek tego, co może zaserwować nam Droga Królów, ponieważ historia tego świata sięga wielu, wielu tysięcy lat wstecz, i zapowiada nam nadchodzący, wielki kataklizm od strony sił wyższych.




Jak już było powiedziane przy okazji wpisu o Elantris, Brandon Sanderson wiele wysiłku poświęca na to, by to opowieści o ludziach wewnątrz epickiej historii czyniły ją wartą czytania.* W Drodze Królów tych istotnych postaci mamy kilka, i jak to się przyjęło w ostatnich latach, narracja prowadzona jest z kilku perspektyw zamiast jednej. Ponadto autor objął taki schemat działania, iż jedno jego opasłe tomiszcze poświęcone jest na pogłębienie historii jednej z jego głównych postaci. Droga Królów skupia się więc w szczególności na historii Kaladina, młodego chirurga, który odkrywa, że woli być wirtuozem włóczni niż skalpela. Historia Kaladina jest... pełna trudów, cierpień i znojów; z pewnością jest to ktoś, kto miał w życiu bardzo pod górkę. To taki typ bohatera, którego jednocześnie chce się przytulić do piersi, zagłaskać na śmierć i pocieszyć, a z drugiej dać mu solidnego kopa, by w końcu się ogarnął. Kaladin cierpi bowiem na depresję, choć nie jest to nigdzie powiedziane wprost. Upada, a potem wstaje tylko po to, by znów upaść, i z każdym takim upadkiem podniesienie się z poziomu podłogi jest coraz trudniejsze. Jednocześnie jest to postać pełna wewnętrznych konfliktów, nienawiści i nieufności, ale też honoru, odwagi, lojalności i oddania.




Właściwie ten honor, odwaga i wyższe ideały towarzyszą całej książce, a także kolejnej, i jak mogę przypuszczać, następnym również. Jeśli tęsknicie więc za prawymi bohaterami, którzy walczą z zepsuciem, brakiem poszanowania innego człowieka, wyzyskiem, marnowaniem życia — ta książka jest dla Was. Nie tylko Kaladin przejawia bowiem takie cechy, lecz również Dalinar, który jest dokładnie taki, jak wyobrażalibyśmy sobie ideał rycerza — prawy, szlachetny, honorowy, przestrzegający kodeks i walczący w imię słabszych. Co ciekawe Dalinar postrzegany jest jako ten słabnący i tchórzliwy nie tylko przez wartości, które zaczęły sterować jego życiem (bo przestrzeganie tych wyższych ideałów i kierowanie się jakimś kodeksem w życiu uznawane jest za passé), ale też przez dziwne wizje, które go nawiedzają. Droga Królów to jednak nie tylko męska historia pełna wojen i wyższych ideałów, ponieważ w książce występują też bardzo silne postacie kobiece. Trzeci punkt widzenia w książce przyjmujemy od strony Shallan, u której znajdziemy zamiłowanie do nauki, poświęcenie tej nauce, a także rozprawy moralne, filozoficzne i naukowe... i wiele, wiele więcej, bo również ona kryje w sobie jakąś mroczną przeszłość. Okej, może powiedzmy to sobie wprost — wszyscy główni mają tutaj mroczną przeszłość i przeróżne życiowe perturbacje, ale Sanderson na tyle przekonująco opowiada ich historie, że zamiast podawać w wątpliwość takie natężenie ciężkich przeżyć, po prostu w to wierzymy. Dopowiem jeszcze, że silnych, damskich postaci jest w książce więcej.




I jest jeszcze czwarty punkt widzenia prezentowany od strony najbardziej tajemniczej, intrygującej i klimatycznej postaci w całej serii, czyli od Skrytobójcy w Bieli, Kłamcy z Shinovaru, człowieka, który przeprasza, kiedy zabija.

Sanderson znany jest jako pierwszorzędny światotwórca, jednak moim zdaniem równie fenomenalnie wyszło mu tutaj nakreślenie portretów psychologicznych postaci. Chociaż trwa to długo, my naprawdę doskonale rozumiemy, co kieruje tymi ludźmi, jakie mają obawy, wątpliwości i nadzieje, dlaczego czasem podejmują takie, a nie inne decyzje i dlaczego czasem się mylą. Z drugiej strony takie dogłębne rozkminy psychiki postaci nie są dla wszystkich i niektórzy mogą uznać je za nudne. Ogromną zaletą w kreowaniu tych postaci jest to, że one nie stoją w miejscu. Cały czas się zmieniają, cały czas są w ruchu. Jeśli więc lubicie doskonale nakreślone i pogłębione charaktery, to ponownie — ta książka jest dla Was.

Droga Królów nie jest powieścią napisaną przepięknym językiem, jeśli więc oczekujecie zachwytów również z tej strony, to niestety nie mogę ich dać. Uważam jednak, że Droga Królów i właściwie cała seria napisana jest najlepiej i najdojrzalej ze wszystkich książek Sandersona. Pisze on rzemieślniczo dobrze, ale bez zachwytów, z nawiązką nadrabia za to w innych polach.




Archiwum Burzowego Światła jest bowiem czymś, o czym marzy każdy wielbiciel książek fantasy, który lubi w dany świat wsiąknąć bez reszty, który pragnie dobrze wykreowanych postaci, wielkich ideałów, bogactwa w kreacji świata, który chce epickości, bitw, intryg, emocji, oddania, zdrad, cierpień, miłości, humoru i chemii między bohaterami, a przy tym kocha odkrywać, odkrywać, i jeszcze raz odkrywać. Końca tej historii bowiem nie widać. Tutaj zawsze jest kolejna tajemnica do odkrycia, a najgorliwsi fani mogą z łatwością wykroczyć poza książki i pogłębiać wiedzę na przykład z tak zwanych WoBów, czyli Words of Brandon, a więc informacji spoza książki, które udziela sam autor na różnych spotkaniach czy konwentach a które dotyczącą funkcjonowania jego świata. Mało tego, większość książek Sandersona tworzy wszechświat zwany cosmere, który również jest ze sobą powiązany i który też można odkrywać, odkrywać, odkrywać... A co najlepsze to wcale nie jest tak, że bez tej wiedzy tajemnej nie zrozumiemy jego książek. Idea cosmere i wszystkich pozostałych smaczków zasygnalizowana jest tylko w tle, by nowy czytelnik nie poczuł się przytłoczony i wszystko dobrze zrozumiał, a jednocześnie mógł wyjść poza to i kopać głębiej, jeśli tylko zechce.**




Warto jeszcze wspomnieć o wydaniu, ponieważ książki z tej serii są przepiękne w środku. Zawierają mnóstwo ściśle zgranych z tekstem ilustracji, które przedstawiają faunę i florę, krajobrazy, stroje, postawy walki, rozrysowane obozy wojenne i różne inne rzeczy jak stronę z kodeksu wojennego Alethich. Tu jest nawet kolorowa mapka! Do perfekcji brakuje tylko wydania w twardej okładce, ale tego chyba się nie doczekamy. Tak opasłe tomiszcze w miękkiej oprawie ma skłonność do łamania grzbietu, niestety, i bardzo łatwo się niszczy.

Droga Królów i kontynuacja to coś, do czego gorąco zachęcam wszystkich fanów fantasy. Dla mnie jest to ideał fantasy. Rozpisanie tak monumentalnego dzieła na dziesięć tomów jest przedsięwzięciem bardzo ambitnym, ale nie wątpię, że autorowi się to uda. Pozostaje tylko uzbroić się w cierpliwość, ale efekt jest tego wart.

Polecam!


*słowa Dana Wellsa z posłowia "Elantris"
** Z wywiadu z Brandonem Sandersonem przeprowadzonym przez portal gram.pl. Link do wywiadu.


36 komentarzy:

  1. Nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć się do zachwytów nad Sandersonem. Jeżeli ktoś lubi fantasy, a jeszcze nie zna ABŚ, gorąco polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie da się kliknąć "lubię to". :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z tym że świat tego cyklu jest zachwycający - ale ten tom to najsłabsza książka Sandersona (a czytałam prawie wszystko jego autorstwa) - widać, że uczył się w nim pisać, tworzyć sceny i postacie, dlatego dopiero końcówka Drogi królów do nadaje się do czytania. (Wszystkie moje zarzuty opisałam tu: http://glodnawyobraznia.blogspot.com/2017/10/droga-nudosprenow.html, ciekawe, czy się ze mną zgodzisz?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po samych naszych wpisach widać, że zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Natomiast zdanie, że Sanderson uczył się tutaj pisać... no wow, mocny zarzut i myślę, że totalnie mija się z prawdą.
      Ja również czytałam prawie wszystko jego autorstwa i Droga Królów jest dla mnie najlepsza. Także ten, konflikt interesów mamy. :)

      Usuń
  3. To jest ta seria, którą mam na razie w planach do przeczytania i liczę, że uda mi się to zrobić jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto! Akurat teraz druga część trzeciego tomu będzie miała premierę, to jest okazja. :)

      Usuń
  4. Już od dawna chce się zabrać za książki Sandersona. Tak mało czasu tak dużo czytania :( Ale muszę. Bardzo dobra recenzja ! :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ABŚ trzeba zarezerwować sobie bardzo dużo czasu, bo to opasłe tomiszcza. :) Polecam gorąco i dziękuję. :)

      Usuń
  5. Ach ten Sanderson. :D
    Chyba nic więcej napisać nie mogę, bo wszelkie zachwyty opisane powyżej są w pełni uzasadnione. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta książka jest cudowna. Zresztą jak wszystko, co tylko napisze Sanderson. Jestem szczerze zachwycona jego książkami. Uwielbiam jego niesamowitą kreację światów, swobodę w pisaniu oraz silne bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również. Nie napisał jeszcze ani jednej książki, na którą bym kręciła nosem. Są lepsze i gorsze, ale wszystkie na określonym poziomie i wszystkie czyta się świetnie. Wyobraźnia autora wciąż i wciąż mnie zaskakuje. :)

      Usuń
  7. Ha, jeśli Sanderson pisze szybciej niż George R.R. martin, to powinno mu się udać :)
    Nie czytałam jeszcze nic Sandersona, ale czuję się tak totalnie przekonana, że już chyba dłużej nie mogę odkładać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie pisze szybciej. :D Na jedną książkę z ABŚ czeka się jakieś 3 lata, a pomiędzy wypuszcza jeszcze inne o mniejszych gabarytach. :)
      Czytaj, czytaj, polecam gorąco. Zawsze można zacząć od czegoś cieńszego, chociaż mi nic ABŚ nie przebija. :)

      Usuń
    2. Jeśli już się na coś jego porwę, to chyba właśnie na grubego zwierza ;)

      Usuń
  8. Od dawna mam ochotę sięgnąć po twórczość Sandersona, ale trochę wstrzymuje mnie fakt, że nie jestem wielką miłośniczką fantasy. Lubię od czasu do czasu zanurzyć się w historię tego typu, ale jednak częściej albo oglądam ją na ekranie, albo uczestniczę w formie gry, a rzadziej poznaję dzięki powieści. Z tego względu boję się, że rzucę się na głęboką wodę i odbiję od opowieści liczącej tyle stron i będącej dopiero wstępem do bardziej rozbudowanego dzieła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... to może spróbuj z czymś cieńszym? Elantris jest bardzo fajne, a to tylko jeden tom... na tę chwilę, bo Sanderson ma pisać kiedyś kontynuację, ale to zamknięta historia. Ewentualnie Rozjemca (ta sama sytuacja), ale znacznie bardziej polecam Elantris. Inne jego książki to już serie na kilka tomów, poza Idealnym Stanem -- to krótka, bardzo fajna nowelka (koło 100 stron). Nie liczę młodzieżówek. A spoza fantastyki jest bardzo przyjemny Legion (koło 200 stron). :)

      Usuń
    2. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź :) Mam wrażenie, że teraz trochę lepiej orientuje się w zawiłościach twórczości Sandersona. Może rzeczywiście sięgnę po "Elantris", chociaż jak znam siebie, pod wpływem emocji rzucę się na opasłe wielotomowe dzieło, a potem będę narzekać na swoją porywczość i niecierpliwość :D

      Usuń
    3. Proszę. :) No ja się sama rzuciłam najpierw na Drogę Królów i absolutnie tego nie żałuję, ale byłam zupełnie nieświadoma, ile to ma mieć tomów i co to w ogóle za autor. Tak czy inaczej obie książki polecam. :)

      Usuń
  9. Och, uwielbiam tego autora i jego książki, a ta bardzo przypadła mi do gustu. Nie wiedziałam, że ma być tak dużo tomów. Byłam pewna, że zakończy się na tym, który ma wkrótce pojawić się w naszych księgarniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. :) To dobra wiadomość czy zła dla Ciebie? Mnie strasznie cieszy, że to będzie taki długi i opasły cykl. :)

      Po pięciu tomach prawdopodobnie Sanderson wymieni głównych bohaterów. Trzeci tom jest poświęcony Dalinarowi, czwarty ma być o Eshonai, ale to niepotwierdzone info.

      Usuń
    2. Trochę mnie to zasmuciło. Jednak najczęściej (przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń) im dłuższa seria tym gorzej. Mam nadzieję, że w tym przypadku tak nie będzie. Ja jednak lubię jak seria się kończy na dobrym poziomie i mimo, że bardzo często ogromnie tęsknie za jakimś bohaterem to jestem zadowolona, że nic nie było na siłę przeciągane. Czyli autor chce zrobić tak jak w cyklu Z Mgły Zrodzony? Najpierw jedni bohaterowie, a potem w zupełnie innym czasie, ale tym samym miejscu, znów inni?

      Usuń
    3. Prawda, często jakość tych tomów spada albo po prostu są już pisane na jedno kopyto i po prostu się nudzą. Ale ja wierzę w Brandona. :)

      Trochę nie tak. Podobnie jak w Z mgły zrodzonym będą dwie dwie serie po 5 tomów, czyli w sumie 10, ale nie wiadomo jaka dokładnie będzie między nimi przerwa czasowa, prawdopodobnie jednak nie tak drastyczna, jak między Erami w Z mgły zrodzonym. Na grupie na fejsie poświęconym Sandersonowi pisali, że bohaterowie pierwszoplanowi będą drugoplanowymi, czyli przerwa raczej będzie kilka-kilkanaście lat, ale czy to jest potwierdzone info, czy tylko spekulacja, to nie wiem.

      Usuń
  10. Bardzo lubię tego autora, ale ABŚ jeszcze przede mną. Zostawię je na deser :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszędzie słyszę o Sandersonie, że jest po prostu geniuszem i muszę w końcu sama to sprawidzic ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco. :) Może nie określiłabym go geniuszem, ale z pewnością jest to jeden z bardziej wartych uwagi pisarzy fantasy w ostatnich latach. :)

      Usuń
  12. Ja mam moją Zbroję Cierpliwości już na sobie w przypadku tej serii. Poczekam, aż będzie co najmniej 8 tomów :P Ale nie ukrywam, że mam duże nadzieje - z tego co piszesz wynika, że moje główne zarzuty względem choćby Ostatniego Imperium powinny tutaj już nie mieć zastosowania, skoro mamy fajnie pogłębione charaktery bohaterów... no i uwielbiam wizje tego gościa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na starość to będziesz czytać. :P Myślę, że nie ma sensu wstrzymywać się z czytaniem z tak długą serią, no ale to już jak wolisz. :)
      Charaktery postaci według mnie są znacznie lepiej przedstawione niż w Z mgły zrodzonym. I to naprawdę prezentuje się... dojrzalej. Pamiętam Twój zarzut o młodzieżówkowatość względem Z mgły zrodzonego i choć wtedy się z tym nie zgadzałam, to po czasie przyznaję Ci rację. W Drodze Królów tego nie ma, choć dialogi czasem brzmią topornie albo zbyt patetycznie, ale to już myślę kwestia tłumaczenia jest. No i Kaladin nie raz potrafi przyprawić o secondhand embarrassment. :D

      Usuń
  13. Dla mnie Sanderson idealny nie jest, ale na pewno dobry. Przyznam, że Droga królów narobiła mi takiego apetytu, że Słowa światłości nieco mnie rozczarowały. Natomiast postać Kaladina to jeden z moich ulubionych elementów tej historii - miecze są fajne, stwory wymyślone przez Sandersona też, ale Kaladina i jego rozkminy lubię najbardziej. Dawcę sobie chyba poczytam na wakacje, bo już się stęskniłam, a czeka od stycznia na półce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie nie tyle Sanderson, co ABŚ jest idealne. Inne jego książki tak do mnie nie trafiają. :D Tak, Kaladin jest cudowny i ja też najbardziej uwielbiam jego rozkminy. Za Dawcę biorę się jakoś zaraz, bo po Słowach Światłości mam takiego kaca, że muszę kontynuować od razu. :)

      Usuń
  14. Zgadzam się, to jest COŚ :) Pamiętam zachwyt, kiedy już dałam się wciągnąć, chociaż pamiętam, że pierwszych 200-300 stron szło mi dosyć opornie. Za to jak już się wszystko rozkręciło (a może to ja?), to ABŚ awansowało do moich ulubionych fantatsycznych pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie Ty, miałam identycznie, też wciągnęłam się po jakiś 300 stronach, albo nawet więcej mi to zajęło... nie pamiętam. :P Drugi tom czytałam już nad morzem, i zamiast rozkoszować się tym że kurczę, jestem nad morzem!... to jedyne co mi chodziło po głowie, to żeby czytać dalej. :D

      Usuń
    2. Uf :D ALe fakt, drugi tom wciąga niemal od razu :D

      Usuń
  15. Pozwolisz, że skomentuję w jedyny słuszny sposób... (๑>◡<๑)
    Zgadzam sięmw stu procentach ze wszystkim (a już zwlaszcza z zawstydzeniem z drugiej ręki w przypadku Kaladina;P)!
    Najlepszym dowodem na cudowność tej serii jest to, że przed premierą następnego tomu (czyli pewnie za milion lat) ponownie sięgnę po wszystkie poprzednie i emocje im towarzyszące wcale nie będą mniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego zawstydzenia z drugiej ręki w życiu nie zapomnę, bo w końcu dzięki Tobie wiem, jak to się nazywa. xD
      Tak! Ja to odkryłam właśnie teraz za drugim czytaniem, i emocje wciąż były potężne, nie mogłam się oderwać od obu tomów... ale też sporo szczegółów pozapominałam. Tylko teraz mam trochę przesyt po przeczytaniu dwóch tomów jednym ciągiem i zrobię małą przerwę przed Dawcą. :D

      Usuń

Copyright © 2016 Misie czytanie podoba , Blogger